[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam zdjął z palca pierścień z litego złota, dar od Ali za służbęw Indiach, i cisnął go w brunatną wodę.Z oddali niósł się przeciągły ryk tłumu, gdy Robzmierzał z powrotem do maristanu.Mikstura skutecznie oszołomiła Kasema, wyglądał jednak na ciężko chorego.Spojrzenie miał bez wyrazu, twarz bladą i zapadłą.Dygotał, mimo że dzień był ciepły, Robprzykrył go więc kocem.Wkrótce koc przesiąkł potem, a twarz starca płonęła od gorączki.Póznym popołudniem ból tak się wzmógł, że Kasem krzyknął, kiedy Rob dotknął jegobrzucha.W tej sytuacji postanowił zostać w maristanie i często podchodził do posłaniaKasema.Wieczorem zaczęła się agonia i wtedy przyszła też całkowita ulga.Przez jakiś czasstarzec oddychał spokojnie i równo, potem zasnął.Rob już dopuścił do siebie nadzieję, leczpo paru godzinach gorączka wróciła, ciało Kasema zapłonęło jeszcze mocniej, tętno stało sięszybkie i chwilami ledwie wyczuwalne.Miotał się na posłaniu i majaczył.- Nuwas! - wołał.- Och, Nuwas.Przemawiał to do swego ojca, to do stryja imieniem Nili, to znów do owego Nuwasa.Rob ujął jego ręce i serce w nim zamarło.Nie puszczał ich, gdyż nic już nie mógł muteraz dać poza swoją obecnością i tą nędzną pociechą, jaką niesie dotknięcie drugiegoczłowieka.W końcu ciężki oddech po prostu zwolnił, a potem ustał.Kasem umarł, Rob zaś wciążtrzymał jego pokryte odciskami dłonie.Jedną rękę podłożył pod sękate kolana, drugą pod nagie kościste ramiona, zaniósłciało do kostnicy, po czym wszedł do sąsiedniej izby.Zmierdziało w niej, będzie musiałdopilnować, by ją wyszorowano.Usiadł wśród skromnego dobytku zmarłego starca.Niewieletego było: jedno zapasowe ubranie, wytarte i stare, obszarpany dywanik modlitewny, kilkaarkuszy papieru i wyprawna skóra, na której Kasem polecił skrybie wypisać kilka wersetów zKoranu, dwie flaszki zakazanego wina, bochenek czerstwego ormiańskiego chleba i miskaskwaśniałych zielonych oliwek, tandetny sztylet z wyszczerbionym ostrzem.Minęła północ i prawie cały szpital już spał, od czasu do czasu zakrzyczał tylko lubzapłakał któryś z pacjentów.Nikt nie widział, jak Rob wynosił nędzne mienie Kasema zizdebki.Kiedy dzwigał do niej drewniany stół, spotkał pielęgniarza, którego niedobórpomocników rozzuchwalił na tyle, że przemknął obok hakima odwracając wzrok, aby go nieobarczył dodatkową pracą.W izdebce Rob z jednej strony stołu podłożył pod nogi deskę, by mieć pochyły blat, zdrugiej zaś ustawił na podłodze miskę.Potrzebował dużo światła, przeszukał więc cały szpital i wykradł cztery lampy ikilkanaście świec, które rozmieścił dokoła stołu jak przy ołtarzu.Potem przyniósł z kostnicyzwłoki Kasema i położył je na stole.Jeszcze gdy Kasem leżał umierający, Rob postanowił złamać zakaz.Teraz jednak,kiedy nadszedł ten moment, stwierdził, że z trudem oddycha.Nie był starożytnymEgipcjaninem i nie mógł wezwać paraszyty, żeby otworzył ciało i na siebie wziął grzech.Odpowiedzialność za czyn i sam grzech miały spaść na niego.Zakrzywionym ostrym nożem chirurgicznym zrobił nacięcie przez brzuch od kroczapo mostek.Ciało rozstąpiło się z szelestem i zaczęło krwawić.Sam nie wiedział, od czego zacząć.Odsunął skórę z mostka i wtedy nerwy gozawiodły.Miał w życiu tylko dwóch bliskich przyjaciół i obaj umarli z okrutnie rozpłatanąjamą brzuszną.Jeśli teraz jego przyłapią, umrze w ten sam sposób, a wcześniej będzie go czekaćobdarcie ze skóry, najstraszliwsza tortura.Wyszedł z izdebki i nerwowo przeszukał szpital, jednakże ci, którzy nie spali, niezwracali na niego najmniejszej uwagi.Wciąż czuł się tak, jakby ziemia otwierała mu się podnogami i poruszał się w powietrzu, a teraz jeszcze wydało mu się, że zagląda w przepaść.Przyniósł do zaimprowizowanego laboratorium drobno ząbkowaną piłkę do cięciakości i wyciął w mostku otwór podobny do tego, od którego zginął w Indiach Mirdin.W dolerozcięcia rozkroił ciało od krocza do środka uda.Powstały w ten sposób duży, niezgrabny płatudało mu się odchylić - odsłonił jamę brzuszną.Ukazała się czerwona tkanka ściany żołądka,białawe włókna mięśni i - chociaż Kasem był tak chudy - żółte grudki tłuszczu.Cienka wewnętrzna błona przepony była zaogniona i pokryta jakąś krzepnącąsubstancją.Chociaż Robowi wzrok niemal zaćmiło z przejęcia, wnętrzności wydały mu sięzdrowe poza jelitem cienkim, silnie zaczerwienionym w wielu miejscach.Najcieńsze nawetnaczyńka tak były wypełnione krwią, że wyglądały, jakby wstrzyknięto do nich czerwonywosk.Nieduży workowaty odcinek jelita, nienaturalnie sczerniały, przywarł do przepony.Kiedy ostrożnie spróbował go oderwać i pociągnął, błony popękały odsłaniającniewielką ilość ropy, czyli infekcję, która spowodowała u Kasema owe straszliwe boleści.Bóle zapewne ustąpiły, gdy chora tkanka pękła.Wtedy to najpewniej z ogniska zapalnegowylał się do jamy brzusznej rzadki, ciemny, cuchnący płyn.Rob zanurzył w nim palec iciekawie powąchał, ten płyn bowiem mógł być trucizną, która spowodowała gorączkę iśmierć.Miał ochotę zbadać inne jeszcze organy, za bardzo jednak się bał.Starannie zaszyłrozcięcie, aby Kasem ibn Sadi był cały, gdyby się kiedyś okazało, że święci mężowie mielirację co do zmartwychwstania, potem skrzyżował mu ręce w nadgarstkach, związał je iszerokim kawałkiem płótna opasał starcowi biodra.Na koniec dokładnie owinął ciało całunem i zaniósł je do kostnicy, gotowe dopochówku z samego rana.- Dziękuję ci, Kasemie - powiedział uroczyście na pożegnanie.- Spoczywaj w pokoju.Ze świecą poszedł do łazni w maristanie, wyszorował się do czysta i zmienił ubranie.Nadal jednak wydawało mu się, że czuje na sobie odór śmierci, natarł więc dłonie i ramionapachnidłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]