[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ile dni minęło, odkąd napędzała go nadzieja, że ona ujrzy w nimtego, kim był, nie dziecko, tylko dorosłego mężczyznę, mężczyznę.imoże łut szczęścia pozwoli mu być hubką dla jej krzesiwa? Możemógłby być mężczyzną, którego by pokochała.A teraz stał się tym.Jeśli w kosmosie funkcjonowała jakaś siła decyzyjna, gwiazdymusiały pękać ze śmiechu.Samemu było mu do tego blisko.Czykiedykolwiek wcześniej nadzieja została tak spektakularnieunicestwiona?Ale nawet jeśli to niesprawiedliwe, przynajmniej sam podjąłdecyzję.Wiedział, co trzeba zrobić, i zrobił to. Dla niej.Dla chimer i dla Eretz, tak, ale to o niej myślał, kiedyprzeciągał ostrzem po swoim gardle.Nie wiedział nawet, do kogo sięmodlić, do bogini życia czy skrytobójców.Co za plugawy darofiarował Karou: swoje poświęcenie.Swoje ciało, które musiałapogrzebać.Ogrom wstrętu, który będzie musiała dzwigać.I.szansę na zmianę kierunku buntu, na inny cel.To też była potęga,ale w tej chwili obrzydzenie przerastało wszystko.To, co już się wydarzyło - śmierć - to była łatwizna.Teraz musiał byćThiagiem.Jeśli to miało się udać, musiał być przekonujący i zacząć odrazu, od tych serafinów.To dlatego odczuł tak niewiarygodną ulgę, gdyAkiva stracił przytomność, a on mógł szybko zakończyć ten etap,opóznić to, co nieuchronne i zastanowić się, co dalej.- Zabierzcie ich do spichlerza - powiedział do Ten, miał nadzieję, żez łagodną i nieznoszącą sprzeciwu pogardą, charakterystyczną dlaWilka.Kiedy usłuchała i wyszła razem z Issą, która pomogła anielicynieść ciało Akivy, a Nisk i Lisseth zabrały zmarłego, zamknął za nimidrzwi oparł się o nie, zamknął oczy i podniósł dłonie do twarzy.Jakiwstrętny był ich dotyk.Pozwolił im opaść.Nie mógł znieść dotykuwłasnych rąk.Własnych? Trzymał je z daleko od ciała - jego ciała? - wwyniku rozpaczy i napięcia były sztywne jak ręce zwłok, jak ręce tegoanioła, którego śmierć musiał wyśmiać.Nie było ucieczki przed podłością, bo on był podłością.- Jestem Thiagiem - usłyszał swój zdławiony z przerażenia głos.-Jestem Białym Wilkiem.A potem Ziri poczuł dotyk, najpierw na jednej znienawidzonejdłoni, potem na drugiej i otworzył oczy.Stała przed nim Karou, blada izapłakana, posiniaczona i roztrzęsiona, czarnooka, niebie-skowłosa,piękna i bardzo bliska, patrzyła na niego - w niego -i trzymała jego ręcew swoich dłoniach.- Ja wiem, kim jesteś - przypomniała zapalczywym, słodkimszeptem.- Wiem.1 jestem z tobą.Ziri, Ziri.Ja cię widzę.A potem położyła głowę na jego piersi i pozwoliła mu wziąć się wramiona mordercy.Pachniała rzeką i trzęsła się jak wiatr na skrzydlemotyla, a Ziri kołysał ją, jak gdyby była ostatnią nadzieją ich świata.Może zresztą była. PodstępSłyszała dzwięk, był blisko, i to były skrzydła.Karou była pewna, że to wraca obstawa Thiaga, ale ani nie odleciała,ani się nie schowała.Zamarła jak ścigane zwierzę, na kolanach, wkurzu i na kamieniach, cała we krwi, wymiocinach, muchach i paniceczekała, aż ją znajdą.Ale kiedy zobaczyła, kto to, kiedy wylądował przed nią, rozrzucająckopytami kamienie, szok nie pozostawiał miejsca na radość, że Ziriżyje, że jest tutaj, bo sposób, w jaki na nią patrzył, tylko pogłębił jejstan.Patrzył na Wilka, a potem na nią.Szczęka opadła mu wniedowierzaniu, zrobił krok wstecz i Karou wyobraziła sobie tęgroteskową scenę, której był świadkiem.Upokarzająca pozycja Wilka,ubrania wymięte i rozdarte w celu niepozostawiającym wątpliwości, aobok nożyk, który upadł tam, gdzie go upuścił, wyglądający jak nóż dolistów albo zabawka.I ona.Drżąca.Zakrwawiona.Winna.Zabiła Białego Wilka.Gdyby była w stanie myśleć, nie uwie-rzyłaby, że może być gorzej.Ale mogło, oczywiście, że mogło.Teraz, w swoim pokoju, położyła mu głowę na piersi i czuła podpoliczkiem jego serce, bijące coraz szybciej; wiedziała, że teraz toserce Ziriego, nie Thiaga, i wiedziała, że przyspieszyło z jej powodu,więc ze względu na niego starała się opanować mdłości.Miała nadzieję, że jej mały kiriński cień okaże się dla niejsprzymierzeńcem, ale przez myśl by jej nie przeszło.to.Po pierwszym szoku rzucił się do niej i był taki uważny, taki obecny,dobry i pewny siebie, nie został nawet ślad po dawnej nieśmiałości,cały był siłą i koncentracją.Trzymał ją za ramiona, łagodnie, alestanowczo i zmusił do spojrzenia na niego.- Już dobrze - pocieszał ją, kiedy upewnił się, że krew, którą byłaumazana nie należy do niej.- Karou.Popatrz na mnie.Już dobrze.Onjuż cię nie skrzywdzi.- Skrzywdzi, zrobi to - wyrzuciła, bliska histerii.- Nie może zostaćmartwy, to się nie uda.Zmuszą mnie, żebym go wskrzesiła.Przecież toBiały Wilk.Biały Wilk. To wystarczyło, więcej nie musiała mówić.Ziri też o tym wiedział,nie musieli analizować możliwości.To on dostrzegł wyjście i onwcielił je w życie.Karou pojęła jego zamiary, kiedy wyciągnął nóż wkształcie półksiężyców, głośno wciągnęła powietrze i próbowała gopowstrzymać.Powiedział, że mu przykro.- Ale nie ze względu na mnie.To jest w porządku.Przykro mi, żemuszę cię zostawić na razie.Na razie.Pomiędzy ciałami.- Nie! Nie! - Nie nie nie nie nie nie nie.- Wymyślimy coś innego,Ziri, nie możesz.Ale zrobił to, wprawnym ruchem, a nóż był ostry.Obejmowała go, kiedy umierał, okrągłe brązowe oczy miał szerokootwarte, nieustraszone i słodkie, zanim zmętniały, były słodkie i pełnenadziei, jak wtedy, gdy był chłopcem, który łaził za nią w Loramendi.Tak o nim myślała, gdy umierał w jej ramionach, o chłopcu, którymbył, i teraz też, kiedy trzymał ją w swoich nowych objęciach.Myślała ochłopcu, żeby przypadkiem nie zdradzić go przeszywającym jądreszczem.To takie niesprawiedliwe, po tym akcie poświęcenia,okrucieństwie, jedyne co mogła dla niego zrobić, to nie unikać go, bochociaż był Zirim, jego ramiona należały do Wilka, a te objęcia byłyjak klątwa.Kiedy nie mogła już tego znieść, wykorzystała pretekst, żeby sięodsunąć.Sięgnęła do kieszeni, oddaliła się i wyjęła coś, co schowałatam kilka dni wcześniej i prawie o tym zapomniała.- Wzięłam to - oznajmiła.- %7łeby.Sama nie wiem.- Terazwydawało jej się to głupie.Wręcz absurdalne.Niby co miała zamiar ztym zrobić? To był kilkucentymetrowy czubek jego rogu, który odpadł,kiedy stracił przytomność na dziedzińcu.Nie wiedziała, co skłoniło jądo zabrania go, a teraz, kiedy po niego sięgnął, pożałowała.- Zatrzymałaś to - odezwał się, a ona słyszała w jego głosie coś, copodpowiedziało jej, że zle to odczytał.- Dla ciebie - zastrzegła.- Pomyślałam, że mógłbyś chcieć.To było,zanim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •