[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z całą pewnościąnie byłby w stanie dojrzeć, że trzech trzyma przy boku pistolety.Nie miało to zresztą znaczenia.Gdyby ktoś nawet spostrzegł pistolety i czuł się w obowiązku zadzwonić po policję, cokolwiekmiałoby się wydarzyć, i tak wydarzyłoby się przed jej przybyciem.Buchanan idąc alejką w kierunku plaży rozważał możliwości działania.Mógł skorzystać zciemności, unieszkodliwić napastników i uciec, kryjąc się w krzakach na wypadek, gdyby któryś zmężczyzn przeżył atak i zaczął strzelać.Mógł przynajmniej próbować.Problem polegał na tym, iżnapastnicy wiedzieli, że Buchanan będzie chciał wykorzystać ciemności.Czekali na jego nagłyruch, a gdyby go wykonał, zostałby natychmiast zastrzelony.Tłumik na beretcie ochroniarza uniemożliwiłby komukolwiek z hotelu usłyszenie strzału.Zanim ktoś znalazłby ciało, trzej Latynosi byliby już daleko.Nie jest to jedyny problem, pomyślał Buchanan.Gdyby nawet udało mu się zaskoczyćLatynosów, te sprzyjające początkowo ciemności mogłyby obrócić się przeciw niemu.Niechbytylko potknął się o coś, stracił równowagę&Być może napastnicy chcieli go tylko poddać próbie? Nie mógł w końcu oczekiwać, żeblizniacy uwierzą w jego bajeczkę tylko dlatego, że przedstawił ją w sposób pewny siebie iprzekonywający.Potrzebowali wszelkiego rodzaju dowodów na jej autentyczność.Wszelkiegorodzaju.Każdy szczegół w jego fikcyjnym życiorysie wytrzymałby drobiazgowe śledztwo.Zwierzchnicy Buchanana dopilnowali tego.Para agentów udawała byłą żonę Eda Pottera i jejnowego męża.Oboje mieli starannie udokumentowane fałszywe życiorysy i oboje wiedzieli, comają mówić, gdyby ktokolwiek zadawał im pytania.Pewni pracownicy DEA byli gotowipotwierdzić, że znali Eda Pottera z czasów, kiedy z nimi pracował.W dodatku szczegóły przebiegusłużby Eda Pottera w DEA umieszczono w odpowiednim dossier w rządowych komputerach.Być może jednak przeciwnicy Buchanana uwierzyli w jego legendę.Jaki  mieliby wtedy innysposób, by zweryfikować jej autentyczność? Im dłużej Buchanan o tym myślał, tym bardziejpalące stawało się to pytanie.Czy blizniacy naprawdę dostali furii, czy tylko udawali? Czy nabralipodejrzeń tylko dlatego, że pijany Amerykanin twierdził, iż znał Buchanana jako Jima Crawforda,czy też raczej wykorzystali jego pojawienie się, by zbić z tropu Buchanana, zastraszyć go zawszelką cenę, aby znalezć jego słaby punkt?Nic nie jest nigdy pewne, pomyślał zdenerwowany Buchanan, gdy napastnicy prowadzili gościeżką w stronę przygaszonych świateł baru stojącego na krawędzi plaży.Bar miał pochyły, kryty strzechą dach podparty drewnianymi słupami.Bambusowe stoliki ikrzesła otaczały owalny kontuar, umożliwiając gościom podziwianie widocznych w ciemnościachfal zwieńczonych białymi grzywami.Część hotelu graniczyła z ogrodami; aby dotrzeć na plażę,Buchanan i trzej Latynosi musieli minąć bar. Nie oczekuj, że ludzie ci pomogą  rzekł cicho Meksykanin po prawej stronie Buchanana,gdy zbliżyli się do baru. Jeśli się wtrącą, zastrzelimy cię na ich oczach.Oni nas nie obchodzą.  Są pijani, a my idziemy w cieniu.Jako świadkowie nie mają znaczenia  dodał drugi zbraci. A poza tym nie widzą mojego pistoletu.Schowałem go pod marynarką.Ale możesz byćpewny, że celuję w twój kręgosłup  powiedział ochroniarz idący z tyłu. Hej, rozchmurzcie się, okay? Czegoś tutaj nie rozumiem.Po co to całe gadanie o strzelaniu? zapytał Buchanan. Chciałbym, żebyście się rozluznili i wyjaśnili mi, co się dzieje.Przyszedłem do was w dobrej wierze.Nie byłem uzbrojony.Nie stanowię dla was zagrożenia.Awy nagle& Zamknij się, póki mijamy ludzi z baru  rzucił cicho ten z prawej strony, po hiszpańsku. Albo twoje następne słowa będą ostatnimi  dodał drugi, z lewej. Entiende? Rozumiesz? Wasza logika jest przytłaczająca  rzekł Buchanan.Kilku turystów podniosło wzrok znad swoich margaritas, gdy Buchanan i trzej mężczyzniprzechodzili obok nich.Potem jeden z turystów dokończył opowiadania jakiegoś dowcipu iwszyscy przy stole wybuchnęli śmiechem.Ta gwałtowna reakcja była tak głośna i nieoczekiwana,że blizniacy drgnęli i obrócili głowy w stronę, z której dobiegł hałas.Ochroniarz też zapewne byłzaskoczony.Tego Buchanan nie mógł jednak wiedzieć na pewno.Mimo to miał szansę.Mógłwykorzystać dekoncentrację Latynosów, uderzyć blizniaków grzbietami dłoni w krtań, kopnąćlewą stopą do tyłu i w bok, żeby złamać gorylowi kolano, a potem odwrócić się, żeby strzaskaćnadgarstek trzymający berettę.Mógł zrobić to w mniej niż dwie sekundy.Zwiatło z baru pozwalałomu widzieć tyle, że nie musiał martwić się o celność swoich ciosów.Ból zmiażdżonych krtaniuniemożliwiłby blizniakom oddychanie.Próbując w panice nabrać powietrza do płuc, niemyśleliby nawet o strzelaniu, przynajmniej do momentu gdy Buchanan wykończyłby ochroniarza iodwrócił się, żeby ich załatwić.To zabrałoby kolejną sekundę czy dwie.Tak więc najwyżej czterysekundy i byłby wolny.Ale chociaż nie wątpił w powodzenie, nie zrobił tego.Ponieważ tu nie chodziło o jegobezpieczeństwo.Gdyby się o nie troszczył, w ogóle nie przyjmowałby misji.Otóż to, misja.Tylkoona się liczyła.Zmiech turystów tymczasem ucichł.Trzej Latynosi odzyskali spokój i mijając bardotarli wraz z Buchananem na ciemną plażę.W jaki sposób wyjaśniłbyś to swoim przełożonym? zapytał sam siebie Buchanan.Wyobrażasz sobie wyraz ich twarzy, gdyby się dowiedzieli, żezabiłeś tych facetów, bo poniosły cię nerwy? Twoja kariera byłaby skończona.Nie pierwszy razktoś celuje do ciebie z pistoletu.Dobrze wiesz, że podczas tego zadania musiało się to zdarzyćprędzej czy pózniej.Ci ludzie nie są idiotami.Poza tym nigdy ci nie zaufają, jeśli nie stwierdzą, żepotrafisz opanować stres.Więc pozwól im to stwierdzić.Wyluzuj się.Graj swoją rolę.Co w takim razie zrobiłby Ed Potter?  zastanowił się Buchanan.Czy skorumpowanyeks oficer DEA nie próbowałby uciekać, gdyby myślał, że handlarze narkotyków, z którymi chciałubić interes, uznali, że zabicie go jest mniej ryzykowne i kłopotliwe niż zaakceptowanie jakopartnera?Może, pomyślał Buchanan.Ed Potter mógłby próbować uciekać.Ale on to nie ja.Nie mamojego wyszkolenia.Jeśli zachowam się tak, jak zachowałby się naprawdę Ed Potter, mam wielkąszansę dać się zabić.Muszę zmodyfikować postać.Widownia właśnie testuje mnie wposzukiwaniu słabego punktu.Ale na Boga, żadnego nie znajdzie.Wzdłuż plaży biegła alejka Club Internacional.Gwiazdy świeciły jasno, choć księżyc jeszczenie wzeszedł.Chłodna bryza ciągnęła od oceanu, z ciemności.Słysząc odległe echo kolejnegowybuchu śmiechu w barze, który był teraz od niego oddzielony rzędem wysokich krzewów isięgającym do pasa murkiem, Buchanan zatrzymał się na brzegu alejki.  W porządku  powiedział. Oto plaża.Jest ładna.Naprawdę ładna.A teraz czy możecieodłożyć te pistolety i powiedzieć mi, co w imię Boże tu się dzieje? Nie zrobiłem nic, żeby&10 Imię Boże?  powtórzył pierwszy z blizniaków i zepchnął Buchanana z chodnika na piasek. Tak, imię.Wiele imion.O to właśnie chodzi.Ed Potter.Jim Crawford.Buchanan poczuł, jak buty zapadają mu się w piasek, i odwrócił się twarzą do blizniaków iochroniarza, którzy stali odrobinę wyżej od niego, na chodniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •