[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy wreszcie dotarła do lodówki, mrok był już tak gęsty, żeprawie nic nie widziała, lecz tutaj wzrok był najmniej potrzebny.Wystarczyło kierować się powonieniem.Starając się jak najmniejoddychać, wyjmowała po kolei wszystko, co wpadło jej w ręce, iwrzucała do znalezionego wcześniej w spiżarni plastikowego workana śmieci.Właśnie zawiązywała wypełniony worek, kiedy od stronysaloniku dobiegł ją jakiś szmer.Przerwała robotę i nastawiła uszu.Szmer się powtórzył.Metaliczny brzęk, a potem szczęknięcie.W pierwszej chwili niepotrafiła ustalić zródła tych dzwięków, ale po sekundzie zrozumiała iserce załomotało jej w piersiach.Ktoś naciska klamkę u wejściowychdrzwi.April! Poderwała się na nogi, ale natychmiast, nie dotarłszy nawet dodrzwi sąsiadującego z kuchnią pokoju, pojęła swoją omyłkę.April maklucz do drzwi.A zresztą, po co by miała z taką ostrożnością naciskaćklamkę?John? Niemożliwe.Zapukałby albo zawołał, jak każdy normalnyczłowiek.Nie, to całkiem inna para kaloszy.Jakiś nieproszony gośćusiłuje wedrzeć się do domu.Uczucie rozczarowania zmieniło się w niepokój, a niepokójzaczął się przeradzać w paniczny strach.Czy zajęta obserwowaniemJohna zapomniała zamknąć drzwi na klucz? Znowu dobiegł ją cichyszczęk naciskanej klamki.Zamarła bez ruchu, nasłuchując, czy niezaskrzypią zawiasy, i odetchnęła z ulgą, gdy to nie nastąpiło.Widocznie odruchowo zamknęła zasuwę.Nieproszonemu gościowinie udało się wedrzeć do środka.W każdym razie przez drzwi.Co robić?Było już niemal zupełnie ciemno, nie tylko w domu, ale i nadworze.Z sąsiedniego segmentu dochodziło wycie włączonego napełny regulator telewizora; może sobie zedrzeć gardło, i tak jej nieusłyszą.Nakazała sobie spokój i próbowała zebrać myśli.April miałatylko jeden aparat telefoniczny, który stał w salonie koło kanapy.Elizabeth delikatnie odstawiła plastikowy worek na podłogę inajciszej, jak umiała, ruszyła w stronę przyległego pokoju.Już była wdrzwiach łączących kuchnię z salonem, kiedy serce na nowo jejzałomotało, a w ustach zrobiło się sucho.Znowu zdrętwiała zestrachu.Włamywacz podjął kolejną próbę sforsowania wejścia.Przezmatową szybę w drzwiach sączyło się do środka słabe światło ulicznejlampy, w którym pobłyskiwała poruszana od zewnątrz mosiężnaklamka.Elizabeth wstrzymała oddech.Za szklaną szybą majaczył natle lampy cień szamoczącego się człowieka.Wysoka, potężna postaćw ciemnej, naciągniętej na twarz, obcisłej czapce.Dałaby głowę, że tokominiarka.Przestała się zastanawiać.Nie odrywając oczu od drzwi, a raczejcienia na szybie, wyciągnęła za siebie rękę, obmacując kuchenny blat.W samym rogu, tuż koło lodówki, stał drewniany blok z wetkniętymiweń nożami, który Elizabeth podarowała kiedyś siostrze na BożeNarodzenie.Lśniące helgerowskie noże są dziś na pewno równie ostre jak w dniu, kiedy zostały rozpakowane.Drżącymi palcami odnalazłablok i wyciągnęła nóż.Podniosła go do oczu, by przyjrzeć się ostrejjak brzytwa klindze: był to nóż do krojenia mięsa.Nie zważając na ściskanie w żołądku, ruszyła, skradając się, dopokoju.Jeżeli dotrze do telefonu, zanim złoczyńca wedrze się dośrodka, zadzwoni pod numer 911.Ledwo to pomyślała, gdy drzwi znowu szczęknęły, a ona zdałasobie sprawę, że tym razem włamywacz nie manipuluje przy klamce,tylko usiłuje wyważyć drzwi.Usłyszała cichy metaliczny zgrzytpodważającego zamek łomu.Z bijącym sercem, trzymając nóż w rękui nie odrywając oczu od wejścia, podniosła słuchawkę, wcisnęła jąsobie pod brodę i nakręciła numer.Telefon milczał.Albo odcięto kabel, albo April nie zapłaciłarachunku.Zresztą obojętne.Tak czy owak, nie uzyska tą drogąpomocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •