[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.** Aluzja do buntu chłopskiego z lat 1594-96 i do bardzo niepopularnych przepisów dotyczących handlu solą.odzianą w czarne szaty.Stopy miała bose, gruby powróz otaczał jej wysmukłą kibić, z szyi zwisał prawie do ziemi długi różaniec, a jej delikatne, białe jak z kości słoniowej dłonie przesuwały paciorki i szybko obracały je w palcach.Żołnierze z barbarzyńską uciechą zabawiali się rzucaniem pod nogi kobiety węgielków, ażeby parzyły jej bose stopy.Najstarszy ujął lont rusznicy i zbliżając go do rąbka jej sukni, powiedziałchrapliwie:— No, wariatko, zacznij znów opowiadać twoją historyjkę albo każę cię nafaszerować prochem i wysadzę w powietrze jak minę.Uważaj, bo już niejednej spłatałem tego figla w dawnych wojnach hugonockich.No śpiewaj!Młoda niewiasta patrzyła na nich poważnie, nie odrzekła ani słowa i opuściła kwef.— Źle się do tego zabierasz — powiedział Grand-Ferré z wyuzdanym uśmiechem.Ona się jeszcze rozpłacze, nie znasz pięknej mowy dworskiej.Ja do niej przemówię.I biorąc ją pod brodę tak się odezwał:— Moje serduszko, gdybyś chciała jeszcze raz, ślicznotko, opowiedzieć tę piękną historyjkę, którą przed chwilą opowiadałaś tym panom, to zaprosiłbym cię na przejażdżkę po Rzece Czułości, jak mówią wielkie damy z Paryża, oraz na kieliszek gorzałki z twoim wiernym kawalerem, który spotkał cię już kiedyś w Loudun, gdy grałaś komedię, aby spowodować spalenie pewnego biedaka.Młoda niewiasta skrzyżowała ręce na piersi, i spoglądając wokół wyniosłym spojrzeniem, zawołała:— Odejdźcie, w imię Boga Zastępów, odejdźcie, nieczyści!Nic nie mamy z sobą wspólnego.Ja nie rozumiem waszego języka, wy nie rozumiecie mojego.Idźcie sprzedawać panom ziemi waszą krew za kilka oboli dziennie i dajcie mi wypełnić moje posłannictwo.Zaprowadźcie mnie do kardynała!Przerwał jej brutalny śmiech.— Myślisz — powiedział jeden z karabinierów de Maureverta — że jego eminencja generalissimus przyjmie cię na bosaka? Idź, umyj wpierw nogi.— Powiedział Pan: Jeruzalem unieś twe szaty i przejdź przez rzeki — odparła trzymając nadal ręce skrzyżowane na piersi.— Zaprowadźcie mnie do kardynała!Richelieu krzyknął gromkim głosem:— Przyprowadzić mi tę kobietę i pozostawić ją w spokoju!Wszyscy umilkli.Zaprowadzono ją do ministra.— Dlaczego przywiedli mnie do człowieka uzbrojonego?— zapytała na jego widok.Nikt nie odpowiedział.Pozostawiono ją sam na sam z kardynałem.Richelieu krzyknął gromkim głosem:— Madame, co robisz o tej porze w obozie? A jeśli umysłtwój nie jest zamącony, czemu masz bose stopy?— To ślub, to ślub — odpowiedziała z niecierpliwością młoda zakonnica siadając przy nim nagle.— Uczyniłam jeszcze jeden, że nie wezmę nic do ust, dopóki nie odnajdę człowieka, którego szukam.— Siostro moja — powiedział łagodnym tonem zdziwiony kardynał, podchodząc do niej, aby się jej przypatrzyć z bliska— Bóg nie wymaga takich wyrzeczeń od wątłego ciała, a zwłaszcza w takim wieku, wydajesz mi się bowiem nader młoda.— Młoda? O tak, jeszcze parę dni temu byłam młoda.Ale od tego czasu przeżyłam co najmniej dwa istnienia, tyle przemyślałam i tyle wycierpiałam.Proszę popatrzyć na moją twarz.Odsłoniła doskonale piękne rysy.Bardzo duże, czarne oczy dodawały im życia, ale gdyby nie one, można by pomyśleć, że to twarz widma, taka ją powlekała bladość.Wargi miała sine i drżące, a dreszcz wstrząsał nią tak, że słychać było, jak dzwonią zęby.— Jesteś chora, siostro — powiedział wzruszony minister ujmując ją za rozpaloną rękę.Przyzwyczajenie badania stanu zdrowia swego i innych ludzi sprawiło, że dotknął pulsu na wychudzonym przegubie.Wyczuł tętnienie wielkiej gorączki.— Zabijasz się wyrzeczeniami ponad siły ludzkie — ciągnąłz większym zainteresowaniem — zawsze to potępiałem, zwłaszcza w tak młodym wieku.Cóż cię do tego przywiodło? Czy przybyłaś tu, aby mi się zwierzyć? Mów spokojnie, a bądźpewna, że znajdziesz pomoc.— Zwierzyć się ludziom! — zawołała młoda kobieta.— Przenigdy! Wszyscy mnie oszukali! Nie zwierzę się nikomu, nawet panu de Cinq-Mars, który przecież musi niebawem umrzeć.— Jak to? — zapytał Richelieu marszcząc brew i wykrzywiając usta w gorzkim uśmiechu.— Jak to? Znasz tego młodzieńca? Czy to on jest przyczyną twoich nieszczęść?— Ach nie, on jest dobry, nienawidzi złych i to go zgubi.Zresztą — dodała przybierając nagle dziki i zawzięty wyraz twarzy — mężczyźni są słabi i istnieją rzeczy, które kobiety muszą za nich wykonać.Gdy nie znalazło się już dzielnych w Izraelu, powstała Debora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •