[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie opanowałsię i zapytał:- Czego żądasz w zamian, znakomity cudzoziemcze?Ale cudzoziemiec uśmiechnął się pobłażliwie i rzekł z właściwą mu godnością:- Wartościowe nagrody daje się robigroszom i obieżyświatom.My, uczeni, pragniemytylko dobra ludzkości.Niechaj mi Wasza Bajkopisarska Mość odda do dyspozycji jedenze swoich okrętów, doświadczonego kapitana i trzydzieści osób załogi.To wszystko.Resztę proszę pozostawić mojej przemyślności, wiedzy i doświadczeniu.Ufam, żezdołam dotrzymać obietnicy.Wielki Bajarz raz jeszcze poczerwieniał i zbladł ze wzruszenia, zsunął się ze swegorzezbionego fotela, objął nieznajomego i zawołał w uniesieniu:- Czarny atrament!.Prawdziwy czarny atrament!.Szlachetny cudzoziemcze, powiedzmi, jak się nazywasz, abym mógł opowiedzieć o tobie memu ludowi.Nieznajomy obciągnął surdut, przyczesał czuprynę wszystkimi pięcioma palcami, z lekkaodchrząknął i rzekł:- Od tego powinienem był zacząć.Jestem Ambroży Kleks, doktor filozofii, chemii imedycyny, uczeń i asystent słynnego doktora Paj-Chi-Wo, profesor matematyki iastronomii na uniwersytecie w Salamance.Po tych słowach wyprostował się i stał z dumnie podniesioną głową, lewą dłoniągłaszcząc brodę.- Dziś jeszcze wydam wszystkie niezbędne polecenia i rozkazy, a jutro osobiściedopilnuję w porcie ich wykonania - rzekł Wielki Bajarz ze łzami w oczach.Nazajutrz, o pierwszej po południu, z klechdawskiego portu odbił nowiutki, świetniewyposażony trójmasztowiec "Apolinary Mrk".W porcie stał Wielki Bajarz i trzykrotnym salutem z piętnastu mozdzierzy żegnał panaKleksa, wyruszającego w osobliwą i pełną przygód podróż.Tak, tak, moi drodzy, widzicie - ta czarna, już ledwie dostrzegalna w oddali postać naszczycie koronnego masztu to pan Ambroży Kleks.%7łyczymy znakomitemu podróżnikowi pomyślnej wiei i spokojnego morza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]