[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na córkę. Ależ to licho, Niemiec rzekł i taki niemal stary, jak ja, tylkoże to żyło dobrze, a nie wytargało się z biedą wygląda młodziej.Znowu z boku popatrzył na Marynkę, która stała zupełnie obojętna inieporuszona. Nie rzekła po chwilce to nie może być, to nie może być.Rozeszli się, nie mówiąc więcej o tym z sobą.Nie upłynął tydzień może, Larisch, wybrawszy oczywiście porę taką,aby znowu ojca nie zastać, nadjechał.Tym razem Marynkazrozumiała, że się coś święciło chyba.Ale dziwna rzecz, nawiadomość o przybyciu zadumała się smutno i wyszła.W proguspotkała wymierzone wejrzenie Larischa, który zdawał się badać ją,jakim okiem spojrzy na natręta.Ale z pogodnej twarzy dziewczynynic rozpoznać nie było podobna.Niemiec był ubrany bardzo staranniei wyświeżony do zbytku, choć, poważnemu człowiekowi, było mu ztym śmiesznie. Dosyć, że ja nie mam szczęścia, aby spotkać kiedykolwiek panaTygla rzekł uśmiechając się. Mój ojciec zajęty jest wielce swym gospodarstwem. A pani? Ja także, o ile umiem. Już jeśli koniecznym jest pracować nad nim dodał Larisch przynajmniej byś pani godną była na większym i w szczęśliwszychwarunkach. Myśmy do małego przywykli. Tak, ale kobieta, zwłaszcza tak szczęśliwie udarowana, jak pani,zawsze zmiany losu spodziewać się może.Marynka śmiało spojrzała w oczy Niemcowi.Zamilkł na chwilę. Wie pani co dodał namyśliwszy się jam stary trochę, panimimo młodości masz wielką dojrzałość w charakterze, po co mamygrać w niestosowną dla nas igraszkę słów i zagadek.Pozwolisz mipani mówić z sobą otwarcie. Bardzo proszę! rzekła niezmieszana Marynka z lekkim głowyskinieniem. Będę szczerym począł Larisch. Na pierwszy rzut oka, gdymmiał szczęście widzieć ją w Mogilnej, uczyniłaś pani na mnieniezatarte wrażenie.Jestem stary, ale czuję w sobie siły do życia;gdybyś pani ze mną podzielić je chciała, byłbym bardzo szczęśliwy.Spojrzał na Marynkę, która patrzyła nań, nieporuszona wcale, jakbyoczekując, co powie dalej, radca też począł zaraz znowu: Z mojej strony zapewnić panią mogę o szacunku, o uczuciu ażnadto może gorącym.Jestem bogaty, mogę jej przyszłość zapewnić.Wiem to, że pieniądz sam nie stanowi szczęścia, ale go podaje rękażyczliwa.Marynka słuchała jeszcze, gdy on mówić przestał i oczekiwałodpowiedzi, w ręku przewracała karty książki powoli, zdawała sięnamyślać. Szczerość za szczerość rzekła. Dziękuję panu naprzód, żeśmnie osądził być godną towarzyszką pracy i życia.Zdaje mi sięwszakże, iż to małżeństwo dla pana byłoby mniej korzystnym niż dlamnie.Nie mówię o tym, że nas dzieli pochodzenie i obyczaj wcaleróżny, ale nie obawiałżebyś się pan ubogiej dziewczyny, którejdostatek może zawrócić głowę, a długa niedola obudzić chęćużywania, świetnienia, próżnowania? Pani mi się wydajesz istotą fenomenalną, ponad powszedni poziomwzniesioną. Mylisz się pan odpowiedziała Marynka jestem pospolitądziewczyną, której srogi ból dopomagał do wczesnego dojrzenia.Znasz pan te owoce ukąszone przez robaka, które pierwsze dojrzewająna drzewach, rumienią się najwcześniej, a w środku są goryczy pełne?Jam taką istotą.Zamiast odpowiedzi, której pan czekasz ode mnie napróżno, powiem mu jak na spowiedzi.Przebyłam straszliwe walki zlosem i z sobą.Byłam sierotą, sama musiałam być memu dzieciństwumatką.Wychowywałam się w mieście.W tym samym domu, wktórym była pensja nasza, mieszkał profesor.Syn jego, starszy niecoode mnie, chował się ze mną pod jednym dachem.Kochaliśmy się jakdzieci, uczucie rosło z nami i wrosło we mnie na wieki.Serce mojenie jest wolne i być nim nie może.Larisch pobladł nieco. Jego rodzice mówiła Marynka nie mogli pozwolić napołączenie nasze, biedny chłopiec w rozpaczy puścił się w świat izginął. Zginął! powtórzył głosem stłumionym Niemiec, ale jakby lżejnieco odetchnąwszy. Jak to? umarł? Nie wiem odpowiedziała Marynka pięć lat upływa, jakpopłynął do Ameryki; ani rodzice, ani ja nie miałam o nimwiadomości.Ale żyw czy umarły, pozostanie w sercu moim.Z tęsknotą spokojną, zrezygnowaną, domówiła tych słów, spuściłaoczy, łza spadła na książkę.Larisch milczał. Ja to uczucie szanować umiem rzekł ale czy pani znajdujesz,iż z nim w sercu nie mogłabyś już niczyich losów podzielić? Jak się panu zdaje? spytała Marynka. A jeśli ten biedny młodzieniec zginął, maszże pani nań czekać?Dopóki ojciec jej żyje, los ten znośnym być może, a potem! panijesteś sierotą, nie masz rodziny.Gdybyś ją znalazła, nie wiem, czyona zrozumieć by cię potrafiła.Ulżyłoby zawsze zamążpójście losowiojca, który znalazłby dla siebie stosowniejszą i łatwiejszą pracę.Chętnie wypuściłbym mu folwark dzierżawą.Marynka milczała. Ale rozumiem odezwał się Niemiec iż ta rzecz potrzebujegłębszego namysłu.Daję pani czas do niego i czekać będę.Uczynisz,co uznasz lepszym.To mówiąc skłonił się grzecznie i jakby zawstydzony, co najprędzejsię wysunął.W pół godziny pózniej nadszedł ksiądz Grzywa i znalazł ją siedzącąjeszcze w tym samym miejscu, przed opróżnionym krzesełkiem, zktórego łatwo było domyśleć się niedawnych odwiedzin. Cóż to tak siedzisz, moje dziecko zawołał z progu jakby cięco do stołka przykuło? W istocie, mój ojcze porywając się żywo i podchodząc kuniemu, rzekła Marynka byłam wkuta podziwieniem, rozmyślaniemi zakłopotaniem.Larisch mi się oświadczył!Proboszcz się począł śmiać. E! rzekł to żarty. Nie, ojcze, oświadczył mi się naprawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]