[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam wszedł do kuchni, gdy kończyła wstawiać naczynia do zmywarki.Ledwie się pohamował, by natychmiast nie porwać Fran w ramiona.- Zaraz wyjeżdżamy - obwieścił.- Pójdę się pożegnać.Pani Lockhart ucałowała ją w oba policzki.- 131 -SR - Mam nadzieję, że się zobaczymy - rzekła z uśmiechem.Maddy posłałaFran łobuzerski uśmieszek.- Myślę, że tak, co Fran? - zapytała niewinnie.- Jeśli tylko zajdzie potrzeba, z przyjemnością służę pomocą przyorganizacji przyjęcia - odparowała Fran z miną niewiniątka.- Na przykładwesele czy zaręczyny.Maddy oblała się rumieńcem.- Cześć, Fran! - Merry uścisnęła ją z nieoczekiwaną serdecznością.-Zatroszcz się o mojego braciszka.- On już nie potrzebuje, by ktoś się o niego troszczył.- Bzdura! - zawołała pani Lockhart.- Wszyscy mężczyzni tegopotrzebują.Są jak dzieci.- A czy mnie nikt nie zapyta o zdanie? - zapytał Sam.Wręcz promieniał.-Bo muszę powiedzieć, że tym razem stanowczo jestem po stronie mamy! -Wziął ze stolika kluczyki do auta.- Cześć, Fran - rzekł miękko.Oczy mubłysnęły.- Do zobaczenia niedługo.- Cześć - szepnęła.Machała, póki nie znikli za zakrętem.Co się stanie, gdy Sam wróci dodomu? Rozgorączkowana wyobraznia podsuwała jej szalone obrazy, aleprzecież to nie było wszystko.Co z nimi będzie? Wprawdzie zarzekał się, że nie skacze z kwiatka nakwiatek, ale czy można mu wierzyć? Czy można budować plany jedynie naspędzonej razem nocy?Jazda na dworzec zabierze kwadrans, Sam odczeka, póki pociąg nieruszy.W takim razie zdąży się jeszcze wykąpać.Szykowała kosmetyki, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.Zdziwiona zerknęłana zegarek.Na Sama za wcześnie.Zresztą ma klucze.- 132 -SR Otworzyła, nie wyglądając przez wizjer, i ze zdumieniem popatrzyła nastojącego w progu nieznanego, postawnego mężczyznę.Sądząc po wyrazietwarzy, był zdenerwowany.- Czy wy, kobiety, nigdy nie nauczycie się korzystać z wizjera? -wybuchnął.- Dla własnego bezpieczeństwa!Natychmiast rozpoznała melodyjny, irlandzki akcent.- Cormack! - wykrzyknęła radośnie.- Cormack Casey we własnej osobie!Najsłynniejszy irlandzki scenarzysta! Co ty tu robisz o tej porze?Wydawał się bardzo spięty.Ostatni raz widziała go na chrzcinach synka,był wtedy wniebowzięty.- Mogę wejść? - zapytał.- Jasne, proszę! Napijesz się kawy? A może zrobić ci śniadanie? Jadłeśjuż coś?- Nie teraz.Muszę pogadać z Samem.Jest w domu?- Nie, ale przyjedzie lada chwila.Właśnie odwozi mamę i siostry nadworzec.Będzie za jakieś pół godziny.Cormack jakby odrobinę się odprężył.- Były tutaj?- Tak, jedną noc.Znowu stał się czujny.- A ty jak długo tu jesteś?Fran zmarszczyła brwi.Coś jej nie pasowało.- Dwie noce.Cormack, czy coś się stało?Cormack należał do osób wyjątkowo zdecydowanych, ale teraz na jegotwarzy malowała się wyrazna niepewność.- Mam nadzieję, że nie.Nieoczekiwanie przepełniło ją podejrzenie, że bierze udział w jakiejśgrze, nic o tym nie wiedząc.- Cormack - odezwała się stanowczo.- Możesz mi wyjaśnić powód swojejwizyty? Tylko nie mów, że właśnie byłeś w pobliżu, bo i tak nie uwierzę.- 133 -SR - Zbieram się do pisania powieści - wymruczał.- Sam namawia mnie odlat i jest bardzo uparty.Więc postanowiłem to zrobić, ale najpierw muszęomówić z nim kilka spraw.Unikał jej wzroku, co dało jej do myślenia.I to wyczuwalne w nimnapięcie, sposób, w jaki trzymał ramiona.Prostolinijna natura Cormackawzdrygała się przed kłamstwem.Nawet wypowiadanym w najlepszej wierze, byosłaniać przyjaciela.- To możliwe.Ale nie dlatego tu przyjechałeś? - nacisnęła.Ich spojrzeniasię spotkały.- Nie - wyrzekł wreszcie.Podążył za nią do salonu.Szedł jak skazaniec.- Triss mówiła, żebym nie jechał - westchnął.- A ty nie usłuchałeś - ucięła Fran.- Więc mów.Przymrużył oczy, jakbypróbował przeniknąć jej myśli.- Jak miewa się Sam?Gdyby nie ta wczorajsza noc, pewnie nigdy by się aż tak nie zarumieniła.Jak chyba jeszcze nigdy w życiu.- O cholera! - zaklął Cormack, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.-Niech to diabli!- Cormack? - zdumiała się.- O co chodzi?- O czas.- Wzruszył ramionami.- Przyjechałem za pózno.Wy już.-Zagryzł usta, jakby zdecydował nie ciągnąć tematu.- Co my?- Nieważne.- Chyba jednak ważne.A już na pewno dla mnie.Więc mów.Przecieżwiesz, że i tak to z ciebie wyduszę.Widziała, że szuka właściwych słów.- Czy ty.przespałaś się z nim?Z wrażenia zaparło jej dech.Takie pytanie!- 134 -SR - Chyba powinieneś się wytłumaczyć - rzekła spokojnie.- Zapomnij o tym pytaniu - opamiętał się.Było w nim coś, co budziło w niej nieokreślony lęk, Nigdy nie widziała,by był aż tak zmieszany i niespokojny.Musi go przycisnąć, wydobyć prawdę.- Nie mogę.Sam o tym wiesz.Zacząłeś, więc dokończ.- Poczekajmy na Sama.- Nie.- Popatrzyła na niego stanowczo.- Cormack, czekam.- Uff.- Wzruszył ramionami, próbując zbagatelizować sprawę.- Poprostu niepokoiłem się o ciebie, to wszystko.Popatrzyła na niego podejrzliwie.- I przyjechałeś tu tylko dlatego, że się o mnie martwiłeś?- Nie, miałem też coś do załatwienia w Londynie.- No więc, czy wreszcie mi powiesz, co cię tak niepokoiło?- Fran - skrzywił się z zakłopotaniem.- Lubię Sama i.- Dość tego! - przerwała mu gwałtownie.- Przestań mydlić mi oczy! Chcęusłyszeć prawdę.I to bez żadnych upiększeń!- No dobrze.- Przesunął palcami po włosach, targając już i taknastroszoną fryzurę.- Powiedział mi, że po balu był na ciebie wściekły.%7łezmarnowałaś mu całą imprezę.Skinęła głową.Tylko tyle?- Wiem o tym - powiedziała ostrożnie.- Ale nie przejmuj się - dodała,uśmiechając się blado.- To już zamknięta sprawa.Popatrzył na nią przenikliwie.Nie na darmo był badaczem ludzkichzachowań.Pytanie samo cisnęło mu się na usta.- Ale na tym nie koniec, prawda, Fran? Chwilowe uczucie ulgi rozwiałosię jak dym.- Chodzi ci o to, czy się z nim zadałam?Cormackowi zabrakło języka.- A tak było?- 135 -SR - No cóż.tak.- Umilkła.- A dlaczego cię to martwi?- Nieważne - odparł, unikając jej wzroku.Wbiła w niegorozgorączkowane spojrzenie.- Nie mów tak, bo czuję, że jest inaczej! Cormack, błagam cię, powiedz, oco naprawdę chodzi! - Przeszła wprost do rzeczy.- Kogo z nas bardziej chceszosłaniać? Mnie czy Sama?Irlandczyk zawahał się.- Powiedział, że zrewanżuje się za to, że go ośmieszyłaś.- W jaki sposób? Cormack westchnął ciężko.- Przyjemny dla obu stron.- wydusił wreszcie i umilkł.Popatrzyła naniego szeroko otwartymi oczami.- Czy dobrze się domyślam? Może lepiej powiedz mi wprost?- Spędzając z tobą upojną noc.A więc to była tylko podstępna gra? Poczucie porozumienia i bliskości,czułe słówka i słodkie pieszczoty wczorajszej nocy były obliczone jedynie nadorazny cel?Potrząsnęła głową, odwróciła się raptownie.Nie chciała, by widział jejłzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •