[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko się uczysz - mruknął Cloot.- Zatem do zobaczenia w Tal.- Po tych słowach Tor znów oddalił się o kilka kroków.- W porządku, Gynt.Nie mam zamiaru stracić przez ciebie wypłaty.Co to zawiadomość? - Riss był zdenerwowany i Tor napawał się świadomością, że to on go do tegodoprowadził.- Przykro mi, Riss.Mogę ją przekazać jedynie marszałkowi.Pospiesz się, człowieku,czas nagli, a ja muszę jechać do Tal.Wyświadczam tylko przysługę burmistrzowi.Tym, który w końcu odpowiedział, był Golag.- Marszałek zniknął w nocy.Nikt nie wie, co się z nim stało.Zabili też czterechwartowników.I wyłączył się, jak to on.Brawura Tora ustąpiła miejsca szokowi.- Jak mógł zniknąć, mając wokół siebie dwustu ludzi?- Trucizna, oto jak - zachrzęścił szyderczo Golag.- Jak to?- Wczoraj marszałek kazał otworzyć beczki z piwem i zarządził śpiewy.Byliśmy wświetnych humorach, ale szybko posnęliśmy i zbudziliśmy się pózno, z bólem głowy -wyjaśnił Riss, rozglądając się z zażenowaniem.- Chcesz powiedzieć, że zatruto piwo, żeby uprowadzić marszałka, gdy wszyscypousypiają? - Torowi trudno było uwierzyć we własne słowa.- Ale czego ktoś mógłby odniego chcieć?Riss wzruszył ramionami.- Nie mam pojęcia.Zabili czterech naszych ludzi, by go dostać, i zadali sobie wieletrudu, żeby nas unieszkodliwić.Wokół nich zgromadziła się niewielka grupka ludzi.Cloot złapał przyjaciela za ramię.Chodzmy, Tor.Więcej się tu nie dowiemy.- A ta ważna wiadomość? - warknął Golag.- Musimy najpierw znalezć marszałka - rzekł Tor.Riss zaniósł się ponurym śmiechem.- Wy? Dzieciak i kaleka? Lepsi od was szukali.Nigdzie nie ma po nim śladu.- Znajdziemy go, Riss, żywego lub martwego.Po tych słowach Tor w milczeniu ruszył za Clootem ku koniom.Chodzmy.- Na widok konsternacji na twarzy Tora Cloot postanowił przejąćinicjatywę.Dokąd?Po prostu idz za mną.- Cloot skierował konia prosto do lasu.- Zdaje się, że większość ludzi boi się wchodzić do Serca Lasu? - rzucił niby żartem.Tor nie myślał o tym wcześniej.Odpowiedział machinalnie, jakby prowadzilikurtuazyjną rozmowę, ale myślami był zupełnie gdzie indziej.Zastanawiał się, z jakiegopowodu Cyrus był aż tak ważny, że musieli zginąć czterej ludzie.Tak.Przez całe życie karmią nas przerażającymi opowieściami o dzikich bestiach idziwnych stworach, które tam żyją.Ja jednak zawsze uważałem to za folklor.Tak czy owak, strach jest prawdziwy.Założyłbym się, że żaden żołnierz KompaniiKrólewskiej nie zapuściłby się w ten las głębiej niż na parę kroków.Tym razem słowa Cloota przykuły uwagę Tora.Ale ekipy poszukiwawcze chyba wysłali?Och, w to nie wątpię.Nie sądzę natomiast, by wykonały one coś więcej niż tylkopobieżne poszukiwania na obrzeżach lasu.A coś mi mówi, że on gdzieś tam jest, aprzynajmniej był w nocy.Tor łagodnie pociągnął za lejce, by zatrzymać konia obok miejsca, w którymprzystanął Cloot.Oddalili się już dość daleko od obozu i stali pod jednym z wielkich dębówna skraju lasu.Czujesz to, Tor?Co?Mrowienie i lekki szmer.Nie potrafię się z nim sprząc, ale jest tu i kusi mnie, bymwszedł do lasu.Ja nic nie słyszę.Czuję się normalnie.- Tor był niemal rozgniewany.To dziwne uczucie, ale dobre.Może oznacza, że las nic nam nie zrobi.W porządku, pójdzmy tym tropem.Skoro las przeraża większość ludzi, dlaczego ktośmiałby zabierać tam marszałka?Cloot mlasnął.Tego nie wiem - oznajmił znużonym tonem.Uderzył Chyżego kolanami i ruszył naprzód.Bess podążyła za nim.Tor był uparty.Dlaczego po prostu nie pojechali z nim do Brewis i dalej?Nie znam odpowiedzi, Tor, ale jeśli Lys się w to wmieszała, to znaczy, że Cyrus jestdla ciebie ważny.A skoro zostałem zobowiązany do udziału w tych poszukiwaniach, muszę goznalezć.Zwiatło dnia ledwie się przedzierało przez gęsty drzewostan.W dole było chłodno ispokojnie, tylko od czasu do czasu z oddali dobiegał przytłumiony śpiew ptaka albo szelestskaczącej wiewiórki.Czujesz coś lub słyszysz, Tor?No.- Tor skrzywił się.- Tak.Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiał, Cloot.-Przyjaciel skinął głową.- Mam wrażenie, że las mnie wita.Chcesz powiedzieć, że on gada? - zapytał z niedowierzaniem Cloot.Nie jestem pewien.Ale.gałęzie i liście jakby do mnie kiwały.A las jakby sięuśmiechał.Tak, on.on się do mnie uśmiecha, Cloot.Niech nas Zwiatłość ma w opiece.- Cloot pokręcił głową.- Moje życie przy tobie stajesię coraz dziwniejsze, mały.Przez chwilę jechali w milczeniu, chłonąc piękno puszczy i czując żal z powodurozdeptywania porastających ścieżki leśnych kwiatów.Konie były spokojne i z zadowoleniemmeandrowały powoli przez to zaciszne miejsce.Wyjechali na polanę.W oczy uderzyło ich oślepiające słońce, w promieniach któregopląsały roje komarów.Tor zatrzymał się nagle i spazmatycznie wciągnął powietrze.To magiczne miejsce, Cloot.Tak.Lys też tu jest.Jak to? Widzisz ją? - Tor rozejrzał się gwałtownie.Nie.Ale czuję jej obecność.Cloot, co.Ciii, mały.Mówi do mnie.Cloot zamknął oczy i znieruchomiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]