[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lista tych dóbr była dość krótka, ale Ludmiła uświadomiła mnie, że częściz nich w ogóle nie można dostać w sklepach.- Przed Okresem Specjalnym było inaczej - powiedziała.- Wszystkiego mieliśmy pod dostatkiem.A teraz, jeśli nawet rzucą jakiś towar napółki, mamy tak mały przydział, że nigdy nam nie wystarcza.- Wyobraz sobie - dodała babka - na następne dwa tygodnie mamy tylko jedną kostkęmydła dla całej rodziny.- No es facil.Nie jest nam łatwo - odezwała się matka.- Czy widziałaś bodegę?Po raz kolejny zaprzeczyłam.Wiele słyszałam o sklepach na kartki, ale nigdy wżadnym nie byłam.- Zaprowadzę cię - powiedziała Ludmiła.- I tak musisz tamtędy iść, żeby złapaćautobus do hotelu.Pożegnałam się z całą rodziną, życząc matce powodzenia na kursie komputerowym.Kiedy jedliśmy kolację, słońce zdążyło już zajść, i wszystkie detale, które widziałampo drodze, teraz kryły się w półmroku.Przeszłyśmy kilka przecznic i zatrzymałyśmy się podzacienionym balkonem.- Ten dom - Ludmiła ściszyła głos - należy do babalawo, arcykapłana tajemnejafrokubańskiej religii.Obydwie wpatrywałyśmy się w niego w milczeniu.- Pewnie teraz pracuje - odezwała się Ludmiła po chwili-- To też jego negocio.Cudzoziemcy przychodzą tu i płacą kupę forsy w nadziei, żeprzepowie im przyszłość.Kiedyś mu pomagałam, tłumacząc jego przepowiednie na angielskiklientkom które nie mówiły w żadnym innym języku.- Czy babalawo ci płacił?- Nie interesują mnie negocios.Chcę tylko studiować i opiekować się moją rodziną.- A twój ojciec?- Rodzice się rozwiedli - Ludmiła z nonszalancją machnęła ręką.- Prawdę mówiąc,nie jestem pewna, czy kiedykolwiek w ogóle się pobrali.Kiedy miałam szesnaście lat, ojciecodszedł.Mieszka godzinę jazdy stąd.Czasem odwiedzam go w czasie wakacji, ale nie mamydobrego kontaktu. Zdążyłam już na tyle poznać Ludmiłę, że wiedziałam, kiedy zmienia temat, o którymnie chce rozmawiać.- Bodega jest tuż za rogiem - powiedziała.- Mam nadzieję, że jest otwarta.Niestety, sklep był zamknięty.Przez zakratowaną witrynę widać było jedynie pustąladę i kilka półek.- Cóż, kiedy jest otwarta, nie wygląda dużo lepiej - podsumowała Ludmiła.- Pomogęci złapać autobus, żebyś nie zabłądziła.Przekonywałam ją, że to nie będzie konieczne, ale nalegała.Potem z tym samymuporem zapłaciła za mój bilet.W autobusie powiedziała: - Podoba mi się hotel El Bosque.Lubię tam chodzić.Kiedy studiowałam turystykę, chciałam tam pracować.- Dlaczego nie zrealizowałaś tych planów? - spytałam.- Tak naprawdę to chciałam zostać prawnikiem - odparła.- Ale tutaj, zanim zacznieszstudia, musisz zdać test z interesującego cię przedmiotu.Ja swój egzamin prawniczy oblałam.To samo spotkało Alfreda w szkole muzycznej.Ale on, zamiast wybrać innyprzedmiot, w ogóle porzucił naukę i trudnił S1ę różnymi dziwnymi pracami, od robotnika doochroniarza.W końcu udało mu się wejść do świata muzyki tylnymi drzwiami> chociaż jakotechnik w filharmonii znajdował się po przeciwnej stronie sceny, niż to sobie wcześniejwyobrażał.~ Z początku nie wiedziałam, co ze sobą zrobić po niezdanym teście - kontynuowałaswoją opowieść Ludmiła.- Potem Jednak wszystko się zmieniło.Zalegalizowano dolary,turystyka zaczęła się rozwijać.Pomyślałam więc, że spróbuję.Wydawało mi się, że poznamludzi z całego świata, no i oczywiście dostanę wyższą pensję, robiąc to niż nie robiąc nic.Wrzeczywistości moja praca polegała wyłącznie na sprzątaniu łóżek.Byłam tylko pokojówką, ato mi nie odpowiadało.Pomyślałam o babce Ludmiły, o jej pracy w charakterze pokojówki i o tym, jak - jejzdaniem - wszystko odmieniło się na lepsze po Rewolucji.W tym momencie przypomniałamsobie dowcip, który opowiedział pewien ekonomista, zaproszony do naszego programu wcharakterze gościa:  Na ulicach Hawany pijak zostaje zatrzymany za naruszenie porządku.Policjant zabiera go na komisariat i dzwoni do jego żony, by go stamtąd odebrała.- Wydaje nam się, że pani mąż oszalał - mówi.- Dlaczego pan tak twierdzi?- Otóż w dowodzie osobistym pani mąż ma wpisany zawód lekarz.Tymczasem onsam przekonuje nas, że pracuje jako portier w Habana Libre, luksusowym hotelu w dzielnicyVedado. - Och, teraz rozumiem - odpowiada żona, zanosząc się śmiechem.- Kiedy mój mąż zadużo wypije, cierpi na manię wielkości.Pamiętam też pewną nocną rozmowę z Alfredem na temat pieniędzy, którą odbyliśmyw drodze powrotnej do hotelu.Alfredo zżymał się, że policjant zarabia miesięcznierównowartość blisko 40 dolarów, podczas gdy tacy specjaliści, jak nauczyciele czy lekarze,muszą się zadowolić 12 dolarami.Chociaż było ciemno, wyobrażałam sobie wtedy wyraz twarzy Alfreda.Oczymawyobrazni widziałam jego zmarszczone brwi i rozszerzone, pełne gniewu ciemne oczy.Często zdarzało mu się zbaczać z pierwotnego tematu rozmowy tylko po to, żeby sobie trochęponarzekać.Zarzekał się wprawdzie, że nie chce tego robić przy mnie, ale z reguły i takwpadał w te swoje malkontenckie nastroje, tak dobrze znane większości jego rodaków.Wbrew temu, czego nasłuchałam się w Stanach, jakoby Kubańczycy bali sięszkalować swoich przywódców, w rzeczywistości okazali się oni dużo bardziej szczerzy ikrytyczni wobec elit władzy niż wielu Amerykanów.Mieli też znacznie wyższe wymaganiajako społeczeństwo od innych narodów, które miałam okazję poznać.Narzekali niemal nawszystko - na śmieci na ulicach, tłok w komunikacji miejskiej, różnice w wynagrodzeniach.Tamtej nocy miałam już jednak dość narzekania.- Nie rozumiem, dlaczego tak się uskarżacie - powiedziałam Alfredowi.- W wielumiejscach na świecie jest dużo gorzej niż u was.Kiedy pracowałam w gazecie, wszyscyzatrudnieni w niej dziennikarze spędzili wiele lat na nauce.Tymczasem nasi koledzy z branżyreklamowej praktycznie bez żadnego wykształcenia zarabiali przynajmniej dwa razy tyle comy.Podobnie właściciele fabryk - zatruwający środowisko, wyzyskujący swoichpracowników i płacący im minimalne stawki - sami obrastali w bogactwo.Kiedy myślałam nad kolejnym ewidentnym przykładem rażącej niesprawiedliwościekonomicznej, Alfredo położył mi rękę na ramieniu, zatrzymał w miejscu i obrócił twarzą dosiebie.- Posłuchaj, Lea - powiedział, po czym w trzech zwięzłych zdaniach wyjaśnił mi istotęproblemu, której nie potrafiłam dostrzec: - Ty żyjesz w kapitalistycznym świecie.Ale tutaj,na Kubie, obiecano nam coś lepszego.Obiecano nam socjalizm.Kiedy autobus zatrzymał się przed hotelem El Bosque, nie mogąc zaprosić Ludmiłydo środka, zaproponowałam jej krótki spacer w stronę przystanku, z którego odjeżdżałyautobusy do Buena Visty.- Ależ nie, nie trzeba.Pójdę sama - zapewniła mnie, dodając szybko: - Lubię chodzić.Uzmysłowiłam sobie, że może nie ma już pieniędzy na bilet Powrotny do domu.W końcu zapłaciła za nas obie w tę stronę.Było już za pózno na spacer do domu, zwłaszcza w tych zdartych chodakach, któremiała na nogach.Poruszała się w nich w tempie 80-letniej staruszki.- Która godzina? - spytałam, spoglądając na elektroniczny zegarek, który Ludmiłamiała na ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •