[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aadna blondynka mniej więcej w wieku Ann skoczyła na równe nogi ipodbiegła do Jashy. Ty idioto! Nie mogłeś zadzwonić? I przytuliła go z całych sił. Hej, brzdącu, wyglądasz kwitnąco! Jasha poklepywał ją po plecach.Trochę też przybrała na wadze, ale o tym już nie wspomniał. Pozwól, żeprzedstawię ci moją asystentkę, Ann Smith.Ann wyciągnęła rękę. Miło mi cię poznać. Jestem Firebird. Z uśmiechem uścisnęła dłoń Ann. Niezły strój.Tosię teraz nosi w Kalifornii? Owszem, w kręgach modnych poszukiwaczy przygód odburknęłaAnn bez zastanowienia.Zaraz dodała: Przepraszam, nie chciałam.Firebird roześmiała się. Nie przepraszaj.Po prostu cieszę się, że Jasha w końcu znalazł kobie-tę, która potrafi chodzić i żuć gumę jednocześnie.Zorana stała przy kontuarze, siekając coś nożem prawie tak wielkim, jakona sama, teraz jednak przerwała i bystrym okiem przyglądała się dzie-ciom. Właściwie nie znalazł, to znaczy, my nie. Ann nie śmiała spojrzećna Jashę, bo Firebird zakładała, że są parą, tak samo Zorana.Rurik przezcałą drogę tutaj dokuczał im, a Ann wiedziała, że Jasha nie lubił być w tensposób swatany. Ja tylko dla niego pracuję. Taa, jasne zaśmiała się Firebird. Musi cię kochać, skoro pozwolił ciwłożyć swoje ulubione ciuchy. Dość, Firebird.Zawstydzasz Ann. Jasha położył rękę na plecach Annna wysokości talii.Ann przyłapała się na chowaniu się za Jashą tak, jakby mógł ochronić jąprzed swoją rodziną.Firebird przyjrzała się jej. Nie wygląda na zawstydzoną, ale poznaję po oczach, że chce znowuwłożyć normalne ubrania.Ann zastanawiała się, czy to właśnie był dar Firebird: przenikliwe spoj-rzenie, czy po prostu dziewczyna wiedziała, jak sama czułaby się na jejmiejscu. Mamy dla niej jakieś ubrania? Rurik stanął obok Zorany. Ty i mama to jak karły w porównaniu z nią. Karły nie mają metra sześćdziesiąt ripostowała Firebird. Mamo, chociaż z drugiej strony.Oczy wszystkich zwróciły się teraz ku drobnej Zoranie.Ann była prze-konana, że musi ona mieć co najmniej pięćdziesiąt lat, ale jej twarz byłagładka i bez śladu zmarszczek i miała wspaniałe kości policzkowe.Jej oczybyły obrysowane brązową kredką, która podkreślała ich głębię i pięknykolor.Przez chwilę Ann dostrzegła w nich głęboko ukryty cień wesołości.Zorana pomachała na nich, jakby odpędzała owady. Jestem na tyle duża, by móc urodzić wielkie, wyrośnięte i bezczelnedzieci, które nie mają pojęcia, jak podjąć naszego gościa.Z pełnym talerzem w ręku odwróciła się, by na nich spojrzeć. Nie, naprawdę, nie trzeba, po drodze zatrzymaliśmy się na kawę i cia-sto. Ale nikt nie zwracał uwagi na protesty Ann.Dzieci Zorany natychmiast wzięły się do roboty i po chwili Ann sie-działa już na miękkim krześle przy stole, a przed nią stał kieliszek czystejwódki i talerz z przystawkami.Jasha pokazywał palcem każdą rzecz i nazywał ją: Marynowane grzybki, kawałki śledzia, chleb żytni, sery.Chwycił kawałek i wepchnął sobie w usta.Nie odwracając się od swojego zajęcia przy kuchni, Zorana powiedziała: Nie podjadaj naszemu gościowi z talerza.Zaraz też coś dostaniesz.Firebird i Rurik zaśmiali się.Ann zdziwiła się. Jak ona. Nie wiemy, ale spodziewamy się najgorszego odpowiedział Jasha.Ann przypomniała sobie, co Jasha mówił o jej darze widzenia, ale zpewnością Zorana wykorzystywała go do ważniejszych spraw. Jestem twoją matką.Zmieniałam ci pieluchy.Myślisz, że czegoś o to-bie nie wiem? Zorana postawiła na stole dwa kolejne talerze z przeką-skami. Jasha, co ci się stało w gardło? Czyżbyś zaciął się przy goleniu? Fire-bird znowu troskliwie go przytuliła. Daj, obejrzę to. Zorana odchyliła jego kołnierz, odsłaniając ciętą ranęzadaną mu przez Varinskiego.Jej twarz pobladła. Hm.Jasha chwycił jej palce i ucałował je. W porządku, mamo. Zawsze tak mówisz, ale coś przede mną ukrywasz. Odwróciła się wstronę kuchenki, gdzie coś gotowało się w wielkim garnku. Jasha, idz poojca.Na pewno nie śpi.Rurik, idz z nim, ty wiesz, jak poradzić sobie z bal-konem ojca. Nie jezdzi już na wózku? Jasha rozpromienił się. Mamy wózek, ale znasz ojca, nie będzie na nim jezdził.Rurik potrząsnął głową. Jest uparty jak osioł rzekła Zorana. Zupełnie jak jego synowie.Mi-nął zaledwie tydzień, odkąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]