[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może wróci na dni sportu w szkole.- Lauren z ufnością ścisnęła dłoń Emmy.- Tak, to możliwe.- Och, Tracey, proszę, nie zepsuj tego, myślała Emma.Nazajutrz rano Emma przywitała nową pacjentkę, Rinę Kennedy.- Właśnie kupiliśmy Centrum Ogrodnicze - oznajmiła Rina z irlandzkim ak-centem.- To ciekawe - rzekła Emma.Rina skrzywiła się.- Poprzedni właściciele chyba nie mieli pojęcia, co robią.Ale my zamierzamyto naprawić.- %7łyczę powodzenia.- Emma się uśmiechnęła.- W czym mogę pomóc?- Mam nadzieję, że nie uzna mnie pani za wariatkę.Chciałabym spytać, jakuniknąć poparzenia słonecznego.Po przeprowadzce do Australii nasłuchaliśmysię opowieści o raku skóry, a nasze dwie córeczki mają bardzo jasną karnację.- Słusznie się pani o to martwi - odparła Emma.-Lato jest u nas bardziej upal-ne, a promieniowanie słoneczne o wiele silniejsze niż na północnej półkuli.- Tak myślałam.- Ale osoby, które cierpią z powodu poparzenia słonecznego, zwykle same sąsobie winne.Nie zwracają uwagi na to, co mówią specjaliści.Nie wolno wycho-dzić na słońce w najgorętszej porze dnia.Trzeba się odpowiednio ubierać, czylizakrywać, a nie odkrywać, no i smarować się kremem z filtrem o najwyższymfaktorze.- Mogłaby mi pani to wszystko napisać?- Dam pani ulotki.Jeśli zachowa pani rozsądek, obędzie się bez problemów.RLTRina wskazała na okno.- Macie tu piękny ogród - powiedziała z szelmowskim uśmiechem - ale zawszeznajdzie się miejsce na dodatkowy krzew - dodała, bez cienia skrępowania prze-chodząc do interesów.- Proszę przyjść na nasze oficjalne otwarcie, będziemymieć korzystne rabaty.Emma odchyliła do tyłu głowę i zaśmiała się.- Dopilnuję, żeby wszyscy prosto z przychodni pobiegli do was z grubymiportfelami - obiecała na pożegnanie.Kiedy przyjęła już wszystkich zapisanych na ten dzień pacjentów, zajrzała doDeclana.Podniósł wzrok znad komputera, jego oczy się śmiały.- Czy piątkowe spotkanie personelu jest aktualne? - zapytała.- %7łeby praktyka dobrze funkcjonowała, trzeba omawiać wszystkie trudnesprawy.Patrząc na jego uniesione w uśmiechu wargi, Emma poczuła mocniejsze bicieserca.- Okej, moi drodzy, jakieś problemy? - spytał Declan.- Cedric Dutton - odparła Libby.- Jeden z pacjentów, których odwiedzamy wdomu.Declan wyciągnął przed siebie nogi.- Co z nim?- Po pierwsze mieszka sam.Jakiś czas temu miał udar.Był w szpitalu w To-owoombie, ale nie odzyskał samodzielności.- Wiemy dlaczego? - spytał Declan.Libby pokręciła głową.RLT- Klub Rotariański zadbał o rozmaite udogodnienia w jego domu, przywożąmu też posiłki, a on tylko gapi się w telewizor.To wykształcony człowiek, pra-cował jako rzeczoznawca budowlany.- Jeśli pan Dutton nie będzie się ruszał, powstaną odleżyny.- Emma spojrzałaz niepokojem na Libby.- Owszem - przyznała Libby.- Jest taki chudy.Nie pozwoli się dotknąć.Niechce mnie słuchać.Declan ściągnął wargi.- To pewnie skutek traumy.Czy on ma rodzinę?- Jest kawalerem - odparła Libby.- Ma dalszą rodzinę w Brisbane.- Czy ktoś rozmawiał z nim o udarze? - spytał Declan.- Jakie to ma dla niegokonsekwencje?- Pielęgniarki pewnie próbowały, ale to stary szowinista.- Libby przewróciłaoczami.- Zwracał się do mnie per dziewczynko.Declan zaśmiał się.- Mam zamienić z nim słówko?- Proszę, jeśli znajdzie pan chwilę.Mieszka przy starych torach, pod czternast-ką.Chyba jest samotnikiem.- Kolejny kandydat na basen, jeśli uda nam się to załatwić - stwierdził Declan.- Co mi przypomina, że zostałem zaproszony na spotkanie komitetu rodziciel-skiego.Będziemy o tym rozmawiać.- Zwietnie - ucieszyła się Libby.- Mam długą listę osób, które by z tego sko-rzystały.Trzeba tylko zorganizować transport.- Spokojnie.- Declan uniósł rękę.- Po kolei.- Ale to pierwszy krok, dzięki tobie - rzekła Emma.RLTDeclan zapisał coś na kartce i pomyślał, że życie płata mu niezłe figle.Roktemu do głowy mu nie przyszło, że zostanie lekarzem rodzinnym na prowincji.Chciał robić karierę w jednym z największych australijskich szpitali klinicznych.Emma rozumiała już język jego ciała.Starał się zadomowić w nowym otocze-niu, a nawet do pewnego stopnia cieszył się tym wyzwaniem.Ale czy zrezygno-wał z marzeń?- Emmo - Moira spojrzała przez stół - Jodi pytała, czy Lauren i Joeł chcielibyjutro zajrzeć do stajni.Są tam dwa spokojne kucyki, mogliby na nich pojezdzić.Prawdę mówiąc, Emma zastanawiała się, czym zajmie dzieci przez weekend.Bendemere nie oferowało wielu rozrywek.- Będą zachwyceni.Ale co na to państwo McGinty? Moira wzruszyła ramio-nami.- Moja wnuczka każdego przekona.Powiem jej, że się zgadzasz.- O której mamy być? - zapytała Emma.- Rano.A skoro mowa o dzieciach - Moira spojrzała na zegarek - nie musiszdo nich iść?Emma się uśmiechnęła.- Dziadek odebrał je ze szkoły i obiecał im pizzę.- Stary dobry Nev.- Moira pokiwała głową.- A jak się ma Tracey?Declan potarł brodę.- Uważa, że jest gotowa na spotkanie z Adamem.Jutro ją odwiedzę.Zabioręteż Neva.On patrzy na to z optymizmem.- Nev cudownie działa na Carolyn - zauważyła Moira.- I zawsze miał słabośćdo Tracey.Wkrótce spotkanie dobiegło końca.Libby i Moira wyszły.RLT- Jak oceniasz szansę Tracey na powrót do domu? -Emma spojrzała na Decla-na, opierając brodę na dłoni.- Codziennie rozmawiam z nią przez telefon.Zaskoczyła mnie swoją przemia-ną.Pracowali z nią ludzie ze schroniska i jej poczucie własnej wartości wzrosło.- Lauren martwi się, że mama odeszła z ich powodu.Zapewniłam ją, że to nie-prawda i mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego, mówiąc jej, że mama niedługowróci.- Dzieciom lepiej przedstawiać optymistyczną wersję - poparł ją Declan.Emma przygryzła wargę, a Declan ścisnął jej dłoń.- Jesteś dziś wieczorem zajęta?- Nie.- Masz ochotę pójść gdzieś na kolację?- A gdzie?- Ty wybierz.A jeszcze lepiej zadzwoń i zarezerwuj stolik.Jest piątek.- Okej.Jedziesz do domu? - spytała, kiedy szli korytarzem.- Wpadnę do tego pacjenta Libby.Przyjadę po ciebie koło siódmej.- Możemy spotkać się w restauracji.- Bądzmy staromodni.Przyjadę po ciebie.Czyżby to miała być randka? Tamyśl wprawiła Emmę w radosne podniecenie.- Dobrze.Kiedy Declan otworzył drzwi, podmuch wiatru o mało nie wepchnął go z po-wrotem do środka.- Kiedy pogoda tak się zmieniła?RLT- Siedzieliśmy w domu.Jest lodowato.Declan podniósł kołnierz kurtki.- Po Szkocji to pestka.Emma rozcierała ramiona.- Nie powiesz tak, jak wiatr zerwie linie energetyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]