[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stukanie powtórzyłosię i chcąc nie chcąc, niechętnie spuściła nogi na podłogę, sięgnęła poszlafrok i podeszła do drzwi.- Pani Marks! - bąknęła zdumiona na widok gospodyni, ta bowiemnigdy nie odwiedzała jej w pokoju.- Dzień dobry.Czy coś się stało?Starsza pani wydawała się nieco zażenowana.- Panno McEwan, dziś rano doszły mnie niepokojące słuchy na panitemat.Z przykrością muszę zakomunikować, że w zaist- nialej sytuacji nie mogę dłużej dawać pani zatrudnienia ani wy-najmować pokoju w moim domu.Senność Gillian ulotniła się w jednej chwili.- Ale.ja.nic nie rozumiem, proszę pani.Nie zrobiłam przecież niczłego.- Mimo tak wczesnej pory wieść o wydarzeniach z ostatniegowieczoru rozeszła się po całym mieście.Nie wtrącałam się w panisprawy, dopóki zachowywała się pani dyskretnie i nie oddawała jawnejrozpuście.To jednak, co wydarzyło się ostatniego wieczoru, skłoniłomnie i pana Marksa do podjęcia stanowczej decyzji: dla dobra naszejreputacji nie możemy dłużej wynajmować pani tego pokoju ani dawaćjej zatrudnienia.Zimny dreszcz wstrząsnął Gillian.- Ależ, proszę pani, naprawdę nie zrobiłam nic złego!- Czyżby, panno McEwan? Zgodziła się pani, aby grupa mężczyznzagrała o nią w karty, wszystko wskazuje też na to, że ma pani romansz żonatym mężczyzną, który na domiar złego jest szwagrem naszegogłównego dostawcy herbaty, ponadto przez panią doszło nieomal dobójki w miejscu publicznym.Gillian patrzyła na nią zdumiona.- Ale.to wcale nie było tak!- Może nie, może tak.Załóżmy nawet, że pani uwierzę.Cóż z tego,skoro inni nie wierzą.A my prowadzimy tu interes, opinia klientów jestbardzo ważna, nie możemy pozwolić sobie na żaden skandal.Przed oczami Gillian wszystko zamigotało, czym prędzej wsparła sięręką o framugę.- Ja.wcale nie mam romansu z Aidanem Landorem i nie zgodziłamsię być stawką w tej grze.Człowiek, z którym byłam w tej gospodzie,uderzył mnie i od razu stamtąd potem wyszłam.-Gadam bez ładu iskładu, pomyślała.Twarz pani Marks złagodniała.- Ach, dziecko, dlaczego nie uważała pani lepiej na siebie? Przecieżwie pani, jak to jest: jeśli już raz zaczną się plotki, nie można ichpowstrzymać.- Westchnęła ciężko.- Przykro mi, ale nie może pani unas dłużej pracować. - Czy muszę.- Gillian nabrała głęboko tchu, aby wziąć się w garść.-Czy muszę wyprowadzić się od razu? Nie mam się gdzie podziać!- Może pani zostać tu jeszcze kilka dni, ale gdy tylko znajdziemykogoś do pracy na pani miejsce, ten pokój będzie nam potrzebny.Pani Marks patrzyła przez chwilę z miną wyrażającą współczucie iwyszła, zamykając za sobą drzwi.Gillian podeszła do łóżka, opadła nanie i nakryła oczy dłonią, dygocząc niepowstrzymanie.Co jąpodkusiło, żeby iść z Ingramem do tamtej gospody? Dlaczego nieodprawiła go z kwitkiem, kiedy zjawił się pod jej drzwiami? Przecieżnie wdarłby się tu siłą! A ona stale go wpuszczała! Teraz ma za swoje,za własną lekkomyślność i ten głupi lęk przed samotnością!Raptownie poderwała się i usiadła, spuszczając nogi z łóżka.Terazwreszcie zerwała z nim, zrobiła to, do czego stale brakowało jej siły.Zerwała z nim akurat teraz, gdy jego pomoc finansowa przydałaby siębardziej niż kiedykolwiek przedtem.Kurczowo splotła dłonie,zachodząc w głowę, co robić.- Dobry Boże, oczywiście, że nie mam z tą kobietą żadnego romansu!- obruszył się Aidan.Stał w swoim gabinecie, patrząc na Katrinę, którawzburzona przemierzała pokój szybkim krokiem, od ściany, do ściany.- Mówi o tym już całe miasto! - Zatrzymała się w miejscu.-Co ciprzyszło do głowy, żeby odciągać tę kobietę od stołu i znikać z niąpotem na pół godziny?!- Rozmawiałem z nią tylko przez chwilę, a potem kręciłem się trochępo ulicy, bo byłem na nią wściekły.- Zachowałeś się jak zazdrosny kochanek!- Chciałem tylko jej pomóc.- Ach, gdyby mógł teraz przekonaćKatrinę, że żałuje tego z całego serca!Patrzyła na niego z niedowierzaniem.- Pomóc? Ona oferuje się być stawką w grze, ty zrywasz się zeswojego miejsca i ciągnąc ją za sobą, wybiegasz z gospody.Takiezachowanie nazywasz udzielaniem pomocy? - Jej głos przerodził sięniemal w krzyk. - To nie ona się zaoferowała być stawką w grze, lecz Ingram Frazerzaproponował, aby o nią zagrali.- Co za różnica? Ważne, że kłócisz się o kobietę z człowiekiem, którywyrządził Ashley tyle zła!Aidan uderzył pięścią w stół z taką siłą, że Katrina wzdrygnęła sięprzerażona.- Mówię po raz ostatni: nie mam i nie miałem z Gillian żadnegoromansu, nie byłem i nie jestem o nią zazdrosny i nie dbam o to, z kimona się łajdaczy - oświadczył, nie siląc się na gładkie słówka.- Alezachowanie Ingrama uznałem za tak karygodne, że musiałemzareagować.Chciałem też dać jej trochę pieniędzy, żeby mogła opłacićpodróż do rodziców.Po tym, jak postąpił z nią Brian, ona jest jakby.zagubiona.- Nawet Nicolas był zaskoczony twoim zachowaniem.- Nie wierzę, że rozmawiałaś z nim na ten temat!- Przecież ciebie tu nie było!-1 co w tym dziwnego? Codziennie rano wychodzę z domu.To niepowód, żeby od razu lecieć do Nicolasa i pytać go, czy w tychpogłoskach jest coś z prawdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •