[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To onodebrał im jedyny skarb, a potem potraktował go z okrucieństwemrównym torturze.Załamani i pełni tak głębokiej goryczy, że trudno byłoby znalezćsłowa oddające ich uczucia, dziadkowie zabrali niemowlę i pojechali: doSzwajcarii, bo przynajmniej tam istniała szansa, że Bruno, ich bezcennydziedzic, jedyny spadek po Laurze, dziecko dla którego Laura poświęciłażycie, nie będzie narażony na krzywdę.* * *Podczas wojny, tak samo jak w czasie pokoju, pogłoski były szybszeod poczty, i zanim jeszcze list Paula z zawiadomieniem o ślubie dotarł doGenewy, Saint-Fraycourtowie zostali szczegółowo poinformowani owszystkim, z wyjątkowym odcieniem czerwieni w scenicznychkostiumach Eve włącznie.Normalnie, skandale wstrząsające górnymi warstwamimieszczaństwa, do których należeli Coudertowie, nie dochodziły do ichuszu, gdyż nikt z dobrych znajomych Saint-Fraycourtów nie byłzainteresowany dyskusjami o takich ludziach.Atoli baronowa Marie-France de Courtizot żyła gdzieś na obrzeżachich świata, bo chociaż miała za ojca jedynie bogatego kupca handlującegoalkoholem, to jej samej udało się nawiązać kontakty z niektórymiczłonkami rdzennej arystokracji, światem Faubourg Saint-Germain.Baron Claude de Courtizot wydawał większą część znacznychdochodów na finansowanie własnych polowań.Konie i psy myśliwskieCourtizotów biegały w całym kraju po wszystkich terenach obfitujących wjelenie i sarny.Baron hojnie nimi szafował, co nie mogło pozostać długo nie doceniane przez członków zwariowanej na punkcie łowiectwaszlachty, której kabzy w miarę upływu czasu stawały się coraz chudsze.Nawet gdy szlacheccy przodkowie dawali głowy pod topór i traciliposiadłości, przekazywali w spadku tytuły i miłość do polowań.TytułCourtizotów był świeży, dla szlachty z dziada pradziada bodajże gorszyniż brak tytułu, nadał go bowiem Napoleon, Claude okazywał jednakwobec tego faktu należną pokorę.Ale teraz! W salonach Faubourg Saint-Germain opary plotek unosiły się nad filiżankami posiadaczy najstarszychnazwisk we Francji.Już w roku 1914, kiedy wyszło na jaw istnieniesiostrzenicy Courtizotów, siostrzenicy która - o zgrozo! nie do wiary! -występowała w tak potwornym miejscu, jak ordynarny music-hall, lokalniewiele tylko lepszy od burdelu, i w tymże music-hallu niewątpliwieprodukowała się w otoczeniu nagich dziewczyn, jeśli sama nie była jednąz nich albo i kimś gorszym, wybuchł skandal, który o mało nie kosztowałCourtizotów ich maleńkiego miejsca w świecie.Wybaczono im jednak, po prostu dlatego, że nie byli dość ważni, bytraktować ich jak wyrzutków.Ale teraz! Ta siostrzenica, której zuprzejmości nigdy nie wspominano przed budzącą raczej współczucieMarie-France, została macochą jedynego wnuka Saint-Fraycourtów! Terazskandal sięgnął samego serca rdzennie arystokratycznego świata.- Czy to nie za piękne, żeby było prawdziwe? - pytały się nawzajemznudzone i złośliwe księżne.Oczywiście, Saint-Fraycourtowie przeżylistraszliwą tragedię, biedni ludzie, trzeba im po prostu współczuć.Kto uwierzyłby, że coś takiego zdarzy się tym, którzy tak się pyszniliwśród równych sobie? Szczerze mówiąc, nikt ich nigdy specjalnie nielubił, ale przecież trzeba było uznawać, że mają prawo do dumy.Znało się ich zawsze, nawet jeśli byli zimni i aroganccy.Czy wobec tego należyudawać, że nic nie zaszło, czy też raczej, oczywiście jak najbardziejtaktownie, okazać Saint-Fraycourtom szczególnie subtelne wyrazywspółczucia.Może powinno się napisać bilecik, ot, po prostu kilka słów?A może zachować dyskretne milczenie jakby nigdy nic? Cóż zafascynujący i smakowity dylemat!- Co zamierzasz odpisać Lancelowi? - spytała męża markiza deSaint-Fraycourt.- Jeszcze nie wiem.Póki był na froncie, modliłem się codziennie owiadomość, że go zabito.- Markiz de Saint-Fraycourt mówił sucho izwięzle.- Miliony Francuzów zginęły, a Lancela tylko ranili.Nie masprawiedliwości w niebie.- Co zrobimy, jeśli teraz, kiedy ma żonę, zechce nam odebrać Bruna?- %7łonę? Przecież rzucił garść ziemi na grób naszej córki.Błagam cię,kochanie, nie mów o tej osobie jak o jego żonie.- Tak czy owak Lancel może zechcieć zabrać syna, skoro osiadł wParyżu.- Paryż jest oblężony.Nie ma mowy o zabieraniu dziecka.- Ale któregoś dnia wojna się skończy - powiedziała markiza ponuro.- Wiesz równie dobrze jak ja, że Bruno należy do nas.Nawet gdybyLancel ożenił się z kimś godnym zostać macochą chłopca.Nigdy niemiałem najmniejszego zamiaru oddawać go temu człowiekowi.- Głosmarkiza zabrzmiał słabiej niż zwykle, jak wiatr poruszający zeschniętymliściem.- Jak możesz być tak spokojny?- Kochanie, pewne rzeczy w życiu są tak oczywiste, tak bezwzględnie słuszne, że nie pozostawiają miejsca na wątpliwości.Należydo nich przyszłość Bruna, który jest Saint-Fraycourtem, nie Lancelem inigdy nie splami się kontaktem z tym mordercą ani z jego kobietą.Zabiłbym Paula de Lancel tymi rękami, zanim pozwoliłbym mu tknąćBruna.A im mniej ten człowiek nas rozumie, tym mniej kłopotówbędziemy z nim mieli.Sądzę, że mimo wszystko odpowiem na jego list.- Co mu napiszesz?- No, oczywiście, że życzę mu szczęścia w małżeństwie.- Jak możesz się zdobyć na coś takiego?- %7łeby zachować Bruna przy nas, mógłbym objąć tę.dziwkę Paula.* * *W końcu września 1918 roku, na dwa miesiące przed zawieszeniembroni, które zakończyło wojnę światową, Eve powiła córkę.Paulazdemobilizowano w trzy miesiące po wojnie i po powrocie do służbydyplomatycznej w pierwszych miesiącach roku 1919 skierowano doCanberry jako pierwszego sekretarza Ambasady Francuskiej w Australii,co dla panów z Quai d'Orsay stanowiło równoznacznik Syberii.Przeprowadzka do Australii napawała Eve wielkim szczęściem zewzględu na Delphine.Dziecko było chore na krup, którego atakinadchodziły bez ostrzeżenia; zaczynały się od nagłego kaszlu, brzmiącegozupełnie jak szczekanie psa, po czym dziewczynka zaczynała się dusić,chciwie łapiąc powietrze.Jedynym sposobem ulżenia Delphine byłotrzymanie jej głowy w obłoku pary, póki skurcz gardła nie ustąpił idziecko nie zaczęło oddychać normalnie.Ale w pierwszych latach powojnie para była we Francji niemal bezcenna.Brak węgla stał się jeszczebardziej dotkliwy niż przed nastaniem pokoju, a elektryczność kosztowała tak drogo, że metro nadal jezdziło według wojennego rozkładu.Australia ze swym dostatkiem była błogosławieństwem dlastroskanych rodziców.Eve mogła się prawie całkowicie odprężyć w jednejz komfortowych wiktoriańskich willi w Canberze, mającej dużą werandę iobszerny przyległy ogród, czuła się bowiem bezpiecznie ze świadomością,że napełnienie parą przestronnej łazienki zajmuje dosłownie minuty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •