[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z kolei Kicak od samegopoczątku odczuwał niepokój.Znał upór Sziriny.Ale i jemu nie przyszło na myśl,że dziewczyna mogła dołączyć do Kirilina i Ilgura.Gdy w południe trzeciego dnia wciąż jeszcze nie było śladu Bahadura, Sier-giej zaczął rozmyślać, czy chłopakowi nie przytrafiło się coś niedobrego.Zasta-nawiał się, jak mógłby rozpocząć poszukiwania, nie łamiąc przy tym otrzyma-nych rozkazów.Naraz do obozu wpadł zastęp Kozaków.Ich dowódca zatrzymałw miejscu galopującego konia i rzucił Siergiejowi wściekłe spojrzenie. Jesteś Tarłow?Siergiej skinął zdziwiony, a zarazem rozgniewany, bowiem Kozak zdawałsię zapomnieć o podstawowych zasadach uprzejmości. Pojedziesz z nami! Jesteś aresztowany!  krzyknął przybysz. Aresztowany?  Siergiej myślał, że się przesłyszał, ale w tej samej chwi-li Kozacy opuścili strzelby i wycelowali wprost w niego. Co to za bzdury?  zawołał w oburzeniu. Rozkaz ojczulka Piotra Aleksiejewicza.Mamy cię do niego dostarczyć.Jeśli nie uda się żywcem, to choćby martwego  odparł Kozak i wyglądało nato, że druga możliwość znacznie bardziej przypadła mu do gustu.Siergiej wymienił z Wanią szybkie spojrzenie. Zajmiesz się ludzmi podczas mojej nieobecności? Najpewniej chodzi o ja-kieś nieporozumienie, które się szybko wyjaśni. Miejmy nadzieję  mruknął niezbyt przekonany Wania.Nie miał naj-mniejszego pojęcia, z jakiego powodu car kazał aresztować kapitana, lecz wieścikrążące na temat Piotra Aleksiejewicza i jego popędliwości nie wróżyły tym ra-zem niczego dobrego.Siergiej poczuł słabość w żołądku, gdy Kozacy zamknęli go w środku swegoszyku.Musiał zostawić pistolety, szablę pozwolono mu na razie zatrzymać.Kozacy narzucili ostre tempo, gnali, nie oszczędzając koni.DwunastoletniSiergiejowy Moszka miał dość dobrą kondycję i był całkiem wytrzymały, leczpo jakimś czasie na jego pysku pojawiła się piana, zaś parskanie świadczyło owyczerpaniu.Siergiej bardziej martwił się teraz o konia niż o siebie0 miał nadzieję, że zdążą dojechać do celu, nim wierzchowiec straci siły i nie będzie już z niego żadnego pożytku.W pędzie mijali wypalone wioski i stratowane pola uprawne.W kilku miej-scach żołnierze zatruwali właśnie studnie gnojem i ciałami martwych zwierząt.Wszędzie widać było, że armia wciąż wycofuje się przed naporem wroga.Póz-nym popołudniem przekroczyli Dniepr i dotarli do wsi zwanej Glinka, położonejkilka tuzinów wiorst na wschód od Smoleńska.Tu również wszystko było znisz-czone, lecz parę namiotów świadczyło o obecności rosyjskiej forpoczty.Strażni-cy nie byli Kozakami czy prostymi żołnierzami, lecz podoficerami gwardii pre-obrażeńskiej.Na maszcie obok największego namiotu powiewała carska chorą-giew z wizerunkiem dwugłowego orła w koronie i tarczą z postacią świętego Je-rzego na piersi.Kozacy ściągnęli cugle dopiero przed samymi wartownikami, zaś ich do-wódca kazał Siergiejowi zsiąść z konia.Następnie wyciągnął rękę po jego sza-blę.Siergieja bolało serce, lecz musiał oddać broń, bowiem w obliczu wy-celowanych weń flint nie pozostało mu żadne inne wyjście. Więzień Siergiej Tarłow!  zameldował strażnikom dowódca.%7łołnierzegwardyjscy popatrzyli na Siergieja nieprzyjaznie, dwóch z nich wycelowało wniego muszkiety, trzeci zaś skierował się do namiotu. Ojczulku carze, Tarłow przybył  usłyszał Siergiej.Jednocześnie jak nie-spodziewanie rozlegający się piorun zagrzmiał rozwścieczony głos cara. Wprowadzcie tego zdradzieckiego psa! Naprzód!  dwaj gwardziści pchnęli Siergieja w kierunku wejścia do na-miotu i wymownym gestem kazali mu stanąć z tyłu.W środku Siergiej zmrużyłoczy, by lepiej widzieć w przytłumionym świetle.Car ubrany w mundur generaładywizji artylerii stał obok stołu, na którym leżała rozłożona pokaznych rozmia-rów mapa.Teraz odwrócił do Siergieja pociemniałą z gniewu twarz. Przyznaj się, psie!Siergiej wpatrywał się w cara zbaraniałym wzrokiem. Wasza Wysokość, ja.nie wiem, do czego mam się przyznać! Co, nie wiesz?  Car podniósł rękę, jakby zamierzał go uderzyć.W tejchwili jeden z pozostałych obecnych w namiocie mężczyzn uznał, iż przyszłapora, by się włączyć. Wasza Wysokość, pozwólcie mi porozmawiać z więzniem.Car mruknął z niecierpliwością, lecz skinąwszy, odszedł krok na bok, niespuszczając z kapitana wzroku.Tymczasem drugi mężczyzna podszedł do Siergieja i stanął tak blisko niego, że kapitan czuł na policzku jego oddech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •