[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale znam wiele przypadków, które wypaliły.Jestem gotówzaryzykować.Miller odebrało mowę.Ledwie zauważyła, że ujął ją za rękę.– W ten weekend zachowałem się jak idiota, bo nie mogę uwierzyć, żenaprawdę jesteś z tym przystojniaczkiem.Rozumiem, co cię w nim pociąga, aleprzecież oboje wiemy, że to nie potrwa.Nie będę czekał, aż to między wami wkońcu się wypali.– A szkoda, Caruthers.Chętnie bym popatrzył, jak więdniesz ze starości.Miller podskoczyła, słysząc głęboki głos Valentina.Odwróciła się i ujrzałazimny błysk w jego oczach.Wydawał się odprężony, gdy patrzył na Dextera, wręcz nienaturalniezrelaksowany.Miller zobaczyła, jak jej szef nadyma się pod wpływem nadmiarutestosteronu.Awantura wisiała na włosku.Teraz Valentino mierzył Dexterazimnym wzrokiem.– Nie masz do niej prawa własności, Ventura.Miller spojrzała na Dextera,zastanawiając się, czy uważa ją za coś w rodzaju samochodu na sprzedaż.– Puść ją – rozkazał cicho Valentino, nie spuszczając wzroku z Dextera.– Miller uświadomiła sobie, że Dexter nadal trzyma ją za rękę, więc wyrwałają z jego uścisku.– Miller sama podejmuje decyzje – oznajmili Dexter.– Miller jest moja – warknął Valentino.– Na dźwięk tych słów przeszył ją dreszcz.Dexter pierwszy przerwał kontaktwzrokowy w tym pojedynku samców, a Miller wcale mu się nie dziwiła.– Chodźmy zatańczyć.– Valentino wyciągnął rękę i spojrzał na Miller.–!Proszę.Jej serce biło jak szalone, gdy prowadził ją na parkiet.– O co chodziło z tymi jaskiniowymi popisami? – spytała cicho.– Odgrywałem rolę zazdrosnego chłopaka – odparł.– A niby o co?Te słowa dotarły do niej dopiero po chwili i zrobiło jej się niedobrze.Tylkoudawał.Nic z tego nie było prawdą.Poczuła się tak, jakby ją spoliczkował.Na chwilę zamknęła oczy.To było storazy gorsze niż wcześniejsze zażenowanie spowodowane zwierzeniami.Próbowała zrozumieć, dlaczego tak to na nią podziałało.Stanął w jej obronie,do tego pamiętał ulubiony smak jej lodów, ale przecież to wszystko tylkodlatego, że był miłym człowiekiem.Koniec końców byli sobie całkiem obcy.Jęknęła z determinacją.– Ciesz się, że naprawdę nie jesteśmy parą – mruknął Valentino w tej samejchwili.– Znokautowałbym go.Przez chwilę Miller zastanawiała się, czy czytał jej w myślach.– Za to, że ci się postawił?– Za to, że gapił się na twój biust, jakby sobie wyobrażał, że go dotyka.Niedotykał, prawda?Miller ze zdziwieniem uniosła brwi.– Oczywiście, że nie – odparła.– I chyba tego nie chcesz?– Nie!– To dobrze.I nigdy więcej nie odchodź ode mnie w środku rozmowy.– Chodzi ci o rozmowę z TJ-em i Janelle? – Przewróciła oczami.– Nie byłamwam potrzebna.– Nie masz pojęcia, co jest potrzebne w związku dwojga ludzi.To ją zabolało, ponieważ te słowa były prawdziwe.Związki ją przerażały.Czuła się jednak zbyt zmęczona na kłótnie, więc milczała i pozwoliła sięprowadzić po parkiecie.Starała się skupić na muzyce, a nie na jego potężnychramionach, które ją obejmowały.Powtarzała sobie, że jest profesjonalistką,której marzenia w żaden sposób nie wiązały się z mężczyzną.– O czym myślisz? – zapytał Valentino.Miller popatrzyła mu w oczy.Myślała o tym, że wbrew wszystkiemu, cowiedziała o sobie i o życiu, nadal pragnęła uprawiać z nim seks.– Miller?Znów na niego zerknęła.– Jak ty to robisz? – zapytała, kierując rozmowę na sprawy związane zwyścigami, aby oderwać myśli od niebezpiecznego tematu.Tino objął mocniej Miller, gdy kołysali się w rytmie muzyki.Nie miałpojęcia, o co jej chodziło^ Po rozmowie w parku czuł silną potrzebę, żeby ją po-cieszyć i odegnać jej demony, jednak włączył się jego instynktsamozachowawczy, ostrzegając, że powinien trzymać się na dystans.Oczywiście taniec z nią nieszczególnie pomógł, ale wcześniej pojawiły musię czerwone plamy przed oczami, gdy zobaczył, że Caruthers próbuje się doniej dobierać.W takiej sytuacji mógł albo zaciągnąć ją w ustronne miejsce, albozaprosić do tańca.Wybrał taniec, jako bezpieczniejsze rozwiązanie.– Musisz być trochę bardziej konkretna – powiedział na głos.Nadal był nieco zaszokowany tym, że omal nie zdzielił Dextera w jegoarogancką gębę.Całkiem zapomniał, że ten związek był udawany.Naturalnie,na pewno miało to więcej wspólnego z męską dumą niż z tą delikatną,zmysłową kobietą w jego objęciach.– Chodziło mi o wyścig – doprecyzowała.– Nigdy się nie boisz?To był bezpieczny temat.O pracy mógł rozmawiać godzinami.– W wyścigach samochodowych trzeba dawać wszystko z siebie i z maszyny.Nie ma tam miejsca na strach.– Ale ty często przekraczasz wszystkie dopuszczalne granice, prawda? Niedlatego nazywają cię uzależnionym od adrenaliny arogantem i ryzykantem?– Nie wierz we wszystko, co o mnie czytasz, Miller.Lubię żyć na krawędzi,to prawda, ale nie podejmuję głupiego ryzyka i nie narażam swojego życia aniżycia innych.Chociaż nie jestem wariatem, czasem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]