[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Antek też przecieżnie był dzieckiem oczekiwanym, zniechęcią patrzyłam na jejrosnący brzuch, z niechęcią ibuntem.%7łe nie wolno było mitego zrobić, bo już swojeprzeżyłam.Już się życieprzejechało po mnie od dołu dogóry.Obóz to była taka wściekłabiologia.Wiera skuteczniechroniła mnie przed zimnem igłodem, a także przedstrażnikami, prawie się z niminie stykałam.Mogłabympowiedzieć, że przesiedziałamtam jak u Pana Boga za piecem,gdyby nie to wtajemniczenie wkobiece możliwości.Czymjesteśmy naprawdę, zrozumiałamtam, w gułagu.I dlatego takmnie śmieszyły moje pózniejszefilmowe role.Prawdziwe kobietysą inne, one przede wszystkimkrwawią.Kiedyś wynosiłam miskępełną krwawych strzępów, i naglepośród tej masy zobaczyłamgotową rączkę, zakończonąpaznokciami.Wróciłam z takimwyrazem twarzy, że Wiera sięprzestraszyła.Potempowiedziała: "Pomyśl, że tozabawka, popsuta lalka." A kiedyciągle stałam pośrodku dyżurki,dodała: "Znij na stojący swójgułagowy sen".Ona czasamilubiła mówić poetycko.Wtedy jużwiedziałam, co oznacza jejżyczliwość dla mnie.Wszyscydookoła to wiedzieli.Wodziła za mną nieprzytomnym wzrokiem.Osiągnęłam nad nią przewagę, alewiedziałam, że nie wolno mi jejwykorzystywać, bo mogłoby się tookazać niebezpieczne.Niebezpieczne dla nas obu.Cowieczór odchodziłam do swojegobaraku, a ona pozostawała wszpitalu, gdzie miała swójpokój.Nigdy nie zaproponowała,bym z nią została.Nie posunęłasię do żadnego jednoznacznegogestu.Dotykała mnie tylko przykażdej okazji, niby przypadkiem.Jej oczy się wtedy zmieniały.Raz spytała, czy może mnieuczesać.Nie zgodziłam się, alekiedy poprosiła drugi raz, bałamsię odmówić.Przecież cała mojaobozowa egzystencja zawieszonabyła na łaskawości Wiery, któraw każdej chwili mogła sięodmienić.Zojka mnie ostrzegała,że ona przebiera w ludziach jakw ulęgałkach, a chodziło o to,że ona przebierała w kobietach.Nawet największa miłość pojakimś czasie się kończy, trzebają więc czymś karmić.Musiałamjej od czasu do czasu podrzucićjakiś ochłap, od niej przecieżzależało moje życie.Czułam sięnieswojo, kiedy Wiera stanęła zamną i zdjęła mi chustkę z głowy.Pierwsze dotknięcia jej palców.Delikatnie przeczesywała nimimoje włosy.Byłam napięta, amimo to odczuwałam to jako cośprzyjemnego.Po kilku minutachrozlałosię we mnie słodko_senneuczucie.Słyszałam przyspieszonyoddech Wiery, ale mnie to niezrażało.Zanurzyłam się cała wten nieznany stan rozleniwienia,który przechodził z wolna wjakąś niemożność działania czyobrony.Palce Wiery posuwały siępo mojej szyi, pieściły mojeuszy, zręcznie wślizgując się wich załamania.Poczułam nagłe podniecenie i to mnieprzestraszyło.Potrząsnęłamgłową.Wiera natychmiast sięwycofała.Szybko zwinęła mojewłosy, spięła je spinkami.Potemzawiązała mi chustkę.Wyszła.Bałam się jej powrotu, bałam siętej chwili, kiedy spojrzymysobie w oczy.Ale wróciła takajak dawniej.I jej oczy byłytakie jak zawsze, chociaż.cośsię jednak w jej spojrzeniuzmieniło.Coś nieuchwytnego.Nieod razu umiałam to nazwać.Apózniej? Czy płaciłam tylkoswoją cenę za przetrwanie, czyteż oferta Wiery w pewnej chwilistała się atrakcyjna? Nie umiemdziś, czy nie chcę, odpowiedziećna to pytanie, wolę myśleć, żezostałam przez tamtąprzymuszona.Ale ten wzrokWitka, kiedy na mnie patrzył.Wiedziałam, że nie ma pojęcia,kim naprawdę jestem.W jakiśsposób bardziej był tego świadomJerzy, być może stąd się wzięłomoje długoletnie do niegoprzywiązanie.Kiedyś, w jakimśmiasteczku, w przerwie międzykoncertami, poszłam się przejść.Zawędrowałam na przedmieście,takie socjalistyczne slumsy.Brud, wałęsające się bezpańskokury.Pod rozwalonym do połowypłotem leżała ciężarna suka,zwykły kundel.Miała tak rozdętybrzuch, że prawie unosił ją dogóry.Przystanęłam na chwilęzadziwiona jej losem, a onauniosła łeb i spojrzała na mniewymownymi oczami.Nasze nagłeporozumienie wstrząsnęło mną, bouświadomiłam sobie, że nie umiemporozumieć się z ludzmi.Zawszejestem osobno, w największym tłoku.Jestem osobno, nawet zeswoją córką, która siedzi terazobok mnie w ciemności kinowejsali.Na ekranie młodadziewczyna po raz pierwszyrozbiera się przed swoimchłopcem.Nie wiem, co myśliEwa.mnie przypomina się tamtarozmowa z Jerzym.- Wpadłem na chwilę, żebyprzełamać się z tobą opłatkiem.Kiedy mnie zabierali, żonawłożyła mi go do torby.Przesiedział tu ze mną już dwieWigilie.Wszystkiego dobrego,moja mała.- %7łyczę panu szybkiegopowrotu do domu.I sobie też.- To może Panu Bogu sprawićpewne kłopoty.Nie po to tusiedzimy, żeby nas miano szybkopuścić.A ty, czemu ode mnieuciekłaś? yle ci było?- Pan mnie nigdy nietraktował poważnie - mówię znagłym żalem.- Traktowałem cięnajpoważniej jak można.Byłaśbardzo dzielna.A tu się ugięłaśprzed zwyczajną ludzką kupą.- Tam był inny świat, ichrany były inne.- Takie bajeczki opowiadajswojemu wnukowi - rozzłościł sięnagle Jerzy.- Jeżeli będę go miała.- Masz na to moje słowo.Byle nie za wcześnie, musiszodrobić te wszystkie bale, tesam na sam z co najmniej tuzinemkochanków.- Panie doktorze.- Co, skarbie?- Ja bym chciała.- %7łyczenie damy jest dlamnie rozkazem - mówi, chwytając się za serce.- Ja.chciałabym przyjśćdo pana w nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •