[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chyba nie za bardzo, skoro nie potrafiłem obronić statku, Wasza Wysokość.Kim ja teraz jestem? Jeszcze jednym wyrzuconym na suchy ląd żeglarzem.Tully przerwał kapitanowi. Już dosyć.Arutha, potrzebny ci wypoczynek. Położył rękę na ramieniuTraska. Dobrze zrobisz, kapitanie, jeżeli pójdziesz w jego ślady.Twoja ranajest o wiele poważniejsza, niż ci się wydaje.Zaprowadzę cię do pokoju, gdziebędziesz mógł wypocząć.Kapitan podniósł się. Kapitanie Trask  powiedział Arutha. Tak, Wasza Wysokość? Potrzeba nam w Crydee paru porządnych i przedsiębiorczych ludzi.W oczach żeglarza zamigotały iskierki humoru. Dziękuję bardzo, Wasza Wysokość.Nie bardzo wiem, jak miałbym sięprzydać teraz, kiedy zostałem pozbawiony statku? Wydaje mi się, że do spółki z Fannonem będziemy chyba mogli zająć cięparoma rzeczami.Kapitan skłonił się na tyle, na ile pozwalała mu rana, i wyszedł z pokoju w to-warzystwie Tully ego.Carline pocałowała Aruthę w policzek. Odpoczywaj teraz.Zabrała miskę z resztką rosołu i wyszła razem z Fannonem.Zanim drzwi zdą-żyły się za nimi zamknąć, Arutha zapadł w głęboki sen. Rozdział 17AtakCarline zrobiła wypad w przód.Mierzyła nisko końcem klingi w śmiertelnym pchnięciu w brzuch.Rolandw ostatniej chwili odparował cios silnym uderzeniem miecza w bok.Odskoczyłw tył, lecz zachwiał się.Carline wykorzystała moment wahania przeciwnika i po-nowiła wypad do przodu.Roland zaśmiał się i raptownie skoczył w bok, odbijając jeszcze raz ostrzejej miecza.Zrobił krok w lewo, przerzucił błyskawicznie miecz z prawej do le-wej dłoni i pchnął, uderzając ją w prawy nadgarstek.Tym razem to ona straciłarównowagę.Pchnął mocniej, obracając dziewczynę dookoła osi, i stanął za jej ple-cami.Objął ją lewą ręką w talii uważając, aby nie skaleczyć jej ostrzem miecza,i przycisnął mocno do siebie.Zwijała się i kręciła, usiłując wyrwać z uścisku, ależe był znacznie silniejszy i stał za nią, nie mogła wiele zdziałać poza gniewnymiokrzykami. To był podstęp.Tak nie można.Oszukujesz!  wyrzuciła z siebie jednymtchem.Kopała w tył bezradnie, a on zanosił się śmiechem. Carline, nie wychodz tak daleko w przód.Zbyt się odsłaniasz.Nawet wte-dy, kiedy wygląda to na łatwą zdobycz.Masz dobrą szybkość, ale za bardzo na-stępujesz.Naucz się cierpliwości.Poczekaj, aż będzie czysta sytuacja, i wtedy doataku.Nie wolno ci do tego stopnia tracić równowagi.Jeżeli zrobisz to w praw-dziwej walce, już nie żyjesz.Pocałował ją szybko w policzek i bezceremonialnie odepchnął od siebie.Carline potknęła się, odzyskała z trudem równowagę i odwróciła do Rolanda. Aobuz! No, spróbuj teraz zadrzeć z królewską osobą.Obchodziła go powoli z lewej strony, trzymając miecz w pogotowiu.Pod nie-obecność ojca Carline wymusiła w końcu na bracie, aby zezwolił jej na pobieranielekcji walki u Rolanda.Ostatni argument, którego użyła i który przechylił szalęzwycięstwa na jej stronę, brzmiał:  A co mam zrobić, jeżeli Tsurani wedrą się do335 zamku? Mam ich zaatakować igłami do wyszywania? Arutha poddał się jej na-mowom bardziej dlatego, że miał już dosyć jej ciągłego marudzenia nad uchem,niż z przekonania, że nauka walki może się jej kiedyś do czegoś przydać.Carline przypuściła nagle gwałtowny atak, mierząc wysoko.Zmusiła Rolandado wycofania się w przeciwny koniec niewielkiego placyku na tyłach głównegozamku.Oparł się plecami o niski murek i czekał spokojnie.Rzuciła się w przód,a on w tym samym momencie zgrabnie odskoczył w bok.Owinięty materiałemkoniec miecza Carline uderzył w mur w miejscu, w którym stał przed chwilą.Przeskoczył koło niej i dla zabawy płaską stroną miecza klepnął w siedzenie.Stanął za jej plecami. I nie trać panowania nad sobą, bo stracisz głowę. Och!  krzyknęła gniewnie.Odwróciła się błyskawicznie.Stanęli naprzeciw siebie.Na jej twarzy malowałsię gniew pomieszany z rozbawieniem. Ty potworze!Roland stał w pozycji gotowości z udawaną skruchą na twarzy.Zmierzyła kro-kiem dzielącą ich odległość i zaczęła powoli zbliżać się do niego.Miała na sobie,ku oburzeniu lady Marny, ciasno opinające ciało męskie spodnie i krótką bluzę,ściągniętą w talii pasem do miecza.W ostatnim roku jej ciało zaokrągliło się i ob-cisły strój mógł być uważany za skandaliczny.Carline miała już osiemnaście lati w żadnym razie nie można jej było nazwać dziewczynką.Stopy obute w czarne,sięgające kostek i wykonane na jej specjalnie zamówienie trzewiki ostrożnie po-konywały dzielącą ich przestrzeń.Długie, błyszczące, kruczoczarne włosy, ścią-gnięte tasiemką w koński ogon, kołysały się rytmicznie na plecach w takt kroków.Roland bardzo lubił lekcje z Księżniczką.W swoich spotkaniach odkrywalina nowo dobrą zabawę, a Roland dodatkowo żywił cichą nadzieję, że jej uczuciaprzyjazni do niego rozwiną się w coś więcej.Regularnie spotykali się, ćwiczącwalkę mieczem lub udając się, wtedy kiedy Fannon uznał to za bezpieczne, nakonne przejażdżki w okolicach zamku.Czas spędzony wspólnie wpływał na po-wstanie między nimi silnej więzi braterstwa, uczucia, którego w przeszłości Ro-land nie umiał osiągnąć.Chociaż Carline spoważniała bardzo, odzyskała dawnążywość i poczucie humoru.Roland stał zatopiony w myślach.Zniknęła mała Księżniczka, rozpieszczonei rozpaskudzone dziecko, które z nudów stało się kapryśne i żądało wszystkiegodla siebie.W jego miejsce pojawiła się młoda, rozsądna kobieta o silnej woli,utemperowanej trudnymi przejściami.Roland ocknął się i zamrugał oczami.Spojrzał w dół.Ostrze jej miecza miałprzytknięte do szyi.Teatralnym gestem cisnął miecz na ziemię. Pani, poddaję się!Zaśmiała się. O czym tak marzyłeś, Rolandzie?336 Delikatnie odsunął jej miecz. Wspominałem, w jaki szał wpadła lady Marna, kiedy po raz pierwszy po-jechałaś konno w tym stroju i wróciłaś utytłana w błocie, nie wyglądając zupełniena damę.Carline uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego wydarzenia. Myślałam, że chyba przez tydzień nie ruszy się z łóżka. Odłożyła miecz. Bardzo bym chciała wynalezć jakiś powód, dla którego mogłabym częściejw nim chodzić.Jest taki wygodny.Roland kiwnął skwapliwie głową i uśmiechnął się szeroko. I bardzo ponętny.Z teatralną przesadą odsunął się od niej o krok i przesunął powoli wzrok pookrągłościach kształtnego ciała. Chociaż to akurat należy chyba zawdzięczać osobie, która go nosi.Zadarła nos do góry, patrząc na niego z dezaprobatą. Jesteś, panie, łobuz i pochlebca.i stary rozpustnik.Zachichotał, schylił się i podniósł miecz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •