[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fraser tępo przytaknął.Zapadła cisza.Wszyscy czekali na reakcjęAmandy, ona jednak zrobiła tylko minę męczennicy i całkowicie zignorowałanarzeczonego.W kuchni doznałam podwójnego szoku.Po pierwsze, przygotowaneprzeze mnie lasagne należało już wsadzić do piekarnika, a ja nawet go nienagrzałam.- Jasna cholera! - jęknęłam, przyglądając się okopconemu, zimnemupiecykowi.Po drugie: zobaczyłam Lindę, usiłującą dyskretnie nalać sobie kieliszeksherry.- Jasna cholera! - krzyknęłam ponownie.- Co to ma znaczyć? Lindo,dlaczego nie jesteś w salonie? - spytałam oskarżycielskim tonem.Moja współlokatorka wbiła wzrok w podłogę i wzruszyła ramionami.- Chodz! Zrobię ci martini i przedstawię cię całej reszcie.- Może nie powinnam się tam pojawiać.245R S Czułam się jak kretynka, wpychając lasagne do zimnego piekarnika,włączając gaz, robiąc Lindzie drinka i jednocześnie siląc się na przymilnyuśmiech.- Ależ powinnaś - zapewniłam ją.- Wszyscy bardzo chcą cię poznać -skłamałam.Wprowadziłam moją współlokatorkę do salonu.Powłóczyła nogami iwpatrywała się w swoje stopy.- Hmmm.proszę o chwilę uwagi.To jest.Linda - zaanonsowałam.Zapomniałam przygotować dla niej miejsce, więc popchnęłam ją na swojekrzesło, chociaż zdążyłam już uszczknąć trochę z talerza.Potem nalałam jejwielki kieliszek wina, równocześnie zachęcając spojrzeniem Fran, żebyporozmawiała z moją współlokatorką.Bez skutku.Pędem wróciłam do kuchni po dodatkowe krzesło.A tak się cieszyłam, żenie będzie potrzebne! Sprawdziłam lasagne, ale nadal było zimne i twarde jakkamień.Czekał mnie ciężki wieczór.Chwyciłam następne dwie butelkiczerwonego wina i powlokłam się z powrotem do salonu.- Koreczki były wspaniałe - pochwalił Angus.Reszta gości zgodnie przytaknęła.Jedynie Amanda prychnęłapogardliwie.- Co będzie dalej?- Och.- zaczęłam - to jakaś niesamowita historia.Chyba zdarzyło sięcoś dziwnego, bo lasagne uległo ponownemu zamrożeniu.Nie wiem, czywpadło w pętlę czasu, czy miało miejsce jakieś inne niewytłumaczalnezjawisko, ale tak czy inaczej FBI już tu jedzie, żeby to wyjaśnić.A tymczasem.- postawiłam na stole wino -.możemy się po prostu upić.Przez chwilę panowała kompletna cisza, po czym Alex odkorkowałbutelki.- Kosmici to wstrętne stworzonka - zauważył.- Ale za pomocą tegomagicznego eliksiru mamy szansę ich pokonać.246R S - Ile czasu nam zostało, kapitanie? - ożywił się natychmiast Fraser.- Odwróciłam strumień neutronów - oznajmiłam.- Za jakieś czterdzieścipięć minut wszystko powinno wrócić do normy.- Boże, jacy oni są dziecinni - szepnęła Amanda do Mookie.Usłyszałam to, chociaż znajdowałam się na drugim końcu pokoju.- Czy mogę dostać jeszcze trochę chleba? - spytał Nash.- Niestety nie, ale chętnie podam ci sałatkę - powiedziałam.Nash wpatrzył się z żalem w swój pusty talerz.- Prawdziwi Szkoci nie jedzą sałatek - oświadczył.To dziwne, ale dzięki brakowi jedzenia nastąpiło prawdziwe przełamanielodów.Wszyscy siedzieli przy stole i rozmawiali.Po jakimś czasie wokół zacząłsię unosić wspaniały, krzepiący zapach lasagne.Płonęły świece.W lodówceznalezliśmy dla Nasha puszkę zimnej fasolki.Pozostali goście zadowolili sięczerwonym winem i raczyli się nim w coraz większych ilościach.Rozmowawyraznie się ożywiła.Jedynie Fraser milczał i zupełnie nie zwracał uwagi na otoczenie.Oczywiście podobnie zachowywała się Linda, ale nią się nie przejmowałam.Pokazałam Fraserowi język.Odpowiedział mi tym samym, więc nabrałampewności, że przynajmniej na razie nie zamierza popełnić samobójstwa.Jegonarzeczona próbowała opowiadać o wystroju zamkowych wnętrz.Fran udawała,że tego słucha, ale raz po raz rzucała sarkastyczne komentarze, które Amandakompletnie ignorowała.Nash i Alex rozprawiali o wyższości rugby nadfutbolem (nie potrafiłam określić, który z nich za jaką grą się opowiada), co wpewnym momencie mogło doprowadzić do rękoczynów.Angus zagadywałcicho za plecami Nasha moją współlokatorkę.Przerażona Linda nie odrywaławzroku od talerza, jedynie od czasu do czasu przytakiwała.- Zagrajmy w coś! - krzyknął nagle Alex.Rozmowy ucichły i wszyscypopatrzyli na niego.- W co? - spytała Fran.247R S - Nie wiem.W cokolwiek.Hmmm.może w  szczerość lub karę"?Jęknęliśmy.- To byłby wspaniały pomysł, gdybyśmy mieli po piętnaście lat -stwierdziła Fran.- Dajcie spokój.przynajmniej się uśmiejemy - upierał się Alex.Moja przyjaciółka wręczyła mu pustą butelkę.- Wolałabym zabawę w butelkę! - oświadczyła.- Chyba zgłupiałaś - burknął Alex.Nienawidził przegrywać.- Zresztąnieważne.Chciałem was tylko trochę rozruszać, żebyśmy nie musieli siedzieć imyśleć o jedzeniu.- Wielkie dzięki! - Wybuchnęłam.Przypomniałam sobie jednak, żefaktycznie głodzę swoich gości, więc zamilkłam.- Czemu nie? Może zaczniemy i zobaczymy, czy nam się to spodoba -zaproponowała spokojnie Mookie.Ta dziewczyna była urodzonym negocjatorem.Alex opróżnił swójkieliszek i rozparł się wygodnie.- Naprawdę? - upewnił się.Wszyscy jęknęli, ale wino szybko znikało, poza tym nie mogliśmy wnieskończoność rozprawiać o futbolu.Spojrzałam na Angusa.Najwyrazniejodczuł ulgę, że przynajmniej przez chwilę nie będzie musiał niańczyć Lindy.- Zaczynamy - oznajmił Alex.- Kto.- Poczekaj - przerwał mu Nash.- Jaka będzie kara?- Dowiesz się w swoim czasie, kolego - odparł Alex i błysnął zębami.- To nieuczciwe.Nie możesz sam ustalać reguł.- Na litość boską! - zawołała Fran.- Dlaczego przy żadnej grze nie możnadopuścić, by dwóch chłopców siedziało obok siebie?Nash opadł z powrotem na krzesło.Alex postanowił zacząć od siedzącej naprzeciwko Mookie.248R S - Wymień jakąś najbardziej niedorzeczną osobę, w której byłaś zakochana- powiedział.- Moment - wtrąciłam się.- Czy to ma być ktoś sławny, czy nie?- Sławny.Albo i nie, jednak wszyscy musimy go znać.- W porządku.Mookie przez chwilę się zastanawiała.- Kiedyś ktoś niesamowicie przystojny zajmował się naszymi końmi.aleto się chyba nie liczy.- Mężczyzna czy kobieta? - spytał Alex z zaciekawieniem.Rzuciłam wniego serwetką.Mookie oblała się pąsem.- Mężczyzna - wydukała.- Adam Ant.- Adam Ant wcale nie jest niedorzeczny! - zaprotestowałyśmy z Franniemal jednogłośnie.Chłopcy zawyli.- Jako kto? - zaśmiał się Alex.- Rozbójnik czy pirat?- Zamknij się! W tamtych czasach to wcale nie było takie niedorzeczne!- Hmmm.prawdę mówiąc, nadal się w nim kocham - wyznała Mookie iponownie spiekła raka.- O kurczę! - zawołał Alex.- Kim on teraz jest? - spytałam.- Nie wiem.Chyba wciąż rozbójnikiem - szepnęła rozmarzona Mookie.Fran i ja spojrzałyśmy na siebie z konsternacją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •