[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała Wideacre żyła rytmem dyktowanymprzez dwoje małych tyranów: wspaniałej Julii i równie wspaniałego Richarda.Dałam mu bowiem na imię Richard.Dlaczego akurat tak  sama nie wiem; może dlatego, że kiedyujrzałam czarną jak gagat mokrą czuprynkę, pomyślałam zaraz o Ralphie.Odruchowo wymknęło mi się  R".Właściwie nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego.Kochany Richard rozbroił mnie całkowicie.Zniłam o jegoprzyszłości, snułam plany, straciłam gdzieś jednak całą swą zaciekłość, ostrość.Chciałam chociaż raz niemyśleć o tym, co powiem, kiedy ktoś zagadnie mnie o wiek dziecka  pulchnego zdrowego noworodkakarmionego co trzy, cztery godziny, a nie chudego wcześniaka.Celia nic nie mówiła na ten temat.Bo i cóżwiedziała? Ale służba wiedziała.Służba zawsze wie.A w takim razie wie cała wieś Acre.Nie miałam co dotego wątpliwości.RLT Cóż, mieszkaliśmy jednak wśród swoich.Niewiele małżeństw w naszej parafii zawierano, zanim brzu-szek panny młodej zaokrąglił się pod suknią ślubną.A jakiż pożytek z bezpłodnej żony? W wyższych sferachna ogół narzeczona nie wykazuje się swą płodnością przed ślubem, lecz jak to się kończy? Brakiem nadziei nadziecko, tak jak w przypadku Celii i Harry'ego.Wszyscy we wsi i na dworze, a pewnie i w całym hrabstwiewiedzieli, że John i ja zostaliśmy kochankami przed ślubem, lecz nikt nas za to nie potępiał.Tylko mama zdecydowała się podjąć sprawę naszego przedmałżeńskiego grzechu. To duże dziecko jak na swój wiek  stwierdziła, patrząc na mnie nucącą kołysankę i na dziecko sytepo karmieniu, pogrążone w błogiej drzemce na moim łóżku. Tak  odparłam machinalnie, obserwując oczka dziecka. Pomyliłaś się w datach, moja droga?  spytała mama cicho. Wydaje się pulchniutki i zdrowy,zupełnie nie jak wcześniak. Och, daj spokój, mamo  odezwałam się leniwie. Przecież świetnie wiesz.Poczęłam go jeszczew czasach narzeczeństwa.W niczym nie złamałam tu tradycji, byliśmy przecież zaręczeni.Nic złego się niestało.Twarz mamy wyrażała dezaprobatę. Oczywiście nie ma w tym nic nagannego z punktu widzenia moralności, Beatrice, doskonale torozumiem  powiedziała. Skoro twój mąż nie ma nic przeciwko temu, nie mam prawa robić ci wymówek.Doskonale pasuje to do twego zauroczenia wiejską obyczajowością i wiejskimi zasadami.Mnie by się o czymśpodobnym nawet nie śniło! Cieszę się, że już się usamodzielniłaś.To powiedziawszy, wzburzona wyszła z pokoju, a ja zaczęłam się śmiać, Richard zaś nie śmiał się aninie płakał, lecz leżał sobie senny w słońcu, jak gdyby przyjmując do wiadomości, że jego mama jest czystejwody ulicznicą.Kłamstwo, że chłopiec został poczęty przeze mnie i Johna przed naszym ślubem, było tak sugestywne,że nie obawiałam się powrotu Johna i jego opinii na ten temat.Niewiele wiedziałam o niemowlętach isądziłam, że trzy tygodnie nie czyni większej różnicy dla wyglądu dziecka.Prawie nie pamiętałam już pierw-szych dni życia Julii, miałam jednak wrażenie, że od urodzenia do momentu przybycia do Anglii nie zmieniłasię zbytnio i była równie okrąglutka.Powodzenie mistyfikacji z pierwszym dzieckiem napawało mnie otuchą.Raz się udało.Mówiłam więc otwarcie o wcześniaku, o niedokładności wyliczeń młodej mężatki.Przychodziłomi to łatwo, bez kłopotu.Nie miałam pojęcia, że w przypadku Richarda sytuacja będzie wyglądać zgołainaczej.Nie sądziłam, że mój mąż, bystry przecież i doświadczony, odróżni przenoszonego nieco chłopczykaod dziecka urodzonego trzy tygodnie przed terminem.Potrzeba było jeszcze trochę czasu i z pewnością niespostrzegłby nic podejrzanego.Wrócił jednak wcześniej.Wrócił wcześniej, niż oczekiwaliśmy.Nim minął tydzień, był już z nami.Podróżował dyliżansempocztowym dzień i noc, jak demon, przekupiwszy wozniców, aby jechali bez zatrzymywania się na posiłki.Wtoczył się z hukiem po podjezdzie i wpadł do domu, do salonu.Mama siedziała przy fortepianie, Celia z Juliąna kolanach i ja przy oknie, kołysząc Richarda w drewnianej kołysce.Wyglądał okropnie, blady ze zmęczenia,z brudną twarzą i kłującym zarostem, śmierdział whisky.Rozejrzał się z niedowierzaniem, jak gdyby czymśRLT niesamowitym wydał mu się czysty pachnący salon i spokój domowego ogniska.Skierował na mnie oczy wczerwonych obwódkach. Beatrice, moja miłości  wyrzekł i przyklęknął obok, obejmując mnie w talii.Przywarł spękanymi wargami do moich ust.Mama i Celia wymknęły się dyskretnie, zamykając za sobądrzwi. Mój Boże!  westchnął głęboko. Wyobrażałem sobie, że zmarłaś albo poważnie sięrozchorowałaś, albo wykrwawiasz się i tu znajduję cię w świetnym zdrowiu, śliczną jak aniołek. Podniósłwzrok i bacznie się mi przypatrywał. Naprawdę dobrze się czujesz? O, tak  odparłam cicho z czułością. Twój syn również.Odetchnął z ulgą i odwrócił się do kołyski z lekkim uśmiechem na zmęczonych wargach.Półuśmiechnatychmiast zniknął z jego twarzy.Pochylił się nad kołyską z nagle pociemniałymi oczami. Kiedy się urodził?  spytał nagle chłodnym tonem. Pierwszego czerwca, dziesięć dni temu  odparłam, starając się mówić spokojnie niczym człowiekprzechodzący przez zamarzniętą rzekę, który usiłuje zmniejszyć siłę nacisku na lód, ślizgając się po równejpowierzchni. Jakieś trzy tygodnie przed terminem, tak?  głos Johna ciął powietrze jak nóż.Zaczęłam dygotać z podskórnego strachu. Dwa lub trzy  stwierdziłam. Nie jestem pewna.John wyjął Richarda z kołyski wprawnym gestem, bez żadnych czułości, i rozwinął kocyk.Niezwracając uwagi na moje protesty, rozebrał dziecko tak szybko i zręcznie, że nawet nie zapłakało.Rozprostował delikatnie rączki i nóżki, obmacał okrągły brzuszek.Smukłe palce doktora dotknęły pulchnychnadgarstków i tłuściutkich kolanek.Potem na powrót zawinął dziecko w kocyk i włożył ostrożnie do kołyski,podtrzymując przy tym główkę.Dopiero wtedy wyprostował się i spojrzał mi prosto w oczy.Zrozumiałam, żetonę, że spadam w przepaść, że jestem zrujnowana. To dziecko zostało urodzone o czasie  ugodził mnie brzmieniem swego głosu niczym odłamkiemszkła. Miałaś je w brzuchu, kiedy pierwszy raz mi uległaś.Miałaś je w brzuchu, kiedy mnie poślubiłaś.Wyszłaś za mnie z powodu tego dziecka.Jesteś zwykłą dziwką, Beatrice Lacey.Przerwał.Otworzyłam usta, lecz nie mogłam wydobyć słowa.Czułam tylko ból w piersi, jak gdybymnie mogła wydostać się z wody uwięziona pod lodową powłoką. Jesteś czymś więcej  dodał głucho. Jesteś głupia.Kochałem cię tak bardzo, że ożeniłbym się ztobą i przyjął twoje dziecko, jeślibyś mnie o to poprosiła.Ty jednakże wolałaś kłamać, zwodzić, szargać mojedobre imię.Podniosłam ramiona, jak gdyby broniąc się przed ciosem.Byłam zrujnowana, a wraz ze mną  mójwspaniały syn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •