[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wznak, z obliczem ściągniętym, zsiniałem,Leżał trup jeden przez izby połowę,Jakby nie wroga zabity wystrzałem,Ale piorunem krwi rażony w głowęNa widok jakiś szatański, piekielny,Bo ogień w twarzy miał i gwałt śmiertelny.Na pierś mu runął drugi, wystrzeloneKrócice cisnąc, ogromny i srogi.I tak zastygły te ciała czerwoneW jakimś momencie zdumienia i trwogi,%7łe takie głownie na gniazdo Bóg ciskaI patrzy na to, i gromem nie błyska.Jeszcze mi oczy po izbie szły kołemOd tych dwu trupów, leżących powałem,Gdym jęk usłyszał; a choć się zaciąłemPrzez tę noc jedną, jak wilk, choć słyszałemKrzyk mordowanych i batalii głosy,Na ten jęk cichy powstały mi włosy.110 Wybór wierszyBo szedł nie z piersi ludzkiej, lecz z otchłaniTakiego piekła i z takiej czeluści,Gdzie się z letargów budzą pogrzebani.Więc pomyślałem: Jeśli Bóg dopuści,%7łe z takim jękiem wstać mają wskrzeszeni,Niech lepiej zaraz świat w garść prochu zmieni.W izbie znów długa cisza.A wtem z ziemiTrup jeszcze jeden przez pół się podzwignął,Z twarzą zakrytą włosami lepkiemiOd krwi.O, bogdaj lepiej był zastygnąłI leżał jako powalona kłoda!Kobieta była, pewno żona młodaZ tych dwu jednego, co tam w krwi kałużyLeżeli, z krzywdą na licach przywarła;A była zmiętej porównana różyI chociaż żywa, zdała się umarłą,I duch w niej zaraz począł mdleć i trwożyćSobą, i oczu nie mogła otworzyć.Krzyknąłem.Chciałem biec z tej krwawej sieniDo tego domu gwałtu i boleści,Lecz pani moja i surowa ksieni:- Zaniechaj - rzekła - bo Pan rękojeściSądnych szal trzyma w błękitach i ważyWielkich krwie ludzkiej, a mocnych szafarzy.A w ciszy niech trwa sąd, aż szale zniosą.111 Maria KonopnickaA wtem skrzypnęły drzwi u drugiej ścianyI weszło dwojgo.W koszulkach, wpół boso,Chłopczyk, trzylatek może, taki lnianyJak ta kądziołka, i dzieweczka drobna,Dziwnie do onej omdlałej podobna.Weszli i, szyjki wyciągnąwszy cienkieJako wróbliki one, patrzą w trwodzeNa matkę, że ma tak zdartą sukienkęI że tak leży na zimnej podłodze,Takie stargane włosy ma, tak blada,Nie patrzy na nich wcale.i nie gada.Za nimi sługa stary, z niemowlątkiemNa ręku, stanął i skostniał u proga.Aż mu do oczu podeszła kipiątkiemWielka, gorąca łza i tak do BogaApelujący stał, z tą łzą na rzęsieI z głową siwą, co się w ciszy trzęsie.A takie na nas szły z ciszy tej jęki,Takie obrazy i strachy czerwone,%7łe święta moja, ściągnąwszy swej ręki,Z szat oczom swoim zrobiła zasłonęI blaski swoje przyćmiła u czoła,Do grobowego podobna anioła.A ja, gdym wyjścia z onej rzezni dożyłI złote słońce ujrzał na rozświcie,Tom czuł, że gdybym usta me otworzył,112 Wybór wierszyNie jęk by wyszedł ze mnie, ale wycie,Jako więc psów tych, którzy tam przez rosyNa pełny księżyc wyli wniebogłosy.Bo już ustało we mnie człowieczeństwoI jużem duszy nie władał językiem-,A niepamiętna wściekłość i szaleństwoPrzez piersi szły mi z takim dzikim krzykiem,%7łe gdybym wtedy go wypuścił z garła,Rodzona matka by się mnie zaparła!I tak mnie odwiódł anioł mój.O wojno!Nie przeleciałaś ty nad ziemią cwałem,Nie przeleciałaś ty nad polem zbrojno,Ale wężowym i ohydnym ciałemDo cichych wpełzłaś gniazd, aby je skalaćI oczy piskląt krwią matczyną zalać!113 Maria KonopnickaX.Zwiętokradztwo.114 Wybór wierszyX- Na miejsca puste, na miejsca bezwodneZawiedz mnie, jasna, a posadz mnie w ciszy!Niechaj przepaście obejmą mnie chłodne,Niech się pierś moja ciemności nadyszy,I tam mnie zawiedz, skąd słońce ucieka,Abym oblicza nie widział człowieka.Rzekłem, a pani moja, bardzo cichaI w tajnych myślach swoich pogrążona,Szła przeciw wiatru małemu, co wzdycha*W przydrożnych trawach, a miała ramionaJak zwiędłe lilie, a oczy na niebie.I rzekłem: - Dozwól, a puść mnie od siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •