[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tylko żelazna samodyscyplina, a także95anula - emalutkausoladnacs perspektywa kolejnej rozmowy odwiodły ją od tego.Nawet nietknęła swojej surówki.Była zupełnie rozstrojona.Rozdrobniłapalcami chrupiącą bułeczkę, usypując kopczyk z okruchów, apotem przypatrywała się swemu dziełu ze zdziwieniem.Przeglądając się w lustrze w damskiej toalecie dostrzegła wswoich oczach jakiś niepokój.%7ładen mężczyzna nigdy jej taknie zaskoczył.%7ładen mężczyzna tak zręcznie nie dokonałwyłomu w jej umocnieniach obronnych, choć wielu próbowało.Co gorsza, Paul nawet nie próbował.On przecież także walczyłze sobą.Nie miała wątpliwości, że gdyby kiedyś ich zdrowyrozsądek skapitulował, wybuch namiętności przeszedłbywszelkie oczekiwania.Szkoda tylko, że w gruzach po tejeksplozji ległyby również ich złamane serca.Gdyby była rozsądna, wyprowadziłaby się natychmiast.Skorzystałaby z którejś propozycji i na pewien czaszamieszkałaby w domu jakichś przyjaciół, Paul Reed stałby sięjedynie mglistym wspomnieniem.Wiedziała, że stanowczopowinna tak zrobić, dopóki jeszcze był na to czas.A jednak.Młotek ześliznął się i trafił obok gwozdzia, pozostawiającpółkoliste wgłębienie w kosztownej mahoniowej boazerii.Miotając przekleństwa, Paul spojrzał na trzymane w rękunarzędzie wzrokiem pełnym wściekłości.Młotek nie był jego.Swój zostawił w domu, razem z całym kompletem narzędzi wszystko przez tę poranną szaleńczą ucieczkę z mieszkania.Niechciał się wrócić, żeby nie ryzykować jeszcze jednegostresującego spotkania z Gabrielle, więc pożyczył to, co mu byłopotrzebne od własnego pracownika, jednego z kilku, z którymi96anula - emalutkausoladnacs biedził się przy odnawianiu budynku w zamożniejszej częściBrooklynu.Wciąż mamrocząc coś pod nosem, oderwał przymocowanąjuż listwę i cisnął ją na bok.Właśnie sięgał po następną na jejmiejsce, kiedy usłyszał czyjś nerwowy kaszel. Ehe, szefie.Tylko jeden z jego podwładnych odnosił się do niego znależnym dystansem i nazywał szefem.Gdy Paul się odwrócił,napotkał zaniepokojone spojrzenie chudego, o blond włosachosiemnastolatka, który pracował jako pomocnik stolarza.Twarznieco mu się rozjaśniła.Mimo że chłopak zachowywał sięniekiedy nazbyt pyszałkowato i pozwalał sobie na cierpkie,cyniczne uwagi, był w gruncie rzeczy dobrym dzieciakiem.Potrzebował tylko, żeby ktoś w niego uwierzył, tak jak Paul,kiedy był w jego wieku. O co chodzi, Mike? Może powinien pan zrobić sobie przerwę  rzekłostrożnie.To zabrzmiało jak dobra rada.I oto kto mu jej udziela jakiś smarkacz! W Paulu zawrzała krew. Dlaczegóż to?  spytał podejrzanie cicho.Najwyrazniej było to ostrzeżenie.Nieczuły na takie subtelności, Mike nalegał: Czas na lunch. No to idz jeść  Paul powiedział to takim tonem, żekażdy inny zszedłby mu od razu z oczu.Ale pryszczata twarzMike'a nabrała tylko jeszcze bardziej wyzywającego wyrazu.97anula - emalutkausoladnacs Chłopak zaryzykował, nawet postąpienie kroku w stronę szefa.Paul w głębi serca podziwiał go za to. Idzie pan?  spytał Mike, nie tracąc nadziei. Nie teraz.Mike westchnął, ale nie spuszczał Paula z oczu. Może pan jednak powinien.Paul, rozdrażniony, rzucił mu gniewne spojrzenie. Mówię to dlatego  chłopak nie dawał za wygraną że dziś rano zdążył pan już zepsuć pięć desek. Trąciłzdartym roboczym butem stertę zmarnowanego drewna. Jaktak dalej pójdzie, będzie pan musiał jeszcze do tej robotydołożyć.Paul patrzył na podziobane deski, jak gdyby nie miałpojęcia, skąd one się wzięły.Westchnął ciężko, po czymuśmiechnął się kwaśno. Może masz rację  przyznał w końcu. Skocz pojedzenie, a ja polecę do sklepiku po wodę sodową.Mike przyniósł czarne pudełko, takie samo, jakie miałPaul. To jest mój lunch.Pańskiego nie mogę znalezć.No pewnie, że nie możesz, w myślach zgodził się z nim zgoryczą Paul.Bo zostało w domu, w tej piekielnej kuchni.Tużobok narzędzi.Właśnie tam, gdzie tego ranka, o siódmejtrzydzieści dwie, stracił głowę z powodu panny GabrielleClayton.Jutro rano, jak tylko wstanie, narzędzia i lunch położysobie przy drzwiach wyjściowych.Jutro rano wyjdzie z domukwadrans po siódmej i ani sekundy pózniej.A może nawet98anula - emalutkausoladnacs punkt siódma.Jutro rano, jeśli będzie miał trochę szczęścia,uniknie wszelkich pokus.Ale co będzie dziś wieczorem, to już zupełnie inna sprawa.Dzień Gabrielle kończył się dla niej na tyle lepiej niż zaczął,że przynajmniej nie wsiadła do niewłaściwej kolejki, nie zgubiłaportmonetki ani nie została napadnięta.Ale i tak był to jeden znajgorszych dni w jej życiu.Zarówno przebieg dwóch rozmów,jak i fakt, że do kilku innych w ogóle nie doszło, utwierdziły jąw przekonaniu, że już nigdy nie będzie pracować jako makler,Zgodnie z obietnicą daną sobie miała przyjąć taki obrót rzeczyza sygnał do odwrotu i poszukiwania jakiegoś nowego poladziałania.Ponieważ wszelkie obawy się sprawdziły i czekała jąbardzo niepewna przyszłość, była bardzo przygnębiona.Nastroju nie poprawił jej widok pokoju, a zwłaszczazgromadzonych przez Paula ślicznych mebelków.Nie zdejmującokrycia, zaszeleściła pożółkłymi kartkami książki adresowej ipo chwili znów wyszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •