[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszędzie wokół toczyła się walka.Na polach, wśród łanówkukurydzy, w jego sercu.Wielu jego kompanów leżało martwych naskalistych wzgórzach Marylandu.Zgubił się.Był w kłębach czarnego, gryzącego dymu i słyszałgłośne strzały, straszliwe jęki i krzyki.A potem nagle zaczął biec, jaktchórz; biegł, szukając jakiejś nory, w której mógłby się skryć.164RS Wstyd mieszał się ze strachem.Zapomniał o swojej żołnierskiejpowinności, o honorze.Musi je odnalezć.Wędrował przez gęsty las, po dywanie z czerwonych i złotychliści.Nigdy nie był tak daleko na północy, nigdy nie widział nadrzewach takich barw, nie czuł zapachu jesieni.Miał zaledwie siedemnaście lat.Raptem coś zamigotało mu przed oczami.Dostrzegł niebieskimundur.Chwycił broń i strzelił.Za szybko, niecelnie.Kula trafiła go w ramię.Przerażony, wydał z siebie ochrypłykrzyk i rzucił się do ataku.%7łałował, że widział twarz wroga, młodą i równie przerażoną jakjego własna.Rozległ się szczęk bagnetów.W powietrzu unosił sięzapach strachu i krwi.Poczuł, jak metalowe ostrze wbija się w ciało wroga.Zrobiło musię niedobrze.A potem zawył, gdy ostrze wroga wbiło się w jegoramię.Walczyli zawzięcie, bez opamiętania, niemal na oślep.I wkońcu obaj padli.Po co to było, przemknęło mu przez myśl, kiedyleżeli w kałużach krwi.Półprzytomny z bólu, zaczął się czołgać.Chciał dotrzeć do domuna kolację.Tak, do domu.Dom majaczył mu przed oczami.Znaczącziemię krwią, z trudem brnął przed siebie.Uniosły go czyjeś ręce.Usłyszał szepty.A potem ujrzał ją -swojego anioła, kobietę o ciepłym spojrzeniu i cichym głosie, wktórym brzmiała muzyka jego umiłowanego Południa.Twarz miała piękną, łagodną i bardzo smutną.165RS Głaskała go po głowie i trzymała za rękę, gdy wnosili go poschodach na piętro.Chcę wrócić do domu, powiedział.Tak bardzo tego pragnę.Wydobrzejesz, obiecała mu.Wydobrzejesz i ruszysz w drogę.Podniosła wzrok i nagle krew odpłynęła jej z twarzy. Nie.On jest ranny.To jeszcze dziecko.Charles, nie rób tego".Zobaczył mężczyznę, zobaczył broń, usłyszał słowa: %7ładen Jaś Rebeliant nie ma prawa wstępu do mojego domu.Nie pozwolę, żeby moja żona dotykała konfederacką szuję".Rafe podskoczył.W uszach dudnił mu huk wystrzału.Przezchwilę siedział na śpiworze, czekając, aż huk ucichnie, a serceprzestanie mu łomotać.Wreszcie, drżąc z zimna, wstał i dorzucił kilka polan do ognia.Do rana nie zmrużył oka.Słuchając oddechu śpiącego na sofie brata,leżał i patrzył w ogień, dopóki za oknem nie pojaśniało.Regan spała w nocy jak niemowlę.Rano, kiedy dzieciaki poszłydo szkoły, a Cassie do pracy na ranną zmianę, zaparzyła sobie drugąfiliżankę kawy.Lubiła mieć wokół siebie własną przestrzeń, aleodkryła, że lubi również towarzystwo miłych ludzi.Cieszył ją widok kręcących się po domu dzieci.Emma dała jejbuziaka na dzień dobry, a Connor obdarzył ją uśmiechem.Potemścigała się z Cassie,która pierwsza wpadnie do kuchni, by przyrządzićśniadanie.Nigdy dotąd nie marzyła o dzieciach, ale nagle.Czyżby obudziłsię w niej instynkt macierzyński?166RS Podniosła kredkę, którą Emma zostawiła na stole.Zmieszne,pomyślała, jak szybko dom przechodzi zapachem dzieci.Zapachemkredek i plasteliny, gorącej czekolady i płatków śniadaniowych.I jakszybko człowiek się przyzwyczaja, że dom tętni życiem.Odruchowo schowała kredkę do kieszeni.No dobrze, czasruszać do pracy.Umywszy filiżankę, skierowała się schodami na dółdo sklepu.Otworzyła drzwi i wywiesiła tabliczkę z napisem  Otwarte".Ledwo zdążyła podejść do kasy, kiedy do sklepu wkroczył Joe Dolin.Ogarnął ją strach, ale po chwili się uspokoiła: Joe nie skrzywdziCassie, bo Cassie tu nie ma.Odkąd go poznała trzy lata temu, sporo przytył.Wciąż byłumięśniony, ale mięśnie pokrywała warstwa tłuszczu, której dorobiłsię od piwa.Przypuszczalnie kiedyś, zanim twarz mu spuchła ipojawiły się wory pod oczami, mógł uchodzić za całkiemprzystojnego mężczyznę.Przedni ząb miał nadkruszony - nie wiedziała, że w wynikuzderzenia z pięścią młodego Rafe'a - a nos krzywy, kilkakrotniezłamany.Wzdrygnęła się z obrzydzeniem.Ze dwa lub trzy razy Joepróbował ją pomacać.Często wodził za nią pożądliwym wzrokiem.Iuśmiechał się znacząco.Nigdy o tym nie mówiła Cassie.I nie zamierzała.167RS Przygotowała się psychicznie do awantury, jaką na pewno jejurządzi, ale Joe cicho zamknął drzwi i ściągnął z głowy czapkęniczym wieśniak, który przyszedł z wizytą do królowej.- Regan, bardzo przepraszam, że ci przeszkadzam.Wzruszył ją jego pokorny ton i zawstydzony, wbity w ziemięwzrok.Ale chwilę pózniej przypomniała sobie sińce na twarzy i szyiCassie.- Czego chcesz, Joe?- Podobno Cassie mieszka u ciebie? Zauważyła, że o dzieciachnie wspomniał słowem.- Tak.- Pewnie mówiła ci o naszych kłopotach?- %7łe ją pobiłeś i że cię aresztowano? Owszem.- Byłem pijany - rzekł ze spuszczoną głową.- Czuję sięokropnie.Siedząc w więzieniu, cały czas o niej myślałem, jak sobiedaje radę.A teraz mam zakaz zbliżania się do niej.- Podniósł oczy;lśniły w nich łzy.- Chciałem cię prosić o przysługę.Milczała.Nie ma szans, by wilgotne oczy drania zaćmiły jejrozum.- %7łebyś porozmawiała z Cassie.Poprosiła ją, by dała mi jeszczejedną szansę.Sam nie mogę z powodu tego przeklętego zakazu.Aleciebie ona posłucha.- Przeceniasz moje możliwości, Joe.168RS - Nie, ciebie posłucha - powtórzył.- Ciągle opowiada o tym,jaka jesteś mądra.Jeśli jej powiesz, żeby wróciła do domu, na pewnoto zrobi.Regan wzięła głęboki oddech.- Gdyby Cassie mnie słuchała, już dawno by cię wyrzuciła zadrzwi.Zacisnął zęby.- Facet ma prawo.- zaczął.- Co? Bić żonę? Nie ma takiego prawa.I nie licz na to, żeprzekażę jej twoją prośbę.Jeśli to wszystko, bądz łaskaw wyjść.Zciągnął wargi i niczym wściekły pies odsłonił dziąsła.Jegospojrzenie stało się zimne, harde.- Wciąż zadzierasz nosa? Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie?- Nie myślę.Wiem.A teraz wynoś się stąd, bo wezwę szeryfa.- Miejsce żony jest przy mężu! ~ Huknął pięścią w ladę, takmocno, że pękła szklana tafla.- Powiedz jej, że jeśli wie, co dla niejdobre, to wróci do domu.I co dla ciebie jest dobre - dodał.Regan zdławiła uczucie strachu i zacisnęła rękę na kredce wkieszeni, jakby to był jakiś talizman.- Grozisz mi? - spytała chłodno.- Nie sądzę, aby twój kuratorpochwalał takie zachowanie.Może zadzwonię i się upewnię.- Suka! Jesteś wredną, zimną suką, która nie umie znalezć sobiefaceta! - Miał ochotę jej przyłożyć, zmieść jej z twarzy ten zadufanywyraz.- Tylko spróbuj stanąć między mną a Cassie! Obie tegopożałujecie.Zobaczymy, czy dalej będziesz tak zadzierać nosa.169RS Wsadził czapkę na głowę i skierował się ku drzwiom.- Powiedz jej, co mówiłem.Powiedz, że na nią czekam.Makazać szeryfowi porwać te durne papiery i być w domu przedwieczorem!Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Regan oparła się o ścianę.Ręce jejdrżały.Nienawidziła tego uczucia: bezradności, strachu.Po chwilichwyciła telefon.W pierwszym odruchu chciała zadzwonić do Rafe'a,ale się powstrzymała.To złe posunięcie, stwierdziła, odkładając słuchawkę na widełki.Złe z wielu powodów.Rafe odszuka Joego i pewnie dojdzie do bójki.Może zostać ranny.Zresztą przemocą niczego się nie rozwiąże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •