[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pokojach na poddaszu zawsze panował dotkliwy ziąb, ale Max nigdy nie zwracałna to uwagi.Tu mieściło się jego sanktuarium.%7ładne z przyjęć spadających na Pargeter 15niczym morowa zaraza nie miało prawa dotrzeć na strych.W obu pokojach zajmowanychprzez Franklina panował niemal spartański porządek.Raz na dwa miesiące przychodziła doniego Anna, by wypić herbatę i pogawędzić o przeszłości.Nie zapraszał do siebie nikogopoza nią - ani Fergusa, ani Michaela, ani już tym bardziej Rolanda Pottera.Ten idiota nawetnie zareagował, kiedy to dziecko obrzucano błotem.Nawet z Christine - z którą od czasu doczasu sypiał i zawsze trochę potem żałował - umawiał się tylko u niej, w Fulham.Pogoda nie była na tyle zła, aby go powstrzymać przed wyprawą do Brighton.Nie po-jechał tam na święta i odczuwał z tego powodu zarówno wyrzuty sumienia, jak i odrobinęulgi.Zerknął na zegarek - dochodziła druga.Gdyby teraz zaczął pisać, dokończyłby artykuł.Roland mógłby zawiezć tekst do redakcji szmatławca, a Max zdążyłby na pociąg o 7.30 zdworca Victorii.W ten sposób zyskałby cały dzień.Odpalając kolejnego papierosa od peta, Franklin usiadł przy stole i zabrał się do pra-cy.Przez noc przestało padać i Brighton jaśniało radośnie w świetle pogodnego poranka.Gdy tylko przycisnął palec do dzwonka, usłyszał donośne szczekanie.SR Drzwi otworzyły się natychmiast.- Max, kochanie!- Mamo.Przycisnął ją mocno, pies łasił mu się do nóg.- Brutus - powiedziała matka zduszonym głosem do białego puchatego pieska.Odsunęła się od drzwi i Max zajrzał w głąb mieszkania.Poszła za jego spojrzeniem.- Ostatnio nie czuję się najlepiej i.- A pokojówka? - spytał.- Co się stało z pokojówką, którą zaangażowałem?Wszedł do salonu, omijając stosy porozrzucanych ubrań, tace z brudnymi naczyniamioraz piramidy brukowców i tanich pism ilustrowanych.- Wymówiła.Rozejrzał się wokół i doszedł do wniosku, że nie może jej o to winić.Automatyczniezaczął sprzątać; otworzył też okna, by wypuścić stęchłe powietrze.Matka patrzyła na niego,obejmując się ramionami, spod jedwabnego kimona wystawał szarawy strój nocny.Wyglą-dała żałośnie.Podszedł bliżej i pocałował ją w policzek.- Nic nie szkodzi - rzekł łagodnie.- Przebierz się, pojedziemy na kawę.Kiedy matka brała kąpiel, Max próbował przywrócić jaki taki ład w mieszkaniu.Wsłoiku po mące znalazł plik rachunków (Droga pani Franklin, czuję się w obowiązku poin-formować panią, że zalega pani z wpłatą sumy.) i puste butelki w starej kryjówce pod zle-wem.Włożył rachunki do kieszeni, a butelki upchnął w kartonie.Tym razem piła sherry, niegin.Widocznie powodziło się jej gorzej niż zwykle.Po godzinie matka pojawiła się w pokoju ubrana w fioletowy, jedwabny kostium iczarny płaszcz.Na głowę wcisnęła na bakier mały kapelusik.- No Max, ruszamy do miasta - powiedziała ożywionym tonem.Wziął ją pod rękę.Ponure morze zalewało kamienistą plażę, a w chłodnym słońcumigotały bajkowe dachy i minarety Pawilonu.Zabrał matkę do Grand Hotelu, bo ten lokal najbardziej lubiła.Zamówił kawę.- Może jedną malutką, tycią sherry? - zaproponowała słodziutkim, kuszącym tonem iścisnęła syna za ramię.SR Zapytał ją o święta.- Bawiłam się wspaniale - powiedziała.- Urządziłam przyjęcie; no wiesz, tylko He-ather i paru sąsiadów.Bardzo miło spędziliśmy czas.Doris przyprowadziła swojego nowegolokatora, prawdziwy z niego dżentelmen.Max poczuł, że ma serce w żołądku.- A ty, kochanie? Co robiłeś?- Pojechałem do Niemiec.- Do Niemiec! - powtórzyła z rozszerzonymi oczami.- Chyba pamiętasz, mamo.Wysłałem ci pocztówkę.- Cudownie! Gluhwein, Wiener schnitzel i.- pani Franklin zająknęła się.Jej ograni-czona wiedza na temat kontynentu wyraznie ją zawiodła.- No tak, coś takiego.W pamięci Maksa migały setki obrazów.Naziści przerywający spotkanie politycznew Monachium, wysokie buty kopiące głowę mężczyzny zwiniętego w rynsztoku.- Widziałeś się z ojcem, kochanie? - spytała pani Franklin podejrzanie lekkim tonem.- Poszliśmy na drinka, zanim wyjechałem.- Max spotykał się z ojcem raz na pół rokuw barze hotelu Savoy.Wypijali dwie whisky i w zależności od sezonu dyskutowali na tematkrykieta lub rugby.Pan Franklin zawsze proponował Maksowi pieniądze na uregulowanierachunków swojej byłej żony, Max niezmiennie odmawiał i rozstawali się w najlepszej zgo-dzie.- Jak on się czuje?- Wspaniale - powiedział Max.Zapalił papierosa.- Ale ty skarżysz się na zdrowie,mamo.Odnoszę wrażenie, że jesteś zmęczona.- Nic mi nie dolega, kochanie.- Poklepała go po ręku.- Nie martw się o mnie.Pójdędziś po południu do sklepu, kupię steki i sama ci je usmażę.Chcesz? - spytała z promien-nym uśmiechem.* * *Tilda urządziła sobie pokój; na półkach poukładała książki, kupiła haczyki, wkręciłaje w drzwi i powiesiła garderobę.Pozostałą przestrzeń zajmowało łóżko, stolik, umywalka,krzesło oraz maleńki dywanik, a przy bardzo niskich temperaturach mróz malował od we-wnątrz esy-floresy na szybach, ale Tilda i tak uwielbiała swój azyl.Przerobiła sukienki, by stały się bardziej podobne do tych, jakie nosiły June i Maure-SR en.Skróciła obrąbki, zwęziła pas, a w miejsce tandetnych różowych guziczków przyszyłaperełki odprute od swetra wypatrzonego w sklepie z odzieżą dla biednych.Sprzedała włosy iza otrzymane pieniądze kupiła parę jedwabnych pończoch oraz szminkę.Zastąpiła okropnewiejskie trepy używanymi czółenkami na wysokich obcasach i przystąpiła do zawieraniaznajomości z sąsiadami.Ugotowała gulasz dla Michaela, a jeden z wieczorów spędziła wtowarzystwie tancerek.Zajadały kremówki, słuchały płyt i cerowały rajstopy.Poszła do ki-na z Rolandem, a potem z Fergusem i odrzuciła awanse obu panów.Spędziła niezwykływieczór w nietypowym klubie jazzowym w Hammersmith, gdzie Giles Parker, ubrany wczerwony aksamitny smoking, czytał wiersze, a blada, wątła kobieta ilustrowała je panto-mimą.Dokonawszy generalnych porządków w garderobie, Celia dała Tildzie krótki czarnyżakiet, białą jedwabną bluzkę i niebieski aksamitny beret, tak elegancki, że dziewczynawkładała go niemal codziennie.Po dwóch tygodniach Tilda znalazła sobie pracę w biurze.Jej obowiązki polegałygłównie na przepisywaniu listów i usprawiedliwianiu  niedysponowanego" pana Parkeraprzed niewygodnymi rozmówcami.W przegródce tkwiły wyłącznie faktury do zapłacenia, aw dolnej szufladzie biurka walały się puste butelki po whisky.Praca była nudna i męcząca,ale odrywała Tildę - przynajmniej w ciągu dnia - od myśli o wydarzeniach, jakie spowodo-wały jej przyjazd do Londynu.W nocy jednak dziewczyna nie mogła odpędzić wspomnień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •