[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakoś wgorącej rozmowie, a może nawet trochę mając w czubie, Cziczikow nazwał drugiego urzędnikapopowiczem, a ten, chociaż rzeczywiście był synem popa, nie wiadomo dlaczego srodze się obraziłi odpowiedział mu natychmiast mocno i niezwykle ostro, a mianowicie:  Nieprawda, łżesz, jestemradcą stanu, a nie popowiczem, ale za to ty jesteś popowiczem! I potem dodał na złość, żeby gojeszcze bardziej ukłuć:  Ot co! Pomimo że w ten sposób dostatecznie się odciął zwróciwszyprzeciwko Cziczikowowi przezwisko, jakim został przez niego obdarzony, i pomimo że wyrażenie: ot co! mogło być uważane za mocne, nie komentując się tym posłał jeszcze tajemne doniesieniena niego.Zresztą opowiadają, że i tak kłócili się o jakąś kobietkę, świeżą i jędrną jak zdrowa rzepa,według wyrażenia urzędników komory; że byli nawet podkupieni ludzie, żeby wieczorkiem wciemnym zaułku zbić naszego bohatera, ale że obaj urzędnicy zostali wystrychnięci na dudków i dokobietki dobrał się jakiś sztabskapitan Szamszariew.Jak było naprawdę, Bóg ich raczy wiedzieć,niech lepiej czytelnik, który ma na to ochotę, sam dokomponuje.Najważniejsze było to, żepotajemne stosunki z kontrabandzistami stały się jawnymi.Radca stanu, chociaż sam przepadł, aleprzecież dał się we znaki swemu koledze.Urzędników wzięto pod sąd, skonfiskowano, opisano125 wszystko, co posiadali, i wszystko to spadło na nich nagle jak grom z jasnego nieba.Jak pozaczadzeniu opamiętali się i ujrzeli z przerażeniem, czego narobili.Radca stanu nie oparł się losomi rosyjskim obyczajem rozpił się ze zgryzoty, ale kolegialny oparł się.Umiał zataić częśćpieniążków, jakkolwiek czujny był węch przybyłej na śledztwo władzy; użył wszystkichsubtelnych wybiegów rozumu, już nazbyt doświadczonego, nazbyt dobrze znającego ludzi: tampodziałał miłym obejściem, ówdzie wzruszającym krasomówstwem, ówdzie podkadziłpochlebstwem, które w żadnym wypadku nie psuje interesu, ówdzie wsunął trochę pieniążków,słowem, obrobił sprawę przynajmniej tak, że został dymisjonowany z mniejszym dyshonorem niżkolega i wykręcił się od sądu kryminalnego.Ale już ani kapitału, ani różnych zagranicznychrzeczy, nic mu nie zostało: na to wszystko znalezli się inni amatorzy.Zostało mu dziesięćtysiączków, schowanych na czarną godzinę, oraz dwa tuziny holenderskich koszul i niedużabryczka, jaką jeżdżą kawalerowie, i dwaj pańszczyzniani ludzie: stangret Selifan i lokaj Pietrek;oprócz tego urzędnicy komory, powodowani dobrocią serca, zostawili mu pięć czy sześć kawałkówmydła dla zachowania świeżości policzków, to wszystko.A więc oto w jakim położeniu znalazł sięznowu nasz bohater.Oto jaka masa nieszczęść spadła mu na głowę! To miał na myśli mówiąc, żeucierpiał na służbie w imię prawdy.Teraz można by wywnioskować, że po takich burzach,doświadczeniach, przewrotnościach losu i życiowych niepowodzeniach oddali się z pozostałymidziesięcioma tysiączkami w jakieś spokojne ustronie powiatowego miasteczka i tam ugrzęznie nazawsze w perkalikowym szlafroku, przy oknie niziutkiego domu, przyglądając się w niedzielęchłopskiej bójce odbywającej się przed oknami albo dla odświeżenia się spacerując do kurnika,żeby własnoręcznie pomacać kurę przeznaczoną na rosół, i w ten sposób spędzi swe ciche, lecz wswoim rodzaju również pożyteczne życie.Ale tak się nie stało.Należy oddać sprawiedliwośćniezłomnej sile jego charakteru.Po tym wszystkim, co by wystarczyło, żeby jeżeli nie zabić, toprzynajmniej ochłodzić i uspokoić na zawsze człowieka, nie wygasła w nim niepojęta namiętność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •