[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i wtedy się okazało, że nie ma promupowrotnego z Boulogne.- Pewnie był tym zaskoczony? - W głosie ciotki brzmiała ironia wyrazna dla mnie,ale nie dla panny Paterson.- Tak - odrzekła panna Paterson - bardzo mnie przepraszał za swoją nieopatrzność.Jednakże znalezliśmy dwa czyste pokoje w małej, małej gospodzie na placu przymerostwie.- Zakładam, że pokoje sąsiadujące ze sobą - powiedziała ciotka.Nie mogłem pojąć,dlaczego jest taka surowa.- Tak - odrzekła panna Paterson - bo ja się bałam.- Czego?- Nigdy przedtem nie wyjeżdżałam za granicę i pan Pulling także nie.Musiałam byćtłumaczką dla nas obojga.- Znała pani język francuski?- Ukończyłam kurs Berlitza.Odezwałem się:- Proszę nie mieć mi za złe mojego zainteresowania, panno Paterson.Ale panirozumie, nie znam żadnych szczegółów śmierci ojca.matka nigdy mi o tym nie mówiła.Zawsze zamykała mnie w pokoju na górze, kiedy tylko zaczynałem zadawać pytania.Powiedziała mi, że ojciec zmarł w czasie podróży w interesach, i jakoś zawszeprzyjmowałem, że to się stało w Wolverhampton.on często jezdził do Wolverhampton.- Tak, proszę.Odrobineczkę słabszą, jeżeli to nie sprawi kłopotu.Poznaliśmy się nadachu autobusu czterdzieści dziewięć.Ręka ciotki z kostką cukru w szczypczykach znieruchomiała nad filiżanką.- Autobus czterdzieści dziewięć?- Tak, bo pani rozumie, słyszałam, co mówił, kiedy wykupywał bilet, a potemzobaczyłam, że chociaż to już jego przystanek, on smacznie śpi, więc obudziłam go, ale byłojuż za pózno.Bo to był przystanek tylko na żądanie.On był mi bardzo wdzięczny i pojechałze mną aż do magistratu w Chelsea.Miałam wtedy pokój na niskim parterze na OakleyStreet i on od przystanku odprowadził mnie do domu.Pamiętam to tak żywo, jakby działosię nie dawniej jak wczoraj.Stwierdziliśmy, że wiele mamy ze sobą wspólnego.- Noga jejznów podskoczyła.- To mnie zdumiewa - rzekła ciotka.- Och, jakżeśmy rozmawiali tamtego dnia!- O czym?- Chyba głównie o sir Walterze Scotcie.Znałam Marmion" i niewiele poza tym, aleon znał wszystko, co sir Walter Scott kiedykolwiek napisał.Potrafił cytować.miałcudowną pamięć do poezji.- I panna Paterson zadeklamowała szeptem, jak gdyby dlasamej siebie:Gdzież ziemia przyjmie sprzeniewiercę,Tego, co ufność kradł,Co podbić mógł dziewicy serce,Uwieść ją i opuścić świat?W ogniu ostatniej z bitew.- Więc tak to wszystko się zaczęło - przerwała ciotka tonem pełnymzniecierpliwienia. I tego sprzeniewiercę ziemia przyjęła w Boulogne.Panna Paierson aż skręciła się na krześle, przy czym noga jej podskoczyła bardzowysoko.- Nic się nie zaczęło.w taki sposób, jak pani myśli sprostowała.- W nocyusłyszałam stukanie do drzwi i jego wołanie: Laleczko!"- Laleczko! - powtórzyła ciotka z niesmakiem, jak gdyby to było słowoniecenzuralne.- Tak.Tak właśnie mnie nazywał.Chociaż mam na imię Dorothy.- Drzwi pani oczywiście były zamknięte na klucz.- Nic podobnego.Ufałam mu bez zastrzeżeń.I powiedziałam, żeby wszedł.Wiedzia-łam, że on by mnie nie budził z błahych powodów.- Z pewnością jego powodów nie określiłabym przymiotnikiem błahe" - powiedziałaciotka.I co dalej?Ale panna Paterson znów błądziła myślami daleko i zęby jej klekotały, klekotały.Jużze łzami w oczach wpatrywała się w coś, czego myśmy nie mogli zobaczyć.Położyłem rękęna jej ramieniu.- Panno Paterson - powiedziałem - proszę już nie mówić o tym nic więcej, jeżeli topanią boli.- Miałem pretensję do ciotki, której twarz teraz wyglądała jak owe obliczakrólów na monetach.Panna Paterson skierowała wzrok ku mnie i mogłem śledzić, jak myśli jej powracająz tych dawnych czasów.- Wszedł - dokończyła - i szepnął: - Laleczko, moje kochanie" i upadł na podłogę.Przysiadłam obok niego i wzięłam jego biedną głowę na kolana, a on już się nie odezwał.Inigdy się nie dowiedziałam, po co przyszedł i co chciał mi powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]