[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Puls znowu zaczął mi przyspieszać.A jeśli&Podpierając się o ścianę, podniosłam się.Muszę sprawdzić.Mam światło.Będę krzyczeć, jeśli coś tam znajdę.Na pewnoktoś mnie usłyszy.Podejdę szybko i szarpnę drzwi.Zwietlówkapokaże mi wnętrze maleńkiej łazienki.Tylko zajrzę.Muszę zajrzeć. Jeśli ktoś tam jest, to krzyknę.Wrzasnę.Na pewno ktoś usłyszy.Na miękkich nogach zbliżyłam się do drzwi.Jeden oddech,drugi oddech, trzeci oddech.Klamka znajdowała się nawyciągnięcie ręki.Dłoń drżała, gdy ją wyciągnęłam.JU%7ł!Zwietlówka nad moją głową zamigotała, gdy szarpnęłamdrzwi.Przygasła na sekundę i zaraz zapłonęła normalnymbiałym światłem.Pojękiwałam ze strachu.Usiadłam na podłodze.W łazience nikogo nie było.Znowu wszystko mi sięwydawało.To był tylko sen.Głupi sen, w który uwierzyłam.Jakzwykle.Dotknęłam ręką czoła.Całe wilgotne.Włosy przykleiły mi siędo skóry.Muszę obmyć twarz.Gdy odsunęłam dłoń i na nią spojrzałam, po raz kolejny tegowieczoru serce mi stanęło.Krew.Miałam palce we krwi.Zwieżej, żywo czerwonej,pachnącej metalem.Zerwałam się na równe nogi.Czystą ręką stuknęłam wewłącznik światła w łazience.Lampka zapłonęła nad umywalką,oświetlając lustro i trzy zielone ręczniki wiszące obok nahaczykach.Po mojej twarzy spływały krople krwi.Odkręciłam wodę iopłukałam z niej rękę.Złapałam jeden z ręczników.Skąd tylekrwi? Odgarnęłam włosy.Blizna na mojej lewej skroni.Zlad popożarze i urazie głowy.Chyba się otworzyła.Z rany wypływakrew.Przycisnęłam zielony ręcznik do głowy, próbując zatamowaćkrwawienie.Jak to się stało? Uderzyłam się w głowę, kiedypotknęłam się o dywanik w pokoju? Nie pamiętam tego.Ku mojemu przerażeniu ręcznik zaczął przesiąkać.Odsunęłam go od twarzy.Struga krwi natychmiast zaczęłaspływać po moim policzku.O Boże, jak jej dużo.To krwotok. Rzuciłam zakrwawiony ręcznik na ziemię koło umywalki isięgnęłam po następny.Mocno go przycisnęłam.Muszę iść popomoc.Sama za nic tego nie opanuję.Może potrzebny jestlekarz? Może trzeba ponownie zszyć ranę?Zielony ręcznik zaczął czerwienieć.Muszę iść po pomoc.Oderwałam go od czoła, żeby przełożyć na drugą stronę.Wydało mi się, że rana jeszcze bardziej się poszerzyła.*Moje bose stopy głośno uderzały o podłogę korytarza.Białepłytki były lodowate.Nie zawracałam sobie głowy zakładaniemtrampków.Wszędzie panowała cisza i bezruch.Tylko ja.Postanowiłam poszukać pomocy u sanitariuszy.Nawet niewiedziałam, gdzie mogłabym znalezć Morulską.Jej pokójznajdował się pewnie gdzieś na drugim piętrze w głównymbudynku, ale gdzie? Gabinet, w którym mnie przyjmowała,miał jakieś drzwi, ale czy prowadziły do jej sypialni?Zbiegłam po schodach.Zrobiło mi się niedobrze, miałamzawroty głowy.Obym tylko nie zemdlała.- Halo! - zawołałam, kiedy dotarłam na parter.Fotele przy biurkach sanitariuszy były puste.Z ich kanciapydobiegały dzwięki telewizora.- Potrzebuję pomocy! - zawołałam.Usłyszałam, jak ktoś ścisza odbiornik.Mężczyzni szeptalimiędzy sobą.Z ich niewyraznych głosów zrozumiałam tylko, żeusiłują wytypować, który z nich ma wyjść.W końcu w drzwiachpojawił się niski grubas w opiętym fartuchu.Wydawało się, żemateriał pęknie, gdy wezmie głębszy oddech.- Co się stało, proszę pani? - zapytał.Niechęć malująca się na jego twarzy nie zachęcała dorozmowy.Mnie jednak nie przepędzi.Coś mi jest, do cholery!- Rana na czole się otworzyła.Krwawię - wyjaśniłampospiesznie.- Potrzebuję pomocy.Nie wiem, czy nie trzeba jejszyć.Sanitariusz zaniepokoił się lekko.Zerknął przez ramię do kanciapy, ale nie zdecydował się zawołać po pomoc.Może bałsię, że współpracownicy go wyśmieją?- Proszę pokazać.- Tylko ostrożnie.Bardzo krwawi - zastrzegłam i odchyliłamnieco ręcznik.Mężczyzna odsunął się z westchnięciem.- Proszę pani, nic nie krwawi.- Jak to nie?! - krzyknęłam.Coraz bardziej kręciło mi się w głowie.Co on pieprzy? Ja siętu wykrwawiam, do diabła!- Proszę mi uwierzyć.Nie krwawi pani.Może tylko się topani śniło? Po niektórych lekach&- Chcę się widzieć z Morulską.Natychmiast - wycedziłam.- Nie wydaje mi się, by był to dostateczny&- CHC SI WIDZIE Z MORULSK!!! - ryknęłam.W kanciapie sanitariuszy zapadła cisza.Wysunął się z niejwysoki mężczyzna o ponurym spojrzeniu.Już go widziałam.Był jednym z tych osiłków, którzy przyszli mi pomóc, gdywidziałam rudowłosą dziewczynę w swoim pokoju.Przeżuwałcoś zawzięcie, poruszając swoją kwadratową szczęką.- Co się dzieje? - zapytał.- Pani twierdzi, że krwawi z rany na czole.Nie krwawi, aleupiera się, że chce się widzieć z panią Zofią.Sam nie wiem, jestjuż pózno&- Chcę ją widzieć - wycedziłam.- Proszę pokazać mi czoło - rozkazał ponury sanitariusz.Cofnęłam się.O nie, nie spławią mnie.- Nie, chcę się widzieć z Morulską - powtarzałam uparcie.Tylko jej pokażę moje czoło.- Proszę nie bawić się ze mną w głupie gierki - ostrzegł mnielodowatym głosem.-Natychmiast proszę pokazać mi czoło.- Nie zmusi mnie pan.Mężczyzna dał krok do przodu.Ja się cofnęłam.Cholera.Chyba jednak zmusi&- Jeśli zrobi pan coś na siłę, zgłoszę to pani Zofii -odpowiedziałam spokojnie.- Jestem pewna, że wyciągnie konsekwencje.Sanitariusz zawahał się.Zaśmiałam się w duchu.Chyba niespodziewał się, że dziewczyna z omamami może sklecić zdaniezłożone z długich słów.- Chcę porozmawiać z Zofią Morulską.Proszę.Wiem, że jestpózno.Wezmę na siebie całą winę za obudzenie jej o tej porze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •