[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobno byłeś u pielęgniarki tuż przed nim.288Anulaouslaandcs Hunter dopiero teraz na serio się zaniepokoił.Zcisnął słuchawkęw dłoni.- Trzymajcie się od niego z daleka! Cavanaugh zarechotał.-Uspokój się, drogi chłopcze.Richie nie mógł mu, niestety,złożyć oficjalnej wizyty, bo kręciło się za dużo ludzi, ale sprawił mi wzamian jeszcze milszą niespodziankę.Hunterowi zaschło w gardle.- O czym ty mówisz? - zapytał.Charles zamilkł na krótką chwilę, w telefonie rozległ sięnajpierw szmer podawanej z rąk do rąk słuchawki, a potem cichy,przyspieszony oddech innej osoby.- Hunter? - niepewnie odezwała się Sandria, której natychmiastodebrano słuchawkę.Hunterowi przeszły ciarki po plecach.- Pani kazała przekazać pozdrowienia - usłyszał zadowolony zsiebie głos Cavanaugha.- Ty sukin.- krzyknął z wściekłością.- Oj, nieładnie - skarcił go Charles.- Po co używać brzydkichsłów.Potraktujmy sprawę jak handlowcy.Przy całym uznaniu dlaniewątpliwej urody panny Sutton, nie zamierzamy jej niepotrzebnieprzetrzymywać.Wystarczy, jeśli przyniesiesz brakujący element ibędziesz mógł ją sobie zabrać,- Gdzie?- W dobrze ci znanym magazynie na tyłach twojego dawnegolaboratorium w Fort Myers.Dziś o siódmej wieczorem,289Anulaouslaandcs - Przyjdę.- Aha, na wszelki wypadek zwracam ci uwagę, że masz sięzjawić bez niepotrzebnego towarzystwa.Jeśli na horyzoncie pojawisię bodaj cień policjanta, będziemy zmuszeni wycofać się ztransakcji.- głos Charlesa przybrał nagle złowieszczy ton, zdolnyprzemienić promienie słońca w zimny blask księżyca - i pozbyć sięposiadanego towaru.Hunter usłyszał trzask odkładanej słuchawki i na uginających sięnogach wyszedł z budki telefonicznej.Z dziwnymi uczuciami wjeżdżał w znajomą bramę laboratoriówCavanaugha.Przed laty on i Julia przyjechali tu zaraz po ukończeniustudiów i tuż po swoim ślubie.Firma zaproponowała obojgu naderciekawą pracę, na najwyższym poziomie naukowym.Zwiat wydawałim się wówczas nowy i pełen obietnic, a oni mieli nadzieję go zmienićlub przynajmniej uczynić bezpieczniejszym.Jednakże świat odwrócił się od niego i podczas ostatniejbytności w tym miejscu ukazał mu inne, wrogie oblicze.Pakowałswoje rzeczy jako człowiek skompromitowany, osamotniony,ograbiony z poczucia własnej godności.Julia i Eryk.nie żyli.Nie miałnikogo bliskiego, dla kogo warto było prowadzić dalszą walkę.Odtamtej pory nie przekroczył progu posiadłości Cavanaugha.Aby dziś znów się tutaj znalezć.Zatoczył ogromne koło i wróciłna to samo miejsce.Przed przyjazdem zadzwonił, oczywiście, do Donalda Lefkina,prosząc o odwołanie umówionej konferencji prasowej.Dopóki290Anulaouslaandcs Cavanaughowie mieli Sandrię w rękach, nie mógł, bez narażania jejna śmiertelne niebezpieczeństwo, rzucić im publicznego oskarżenia.Znajdowała się gdzieś w tym budynku, pod pilną strażą synalka iojca.Mogli jej wyrządzić krzywdę.Może już to zrobili.Wysiadając zfurgonetki, Hunter pomyślał sobie, że chętnie zobaczyłby Richie'ego iCharlesa na marach.Zachodzące słońce oblewało fronton wysokiej halizłotopomarańczowym blaskiem.Sprawdził godzinę.Punkt siódma.Nie może się spóznić.Ludzie pokroju Charlesa Cavanaugha szanujątylko tych, którzy są dla nich grozni.Tu jednak szło o życie Sandrii inajmniejsze ryzyko w rodzaju niepojawienia się w porę na spotkaniemogło mieć nieobliczalne konsekwencje.Hala sprawiała wrażenie opustoszałej.Charles Cavanaugh był oddawna zwolennikiem nowoczesnych, elektronicznych zabezpieczeń,ale Hunter nie zdziwił się, gdy pchnięte jego ręką drzwi hali rozsunęłysię w bok bez najmniejszego oporu.Urządzenia alarmowe i monitoryzostały z pewnością wyłączone.Wszedł do środka i zasunął szczelnie drzwi.We wnętrzuzapanowała ciemność i upłynęła chwila, nim jego oczy przystosowałysię do panującego wokół mroku.Od czasu jego ostatniej bytności w magazynie niewiele sięzmieniło.We wnętrzu piętrzyły się stosy przygotowanych do wysyłkikartonowych opakowali, stały najrozmaitsze urządzenia, wózkitransportowe i maszyny, niemniej w hali nie czuło się odoruzastarzałego kurzu czy też smarów.Cokolwiek by o nim powiedzieć,291Anulaouslaandcs Charles Cavanaugh niewątpliwie dbał o czystość i porządek w swoimkrólestwie.W mieszczącym się na antresoli pierwszego piętra biurzekierownika magazynu paliło się światło.Krążąca wokół lampy postaćrzucała wędrujące po ścianach, długie cienie.Kroki Huntera odbiły sięgłuchym echem, gdy skierował się ku prowadzącym na górę schodom.Szybko się jednak zatrzymał.Wolał nie oddalać się zbytnio odwyjścia.- Cavanaugh! - zawołał w głąb niewidocznej czeluści.- Jestemna dole.Jeśli chcesz odebrać ampułkę, musisz do mnie zejść.Jego słowa odbiły się echem, po czym zapadła cisza.Hunter czułspływające mu po plecach strużki potu.Jeżeli nie doceniłprzebiegłości tego drania.,Zapaliły się światła.Nie tak silne, by całkowicie rozproszyćciemności, ale wystarczające dla rozpoznania stojącego na doleschodów Charlesa Cavanaugha.Charles zbliżył się do Huntera naodległość około stu metrów.- Gdzie jest Aleksandria? - rzucił Hunter.- Pokaż najpierw ampułkę.Hunter sięgnął do kieszeni, wyciągnął ampułkę i pokazał ją wuniesionej dłoni.Cavanaugh uśmiechnął się i podniósł głowę, nie spuszczającoczu z Huntera.- Richie! - zawołał w kierunku biura.- Sprowadz panią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •