[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszę się nie gniewać, Halinko, przykro mi, że tyle straciłem w pani oczach.Chyba znów się zbiera naburzę.Popatrzył na chmury gromadzące się tym razem nie nad doliną, lecz z boku, w kotlinie między górami. Nie.Tu nie dojdzie.Nad Czerwoną Rzeczką będzie ulewa.Minęli jeziorko.Na polanie stał śmigłowiec, ale w chacie nie było nikogo.Na skarpie nadrzecznej majaczyławysoka postać. Walery ogląda miejsce wypadku.Malarz zauważył ich i biegł ku nim przez łąkę. Halo, doktorze! Szukał mnie pan wczoraj. Dzień dobry, Walery.Nie jestem doktorem. Jeżeli pan mnie potrzebuje. Teraz już sprawą zajmuje się milicja. Bimbam na formalistykę! Jeżeli jestem panu potrzebny. A może to ja jestem potrzebny panu, Walery? Do diabła! Zawsze pan wszystko przekręci na swoje kopyto. Spokojnie.To tylko żart.Ja też chciałbym pogadać z panem, ale jestem w dwuznacznej sytuacji.Wchodzeniew zakres cudzych kompetencji. Niechże pan przestanie z tą służbistością!  przerwał malarz. Wiem, że pan nie jest lekarzem, ale jakośnie wyobrażam sobie pana w mundurze. Dziękuję.No cóż.Pogadać warto.Niech pan zaczeka tu na mnie, hm? Odprowadzę Halinkę i wracam. Dobrze.Gdy wrócił, Walery stał prawie w tym samym miejscu, tylko oparty ramieniem o sosnę. Znudziło się panu czekanie? Nie.Wiedziałem, że pan kręci.Przecież nie o nią chodziło, też mi czarodziejka! Miał pan w tym jakiś cel. Owszem, to również.Musiałem o coś zapytać Gleba.Zamieniłem parę słów z majorem.A co do Halinki, toniepodzielam pańskiego lekceważenia.Pójdziemy do chaty? Nie.Nie chcę tam.Lepiej na powietrzu.O co pan chciał mnie zapytać? Obawiam się, że teraz po śmierci Demianycza ma to już mniejsze znaczenie.Ważniejsze jest to, co panpragnie mi powiedzieć. Wcale nie pragnę.Sam siebie ciągnę za włosy! Tylko niech pan nie robi mądrej miny, nie nadyma się i nieudaje genialnego detektywa, który wie wszystko! Guzik pan wie i nie będzie pan wiedział, jeżeli ja panu niepowiem.Ale ja to zrobię, bo jestem idiota! Czemu tak ostro, Walery? Inaczej nie mogę.Tyle lat uważać, że się ma olej w głowie i nagle przekonać się o swojej beznadziejnejgłupocie! Takie numery nie przechodzą gładko. Czemu pana tak oburza własna uczciwość?  Uczciwość? Cha-cha-cha! Zresztą, normalka, tak się traktuje idiotów.Prymitywnie! Bez rękawiczek! Jestemrozczarowany, doktorze.W ten sposób nie dam się kupić! Ja sam, rozumie pan, sam! Powiedziałem to, co myślę, Walery. Tym gorzej.Chociaż to racja, głupi i uczciwy oznacza prawie to samo.Zwłaszcza w moim przypadku.Uczciwy głupiec! Nieprzeciętny. Nie wolno mieszać tych dwu pojęć. A istnieje jakaś różnica? Drobne niuanse? Uczciwość wymaga odwagi. Aha, tędy droga do kupienia mnie!, powtórzył Walery. Proszę jeszcze dodać, że pan mnie lubi jaknajbliższego krewnego i ma wyłącznie moje dobro na względzie. To byłoby kłamstwo.Krewnych bardziej lubię. A jednak pan kłamie! Bawi się mną jak kot myszą i czeka, czeka z upragnieniem, kiedy wreszcie pęknę,wygadam się.Chce pan, bym się przyznał. To jeszcze za mało, by ustalić prawdę. Jeśli ktoś łże.A jeśli mówi szczerze? O jaką szczerość chodzi? O taką, że nie mogę, nie zniosę tego, by zamiast mnie wsadził pan za kratki tego prymitywnego dzikusa,nędznego hycla Filipienkę. Filipienko uciekł. Bo idiota.Jeszcze gorszy niż ja.I na pewno zwiał z karabinem.Zanim go złapiecie, połowę was wszystkichwystrzela  i koniec z nim! Czapa! Tak się to chyba określa w waszym języku?Mazin nie odpowiedział. Milczy pan? Jak boa dusiciel polujący na królika? Czeka pan na odpowiedni moment.Przecież to widać, żenerwy mi wysiadły! Należy pan do ludzi, którzy po wytrzezwieniu ulegają napadom skruchy i samobiczowania.Radziłbymstrzelić jednego na kaca.W chacie została pełna butelka. Nie pójdę tam! I dość już tego udawania! Przecież pań drży z niecierpliwości. Drżę ze strachu.Malarz otworzył szeroko oczy. Boję się, że pan naplecie głupstw.Już lepiej mnie niż tam do protokołu. Niechże pan wreszcie przestanie odgrywać dobrego wujaszka! I połknie królika razem z flakami, uszkami ipuszystym ogonkiem.Niechaj prawda zatriumfuje na Ziemi.To ja zabiłem tego podleca pasiecznika, a nieFilipienko. Proszę to udowodnić!  westchnął Mazin. Udo-wod-nić?  Walery zacisnął pięści. Nie za wiele tego dobrego, towarzyszu podpułkowniku? Nie rozumiem pańskiego oburzenia, Walery.Czego pan się spodziewał  owacji, bukietów? Co za tytuł dochwały? Gdzież te pańskie zasługi? Wysłanie kogoś na tamten świat? Chyba nie.Przyznanie się do winy? Też,między nami mówiąc, wątpliwe bohaterstwo.Major Wołokow to świetny fachowiec.Jeśli pan zawinił, sam toodkryje.A zatem przyznanie się jest potrzebne tylko panu.Bądz co bądz, są to okoliczności łagodzące.Grymas wykrzywił twarz Walerego. Więc pan z tej beczki! Z tej beczki!.Zresztą, mogłem się tego spodziewać. Nieprawda.Przywykł pan, że wszyscy cackają się z panem. Obywatelu podpułkowniku  spytał z napięciem Walery  a jeśli teraz ucieknę? Będzie pan strzelał?  Mój pistolet został w kasie pancernej w biurze.Nie sądzę zresztą, by się na coś przydał.Nie ucieknie pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •