[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłam, że sekretarka telefoniczna mruga malutkim rubinowym światełkiem.Pomyślałam, żeurządzenie nie powinno działać, skoro przypływ magii poczynił w tym domu takie spustoszenia.No cóż,wyglądało na to, że magia lubiła płatać figle - czasami telefony działały, a czasem nie.Usiadłam wygodnie w fotelu i nacisnęłam klawisz odsłuchiwania wiadomości.- Kate.to ja - rozpoznałam zatroskany głos Anny i natychmiast usiadłam prosto.Była spokojna, aleprzepełniona smutkiem.Pomyślałam, że to z powodu śmierci Grega.Co prawda rozwiodła się z nim dziesięć lattemu, ale chyba nadal do niego coś czuła.Sekretarka powtarzała jej słowa:- Słuchaj mnie bardzo uważnie, dopóki pamiętam, co chcę ci powiedzieć.Zmęczenie w głosie Anny podpowiedziało mi, że właśnie miała wizję.To, że jestem w mieszkaniu Grega,było dla niej tak oczywiste, że nawet nie próbowała tłumaczyć, dlaczego dzwoni właśnie tu.Swoją drogą, byciejasnowidzem czasami miało swoje plusy.- Lasy - powiedziała.- Bardzo zielone.Bardzo zdrowe.Pózna wiosna albo wczesne lato.W powietrzu unosisię przyjemna wilgoć.Pod drzewami stoją wysokie drewniane bożki.Są bardzo stare.Czas wygładził ichkrawędzie.Drewniane bożki poruszają się i zmieniają kształty.Jeden wygląda jak stary mężczyzna, ajednocześnie jak niedzwiedz z rogami.Trzyma coś w rękach.Być może spodek z wodą.Drugi starymężczyzna stoi na rybie; sądzę, że trzyma w dłoniach ster.To mężczyzna o trzech twarzach.Ma przymknięteoczy, okrywa go mrok - nie potrafię dostrzec go wyraznie.Jego pierwsze imię brzmi Veles, trzecie Triglav.Zesłowiańskiego panteonu.Muszę poznać drugie imię.Stoi przed nimi mężczyzna otoczony gromadką swoich dzieci.One są bardzo inne.Nie wiem, kim są, nigdzie nie pasują.Nie są ani ludzmi, ani zwierzętami, nie są aniżywe, ani martwe.Za mężczyzną stoją jego słudzy.Mają zapach nieumar- łych.- Anna wzięła głęboki oddech.- Ten człowiek się masturbuje.Po jego prawej stronie coś pojawia się i znika, być może dziecko.Ty siedzisz natrawie po lewej, ze skrzyżowanymi nogami, ogryzasz jakieś zwłoki.No pięknie, wszystko, co dziś zjadłam, uniosło się w stronę mojego gardła, usiłując opuścić mój organizm.- Wiem, że Greg nie żyje - powiedziała Anna.- Wiem też, że szukasz jego mordercy, ale musisz to zostawić,odpuścić.Kate, wiem, że zlekceważysz moje ostrzeżenie, ale musiałam to zrobić.Musiałam cię ostrzec.Proszę,zostaw to.Odkrycie prawdy nie przyniesie ci nic dobrego.Nikomu nie przyniesie.R O ZD ZI A A D R U G I [ 4 7 I budziłam się osiem godzin pózniej, zmę- czona i niewyspana.Okropnie bolała mnie głowa.Zdawałam sobie sprawę, że muszę zadzwonić do Anny, ale moje ciało jakimś dziwnym sposobemprzekonało mózg, że powinnam się jeszcze zagłębić w miękkiej pościeli, by wziąć sobie odwet za wczo-rajszy dzień i koszmarną noc.Telefon milczał.Siedziałam na łóżku i gapiłam się na niego, a jednocześnie intensywnie rozmyślałam nadswoją sytuacją.Czym dysponowałam? Po pierwsze, danymi na temat znalezionych na miejscu zbrodni włosów,ale do samych włosów nie miałam dostępu.Po drugie, widziałam linie na wydruku z m-skanera, które mogły,choć wcale nie musiały, powstać w wyniku awarii urządzenia.Po trzecie, znałam nazwisko pewnego typkaspod ciemnej gwiazdy, podane mi przez przypartego do muru przedstawiciela Rodu, czeladnika, który zrobiłbywszystko, żeby tylko się mnie pozbyć.Na domiar złego na zwłokach wampira zidentyfikowanoprawdopodobnie kocią sierść, co oznaczało, że jestem na najlepszej drodze do poróżnienia ze sobą Rodu iGromady.Wyobraziłam sobie dwa olbrzymy, które biegną przez miasto, by zmierzyć się ze sobą w walce, jakmonstrualne potwory z dawnych horrorów, widziałam też oczyma wyobrazni moje miejsce w tym starciu -znajdowałam się dokładnie pośrodku, w centrum przyszłej walki, niczym komar pomiędzy dwiema dłońmi.Gdyby naprawdę doszło do takiego starcia, z pewnością ucierpiałaby większa część miasta.Problem polegałzatem nie na tym, jak przeżyć taką wojnę, ale jak do niej nie dopuścić.W wyobrazni wyglądało to na dziecinniełatwe.Komar po prostu kopnął jednego kolosa w pachwinę, a drugiego poskromił zamaszystym ciosem z góry.Sprawdziłam jeszcze raz telefon.Nadal nie działał, więc zaklęłam tylko pod nosem i zaczęłam się ubierać.Godzinę pózniej wśliznęłam się do biura Grega.Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.Nikt mnie nie sprawdzał,nie pytał dlaczego, do cholery, nie znalazłam jeszcze zabójcy Grega ani dlaczego przyjechałam tak pózno.Swoją drogą, poczułam się trochę rozczarowana, że nie zainteresowano się moją skromną osobą.Przejrzałam bazę danych Grega.W żadnej z szafek nie znalazłam akt z nazwiskiem  Corwin", ale w ostatniejznajdował się cały stos teczek oznaczonych znakiem zapytania.Zabrałam się zatem za ich przeglądanie znieśmiałą nadzieją, że może tam coś znajdę.Nie znalazłam.Pomyślałam, że jedyny sposób, jaki mi pozostał, bydowiedzieć się czegoś o Corwinie, to zatrzymywanie na ulicy przypadkowych ludzi i zadawanie im tegosamego pytania: Człowieku, znasz Corwina? Wiesz, gdzie on jest?Greg oznaczył akta rodzajem specyficznego kodu złożonego ze skrótów.Przypatrywałam się uważnieniezrozumiałym kombinacjom liter i cyfr:  Glop.Ag.Kai.T. Kał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •