[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co mam zrobić?Adiunkt wrócił do obserwowania otchłani.Przesunął dzwignię i maszyna zaczęłaszumieć, mruczeć i postukiwać.- Chcę, żebyś dostarczył jej wiadomość - rzekł Crumb.Skrzydła Dilla drgnęły mimo woli.Oczy zbielały ze strachu.- Ja?- Tobie będzie łatwiej ją znalezć.Potrafisz latać.- Ale ja nigdy wcześniej nie latałem, ja.Urwał w pół słowa, bo z powodu kłamstwa jego tęczówki zaczęły zmieniać barwęna zieloną.Na szczęście, adiunkt nie odwrócił się od auroletyskopu.- Pora, żebyś się nauczył.I to szybko.Rachel ci pomoże.Chcę, żebyś znalazłCarnival przed następną Nocą Blizn i przekazał jej naszą ofertę.Nie mów o tymnikomu, rozumiesz? Nikomu.- Crumb zrobił pauzę.- Dill, to musisz być ty.Onazabiłaby każdego innego posłańca.Carnival poluje na ludzi z gminu.NienawidziSpine, którzy od zawsze ją ścigają, kapłanów, którzy nasyłają na nią asasynów, iaeronautów.Ostatnio bez wyraznego powodu strąciła sterowiec wojenny.Zginęławiększość załogi.Dill ledwo mógł oddychać.W przeszłości wojenni archonci nieraz stawiali czołoCarnival.Czytał o nich w książkach: o aniołach, którzy zdążyli spłodzić wielu synów.W przeciwnym wypadku Kościół nigdy nie zaryzykowałby ich śmierci.Kilku przeżyło,ale żaden nie uniknął ran.- Ona mnie zabije - wykrztusił.- Nie.Myślę, że cię wysłucha.- Dlaczego?- Będziesz nieuzbrojony. ROZDZIAA 20ZMIANA NASTAWIENIASilny przeciwny wiatr miotał sterowcem, gwizdał w przewodach wentylacyjnych,brzdąkał na napiętych kablach.Birkita była niczym orkiestra wygrywająca osobliwedzwięki pośród nocnej ciszy.W ciemności za oknami mostka migotały niezliczonegwiazdy.W dole przesuwały się Martwe Piaski, które wyglądały jak nakrytebezkształtną srebrną gazą.- Szybciej byłoby na piechotę - powiedział gderliwie Devon, grzebiąc w torbie ztruciznami.Wykorzystywał tylko dwie trzecie mocy silników, bo nie ufał Angusowi, że poradzisobie w maszynowni, a sam też nie czuł się najpewniej przy tablicy sterowniczej.Oznaczało to, że prześladowcy z każdą godziną nadrabiają straty.- Nie spieszy mi się do Czarnego Tronu - stwierdził prezbiter.Nie wstawał z krzesła, odkąd na nim usiadł, aż w końcu Devon zaczął sięzastanawiać, czy po wylądowaniu nie będzie musiał wynieść go ze sterowca nasiedząco.- I słusznie - rzucił szyderczo.- Nie spieszno mi również do tego, żebyś znalazł właściwą truciznę.Truciciel chrząknął.W miarę jak sterowiec z trudem posuwał się pod wiatr, traciłcierpliwość do małomówności Sypesa.Krew coraz żywiej krążyła w jego żyłach, skóranapięła się na mięśniach jak u młodzieńca.Zęby były zdrowe i mocne, oczy bystre iniespokojne.Anielskie wino nadal działało.Dlaczego nie miałby podręczyć kapłana?Musiał coś zrobić, zanim ta przeklęta wichura zniesie ich z powrotem do Deepgate.- Nie ta - mruknął, odstawiając buteleczkę na deskę rozdzielczą.- Ta też nie.Wyjął z torby kolejną zieloną fiolkę, przeczytał nalepkę i potrząsnął głową.Naprawdę nie wziął nic, co mógłby wykorzystać? Co nie od razu zabiłoby starca? Potrzebował specyfiku, który spowoduje ból, ale nie doprowadzi do wstrząsu, śpiączkialbo czegoś gorszego.Jad węża, zarodniki grzybów, ekstrakt z psiego ziela, pigment zwdowiego węgorza.Odłożył je na bok.- Niech to diabli! - zaklął.Sypes poruszył się na krześle.- Już coś znalazłeś?- Staram się.- Jest może więcej wina? Albo coś do jedzenia? Umieram z głodu.- Daj mi minutę.Truciciel uniósł ostatnią buteleczkę i zmarszczył brwi, a potem wrzucił wszystkie zpowrotem do torby i westchnął przeciągle.- Co chciałbyś zjeść, Sypes?- Cokolwiek.Nie chcę być ciężarem.- W kambuzie są marynowane małże, solona świńska skóra i mątwa, obawiam się,że suszona.- Mogą być małże.Gdy Devon otworzył drzwi, pomieszczenie wypełnił łoskot śmigieł.Wiatrpróbował wepchnąć do środka iluminatory.Truciciel ruszył w dół prawą zejściówką,sunąc dłonią po gładkiej mosiężnej poręczy.W ciemnej kuchni wisiały na hakach garnki i patelnie.Pod ścianą stały beczki, wwiększości puste albo z kilkoma kawałkami solonej słoniny na dnie.Półki równieżbyły ogołocone.Zwieże owoce i mięso zostały zjedzone przez załogę, a po ostatnimrejsie Birkita nie zdążyła uzupełnić zapasów.Devon znalazł w spiżarni słoik zmałżami i włożył go pod pachę.Może powinien pomęczyć Sypesa w staroświecki sposób? Mógłby go skrępować iwziąć nóż.Zapalona świeca też byłaby skuteczna.Utrata kilku palców albo oka wznieczuleniu nie stanowiłaby dużego ryzyka dla zdrowia prezbitera, pod warunkiemże zatamowałby krwawienie i utrzymywał rany w czystości.Na pokładzie powinny byćgdzieś bandaże i szarpie.Mógłby nawet uciąć mu jądra.Devon skrzywił się na tę myśl.Niektórych rzeczy wolałby nie oglądać.Doszedł w końcu do wniosku, że tradycyjnetortury są zbyt mało wyszukane i niesmaczne.Brakowało im finezji.Ale czy mógł pozwolić sobie na czekanie, kiedy ścigała go cała armada Deepgate?Wcześniej stał na rufie i obserwował odległe światła przesłonięte przez dymyunoszące się nad miastem.W dodatku miał wrogów nie tylko za sobą.Wiedział, że Heshette nie powitają go z otwartymi ramionami, gdy wyląduje przy Zębie Boga.Cośmu mówiło, że wkrótce sprawdzi swoją wytrzymałość na ból.Odpędził te myśli.Miał teraz inne zmartwienia na głowie.Przedłużające sięmilczenie Sypesa doprowadzało go do szału.Stary cap czegoś się bał.Tak bardzo, żezlekceważył doktrynę własnego Kościoła i zadał sobie wiele trudu, żeby kupić pomocCarnival.Dlaczego?Pytania bez odpowiedzi nie dawały Trucicielowi spokoju.Sypes wiedział, co jestna dole, a jeśli Devon miał posłać całe Deepgate do swojego stwórcy, chciał sięnajpierw dowiedzieć, kto nim jest.Bóg?Nie potrafił w to uwierzyć.Zwiątynia została zbudowana na wierze i umocnionakłamstwami.Ale czy ignorancja mogła być fundamentem jakiegokolwiek obrządku?Devon gardził nabożnym szacunkiem wobec wszystkiego co nadprzyrodzone.Wedługniego były to po prostu jeszcze niewyjaśnione zjawiska naturalne.Krew zawierałaenergię, którą można wykorzystać, żeby przedłużyć życie.Devon lubił zrozumiałeterminy i jasne definicje.Dla człowieka o jego błyskotliwości tylko to się liczyło.Myśli nadal kłębiły się mu w głowie, kiedy wyszedł z kambuza i ze słoikiem podpachą maszerował do części mieszkalnej sterowca.Może powinien nauczyć się cierpliwości, bo czas był teraz jedyną rzeczą, którejmiał w nadmiarze? Sypes w końcu zacznie mówić.Kiedy zobaczy ukochane miastopędzące w dół ku swojemu przeznaczeniu, wyzna Devonowi całą prawdę.Kabina kapitana była tylko odrobinę większa od kajut załogi, ale bogatowykończona: lśniąca drewniana okleina, rżnięte szkło, dywany miękkie jak stopionezłoto.W barku stały butelki rhaku, whisky i wina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •