[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.""I sierpnia.Prędzej niż się mogłem spodziewać, przybył stary Jakób.Zląkłem sięzobaczywszy go, bo nie mógł się przywlec tu bez powodu.Umówiliśmy się ostatnim razem w Zaborolu, że przyszedłszy do miasteczka niebędzie mnie szukał u Simsona, coby mogło wzbudzić podejrzenie, ale siądziepod kościołem przy zamku.Ja co dzień prawie przechodząc do sądów zpapierami, łatwom go mógł pod kruchtą siedzącego zobaczyć.Przestrach, którego doznałem zobaczywszy Jakóba, ustąpił, gdym sięrozjaśnionej twarzy jego przypatrzył.Udawał żebraka, wyciągał rękę, ale dawałmi jakieś znaki żywe, których znaczenia nie mogłem się domyśleć.Zbliżyłem się z groszem jałmużny. Paniuńciu  szepnął  koło spalonego kościoła dominikańskiego będęczekał.Mam coś ważnego powiedzieć.Ważnego?? Nie umiejąc pojąć, co dla mnie ważnem a wnosząc z twarzy Jakóba,niegroznego stać się mogło poszedłem na zamek oddać papiery: wziąłemnowe i z niemi pośpieszyłem do ruiny tego kościoła, dziś pustej i smutnej, którypamiętałem w młodości jaśniejącym światłem i kwiatami, rozlegającym siępieśnią i muzyką.Obszedłem walące się, okopcone ściany, nie znajdując Jakóba, który w cieniu,torbę zdjąwszy z ramienia, chleb w szczypcie soli maczając pożywał.Wstałzobaczywszy mnie, a twarz pargaminowa uśmiechać mu się zaczęła.Zcisnąłmnie za kolana, dokoła się bacznie oglądając, i węzełek swój na ziemiporzuciwszy, zbliżył prawie do ucha. Paniuńciu rzekł paniuńciu, ja mam lepszą pamięć od was, choć stary.Widząc żem zdziwioną twarz zrobił, Jakób pożałował zaraz, że mnie na próbęwystawił. Co to długo gadać  dodał  pamiętacie gdyście ostatni raz z domuwyjeżdżali i kazaliście mi z sobą na pasiekę? i co my tam zakopali??  Papiery, które pewnie pogniły  odpowiedziałem choć w skóręśmy jezawinęli.Tem lepiej. A tysiąc rubli karbowanych zapomnieliście? uderzając w ręce podchwyciłJakób.Te zgnić przecie nie mogły, ja je dobyłem i przywiozłem.Wskazał natorbę. Dobrze mi zaciążyły niosąc.Gdy to mówił, przypomniałem sobie na wszelki wypadek, zachowane pieniądze.Lecz cóż z niemi dziś było robić.Jakób spojrzał mi w oczy. To jakaś łaska Boża widoczna, że przypomniałem sobie ruble  począłśmiejąc się  bo i ja wiekuiściem o nich był zapomniał; aż powracając zZaborola od was, gdym w karczmie stanął na nocleg i położył się odpocząć we śnie mi, jakby wczoraj, przypomniało się kopanie, chowanie i te worki.Wprost pobiegłem do pasieki, modląc się tylko na tę intencyą, żeby tam kto ichnie natrafił i nie wykradł, bo właśnie za pasieką ogródek zakładali.Ale Bógłaskaw.z papierów to tam ino gnój  a pieniądze się ostały.Słuchałem ucieszony i niedowierzający, a naostatek niepewien co ja tu zrobię ztym groszem, nie mając go gdzie schować.Stary zdawał się myśl moję odgadywać. Oddajcie na schowanie Petrowiczowi, to człowiek uczciwy  dodał  uniego będą bezpieczne.To powiedziawszy i rękami drżącemi wydobywając dwa worki, które jamusiałem razem z papierami w chustkę zawinąć, tak aby węzełek nie zdradzałnic innego nad urzędową bibułę, Jakób odetchnął wolniej, torbę na plecyzarzucił i wesół prawie do nóg mi się pokłonił. Do Petrowicza  rzekł  póki czas, do Petrowicza.Na kwaterę do Simsonaz tem nie zachodzcie.Usłuchałem dobrej jego rady.W istocie ta niewielka sumka, okruch dawnej zamożności wracała mi się z łaskiJakóba bardzo w porę.Nim doszedłem do Petrowicza roiłem już, że z tąodrobiną mógłbym wziąć jaką małą dzierżawę, na ustroniu, i usunąć się z miasteczka, w którem ciągle jakieś niebezpieczeństwo groziło, niepokójnieustanny odetchnąć nie dawał.Mecenasa zastałem na konferencyi prawnej z kimś, i z moją prośbą czekaćtrochę musiałem.W pół godziny dopiero przyszedł, wyciągając do mnie ogromną swą dłońnabrzękłą, i poczynając przywitanie od drażliwego wykrzykniku: Bóg widzi!  ale jak wy mi tego naszego nieszczęśliwego Karolaprzypominacie.Zebrałem się na męztwo i wesołość. Korzystam też z tego, jak widzicie, panie mecenasie  rzekłem udającswobodę, której nie miałem  bo przychodzę do was z prośbą wielką. No, co? co? gadaj  odparł stary siadając. Spotkało mnie wcale niespodziane szczęście  począłem ciszej  dłużnik,od któregom się wcale nie spodziewał odebrać należności, wypłacił mi ją, a janie mam w tej chwili ani co z nią zrobić, ani mogę trzymać przy sobie.Petrowicz się zmarszczył. A cóż ja na to poradzić mogę? odparł chmurny. Wprost przyjmijcie tę sumkę jako depozyt  rzekłem  nie mówiąc o niejnikomu.Stary poskrobał się po łysinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •