[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, czy dam radę spokojnie odpowiedzieć, więc tylkokiwam głową.Potem muszę się pochylić nad danymi klientów,żeby nie zauważył łez w moich oczach.Gdy wracam z pracy do domu w piątkowe popołudnie,Londyn tętni weekendową radością.Mimo że słońcezdecydowanie kryje się za grubą, gęstą zasłoną chmur, wciąż jestgorąco, a po wietrze wydaje się wyjątkowo rozrzedzone.Jadąc windą do góry, czuję, że coś się zmieniło, a gdyprzekręcam klucz w zamku drzwi wejściowych, jestem pewna, żew mieszkaniu panuje inna atmosfera niż dotychczas.Po razpierwszy De Havilland nie wychodzi mi naprzeciw z wysokouniesionym ogonem W przedpokoju dostrzegam dwie dużewalizki.- Wiiitaj! - rozlega się czyjś głos i zaraz w drzwiach salonustaje elegancka starsza kobieta.Wysoka, zadbana, ubrana wniebieską drukowaną kopertową sukienkę.Skórę ma pokrytązmarszczkami , lecz miękką, a siwe włosy zgrabnie krótkoobcięte.To Celia.Wlepiam w nią wzrok w zdumieniu.- Wiem, wiem - mówi, idąc do mnie z otwartymi ramionami Powinnam była zadzwonić, ale kiedy chciałam, telefon mi niedziałał, a kiedy zadziałał, byłam zbyt zajęta odprawą na lotnisku ioto jestem.Wciąż przetwarzam w głowie nowinę, podczas gdy ona ściska midłonie i całuje mnie w oba policzki.- Czy coś pomyliłam? - pytam.- Zrozumiałam, że wracasz,ciociu, w przyszłym tygodniu. - Nie, masz rację, ale nie mogłam znieść tego nędznego ustronia ani dnia więcej! Nigdy nie byłam przez tak długi czasuwięziona w jednym miejscu z tyloma przerażającyminudziarzami A wyżywienie.- Wznosi oczy ku niebu.- Kochanie,muszę być chyba rozpieszczona, ale uważam, że nie mamoralnego imperatywu, który nakazywałby nam odżywiać się lakkoszmarnie! Tak się składa, że czuję się znacznie lepiej, jeślimogę trzy razy dziennie zjeść smaczny posiłek.Proszę, nie bądzrozczarowana moim wcześniejszym powrotem.- Oczywiście, że nie jestem - odpowiadam, chociażprzeciwnie jestem.To okropne.- Nie musisz wyjeżdżać, możesz zostać do umówionegoczasu, ale obawiam się, że zechcę odzyskać swoje łóżko.Siedemdziesięciodwuletnie staruszki nie obejdą się bezluksusowych materacy i góry poduszek.Ale mówiono mi, że mojasofa jest wygodniejsza niż niejedno hotelowe łóżko.Więc możeszją zająć.Uśmiecha się do mnie.Naprawdę ma zdumiewającąskórę: wygląda na miękką niczym chusteczka.- Cóż, jeśli nie będziesz miała, ciociu, nic przeciwko temu -mówię z wahaniem.Bądz co bądz, nie mam się gdzie podziać, azostał mi jeszcze tydzień pracy u Jamesa.Może w przyszłymtygodniu uda się coś załatwić, choć nie mam pojęcia jak.- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu.Mieszkaniejest cudownie zadbane, a De Havilland aż promienieje.Widać, żesię dobrze zajmowałaś moim małym aniołkiem.Czy masz jakieśplany na wieczór, czy może pozwolisz mi się zaprosić na kolację?Nie mam żadnych planów prócz tego, że chciałabym zobaczyćDominica w oknie naprzeciwko.Zdaje się, że to może na raziezaczekać.- Kolacja byłaby uroczym pomysłem, ciociu, dziękuję -mówię radośnie. - Znakomicie.Pójdziemy do Monty s Bar.Mają tamwyśmienite jedzenie, a ja naprawdę zasługuję na nie po tym, cowycierpiałam.I bar, i serwowane w nim dania okazują się wspaniałe, ale nieumiem odegnać od siebie pragnienia, by być z powrotem wcichym mieszkaniu i zaglądać w sąsiednie okno.Celia jest bardzointeresująca i zabawna, zadaje mnóstwo pytań o mój pobyt wLondynie i o pracę w galerii, ale ja czuję, że powinnam teraz byćgdzie indziej.Kiedy wracamy do domu, jest już pózno i gdy wkońcu mam okazję zerknąć w stronę okna Dominica, jegomieszkanie tonie w ciemności.Celia urządza mi na sofie posłanie z pościeli, koca ipoduszki.Moszczę się na nim wygodnie, lecz długo nie mogęzasnąć.Umiem tylko spoglądać w ciemne okno naprzeciwko izastana wiać się, gdzie on jest i co robi.W sobotę z oczywistych powodów Celia chce zostać wmieszkaniu uporządkować swoje rzeczy i zadomowić się nanowo, toteż wyruszam wcześnie rano, by spędzić ten dzieńsamotnie w mieście.Prawie jakbym wróciła do punktu, w którym się to wszystkozaczęło  spaceruję po Londynie tak jak inni turyści, stoję wkolejce do British Museum i do Victoria and Albert.Co półgodziny sprawdzam telefon, żywiąc płonną nadzieję, że Dominicskontaktuje się ze mną.Najwyrazniej nie mam na co liczyć.Przypuszczalnie uznał mnie za beznadziejny przypadek i dałsobie ze mną spokój.Teraz, kiedy już odbył swoją niepojętąpokutę pewnie mnie nie potrzebuje.Wciąż nie mogę się pożegnać z nadzieją na to, że chce omnie walczyć, może nawet się zmienić.Mija jednak godzina zagodziną a żadna wiadomość nie przychodzi. Wracam do mieszkania póznym popołudniem, zgrzana i zmęczonaCelia czeka na mnie, teraz spokojna i zrelaksowana po tym, jak sięrozpakowała.- Napijesz się herbaty, jak sądzę  ogłasza i przygotowujeimbryk earl greya, który podaje z pysznymi morelowymiciasteczkami.Kiedy sączymy herbatę, rozmawiając o tym iowym, Celia nagle przerywa:- O, właśnie sobie przypominam.Gdy wczoraj weszłam domieszkania, na wycieraczce w przedpokoju leżał lisi do ciebie.Położyłam go na stoliku i zamierzałam ci od razu wręczyć,ale zupełnie zapomniałam.Zobaczyłam go dopiero dzisiaj już potwoim wyjściu.Odkładam szybko filiżankę i pędzę do przedpokoju.Znajomakremowa koperta jest zaadresowana do mnie pismem Dominica.Rozdzieram ją szybko drżącymi rękami.W środku znajdujęodręcznie zapisaną kartkę.Droga Beth,Twoja odwaga i hart ducha wzbudzają we mnie ogromny podziw iszacunek.To, o co poprosiłem poprzedniej nocy, wymagało od Ciebiewielkiego poświęcenia.Wiem, że popchnąłem Cię na granice Twoichmożliwości, i doskonale rozumiem, że dalej nie mogłaś się już posunąć.Jeżeli któreś z nas powinno się wyrzec swoich potrzeb, to ja, Beth, a nieTy.Zachowywałem się bardzo egoistycznie i dostałem nauczkę, że nieprzybliża mnie to do tego, czego najbardziej pragnę, to znaczy do Ciebie.Miałem swoją szansę, wiem o tym.Wytrwałaś przy mnie dłużej niżjakakolwiek inna kobieta.Ale i tak to spieprzyłem.Po tym, co sięwydarzyło między nami, nie śmiem mieć na nic nadziei, ale gdybyś chciałaporozmawiać, będę u siebie dziś wieczorem.Jeśli nie dostanę od Ciebie wiadomości, zrozumiem, że nie życzysz sobiedalszego kontaktu, i uszanuję to. Mam nadzieję, że Ty i Adam będziecie razem szczęśliwi.Uściski,DxPS Buduar jest do Twojej dyspozycji.Korzystaj z niego, jak długo Cibędzie potrzebny.Zamieram ze zgrozy.Czekał na mnie zeszłego wieczoru.Kiedyjadłam kolację z Celią, on był u siebie, mając nadzieję, że przyjdęporozmawiać.A z listu wynika, że chce się zmienić, wyraża gotowość pójść innądrogą. O mój Boże.Czy już za pózno?.Zpieszę do salonu i patrzę do mieszkania naprzeciwko.Półrzezroczyste zasłony są zasunięte, ale widzę, że ktoś się tamporusza. Jest u siebie.Jeszcze zdążę.Zwracam się do Celii, która siedzi na sofie i obserwuje mnie zniejakim zdziwieniem.- Muszę wyjść.Nie wiem, kiedy wrócę.- Skoro musisz, kochanie - mówi, gładząc De Havillandazwiniętego na jej kolanach. Do zobaczenia.Wychodzę w takim pośpiechu, że nawet się z nią nie żegnam. ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYKilka oszalałych minut, żeby się dostać z jednej część ibudynku do drugiej, i oto pędzę korytarzem w stronę mieszkaniaDominica [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •