[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dopiero teraz zalała ją falawsty du i gniewu.Usiadła, otaczając kolana ramionami. No co?  prawie krzy knęła. Jestem za gruba? Za chuda? Mam za duże cy cki? Za małe?Jestem za mocno owłosiona? Za słabo? Co ty sobie my ślisz, do cholery ?  Boże, Agnieszka&  powiedział słabo. Boże, Agnieszka! Boże, Agnieszka! A co ma Bóg do tego?Nagle opadła z sił i rozpłakała się.Położy ła się, odwrócona do ściany, niczy m nieokry ta.Płakała długo, z twarzą wtuloną w zagłówek.Wreszcie materac się ugiął, spręży ny skrzy pnęły.Michał usiadł na brzegu łóżka.Poczuła, że nakry wa ją kocem.Jego dłoń dotknęła jej nagiegoramienia, karku.Palce wpełzły we włosy.By ła to najdelikatniejsza pieszczota, jakiej doznałakiedy kolwiek.Jeszcze przez chwilę nie mogła powstrzy mać chlipania.Wreszcie odwróciła się do Michała. Wszy stko zepsułam, co?Pogładził ją po policzku. Niemądra.Niczego nie zepsułaś.To ja wszy stko zepsułem. Nieprawda! Prawda.Nie zapanowałem nad sobą.Wszy stko schrzaniłem. Przecież mnie broniłeś. Mogłem to zrobić inaczej.Poniosło mnie.Jeśli on umrze& Może nie umrze. Może& Przeczekamy tu, aż się wy jaśni. A twoi rodzice? Do tego czasu zejdą na serce. Nie zejdą.Mama w końcu zrozumie.Mam nadzieję.A ojciec? On nigdy nie rozumiałniczego.Gładził ją jeszcze długo po włosach, aż kilka razy westchnęła głęboko i usnęła.Spała niespokojnie.Męczy ły ją sny, który ch pózniej nie pamiętała.Zapamiętała ty lko ostatni.Zniło jej się, że leży z Michałem pośrodku wielkiej łąki, a on pieści ją tak, jak sobie wcześniejwy obrażała wiele razy.Chwilę pózniej zrozumiała, że to chy ba dzieje się naprawdę, ty le że naszorstkim materacu, a brzęczenie owadów to skrzy pienie spręży n.Ale nie by ła do końca pewna.Udawała, że wciąż śpi, żeby tego nie spłoszy ć, cokolwiek to by ło.Kiedy poczuła go w sobie,trochę zabolało, ale potem ogarnęła ją fala ciepła.Nie by ł to jakiś wielki wstrząs, a ukojenie.Jakby wszy stko, co złe, stało się na chwilę dalekie i nieważne.Otworzy ła oczy i zobaczy ła go uniesionego nad sobą na ramionach.Nie od razu zauważy ł jejwzrok, wpatrzony niżej, w piersi i brzuch.Poruszał się powoli, jakby wciąż obawiał się ją obudzić.Uniosła wy żej nogi, oplotła go nimi.Popatrzy ł jej w oczy.Pochy lił się nad nią.Pocałował.Robiłto teraz szy bciej, aż wy czuła, że chce się z niej wy dostać.Zcisnęła nogi mocniej, chwy ciła godłońmi za pośladki, próbowała zatrzy mać.Ale on by ł silniejszy.Chwilę pózniej zapy tała z żalem: Dlaczego tak? Nie wiedziałem, czy dzisiaj masz ten, no, dobry dzień.Zaśmiała się. Ty się śmiejesz!  ucieszy ł się. Bo mi dobrze.A dzień też jest dobry.Akurat najlepszy, żeby zrobić dzidziusia.Popatrzy ł na nią, jakby dopiero teraz zrozumiał. Dziewczy no, ty chy ba nie wiesz, co mówisz! Dlaczego?  %7ły cie przed tobą.Studia.Kariera. Ale chrzanisz! Gdy by m cię nie znała, pomy ślałaby m, że jesteś takim samy m krety nemjak mój ojciec.Zamilkła.Zza okna dolaty wał śpiew ptaków, a ona leżała na wznak, wpatrzona w sufitz dziwny m uśmiechem.Jak ktoś, kto przy gotowuje się do długiego marszu i jest pewnyosiągnięcia celu. 32Do rana nic się nie wy jaśniło.Dzień zaczął się zle także dla mnie.Poszedłem spać pózno i wy dawało mi się, że ledwiezasnąłem, a obudziło mnie walenie do drzwi.Za oknem dopiero świtało.By łem jeszczepółprzy tomny i nie wiedzieć dlaczego przy szło mi na my śl, że to oddział anty terrory sty czny.Szy bko narzuciłem na siebie dres, żeby mnie nie wy prowadzono w samy ch gaciach.I dobrzezrobiłem, choć to nie by ła policja.W drzwiach stali oboje rodzice Agnieszki.Wy starczy ł jeden rzut oka na Przy stojniakai zrozumiałem, że ty m razem nie będzie żadny ch uprzejmości, nawet pozorowany ch.Anibułgarskich winiaczków. Agnieszka nie wróciła?  wy rwało mi się. A zatem wiesz!Przy stojniak niemal rzucił się w moją stronę.Złapał mnie za dres na piersiach.Zdaje się, żechciał rzucić mną o ścianę, ale ja wtedy też miałem jeszcze trochę krzepy, choć na to niewy glądałem.W mojej pracy różne rzeczy mogą się przy darzy ć człowiekowi, więc regularnieodwiedzałem siłownię, co ty dzień gry wałem w siatkówkę, dużo pły wałem.Chwy ciłemPrzy stojniaka za przeguby w taki sposób, aby poczuł, że ze mną łatwo nie pójdzie. Tak rozmawiać nie będziemy  powiedziałem spokojnie.Zreflektował się.Puścił.Dopiero wtedy przeszedłem do tematu. Nic nie wiem.To znaczy ty lko ty le, ile ksiądz mi powiedział.Sądziłem, że Agnieszka dawnojest w domu.Ramiona mu opadły. Nie ma jej.Jego głos zabrzmiał tak ponuro, jakby otrzy mał wiadomość o śmierci córki. Może jednak usiądziemy i porozmawiamy spokojnie?Ale Przy stojniak znów by ł gotów do ataku, jakby chciał sobie odbić chwilową słabość. Jak ja mogę rozmawiać spokojnie? Co? Jak ty to sobie wy obrażasz?  Antek, proszę  odezwała się po raz pierwszy od przy jścia Jaśka.Zarzuciłem jakąś szmatę na rozbebeszony tapczan, pozbierałem ciuchy z krzeseł.Usiedliśmy. No to teraz słucham.Nie dopuszczając męża do głosu, Jaśka opowiedziała mi szy bko, co wy darzy ło się w nocy.JakAgnieszka wy prowadziła ją w pole i zabrała samochód. Ukradła!  próbował przejąć inicjaty wę Przy stojniak, ale żona uciszy ła go gestem. A wcześniej przez okno widziałam na ulicy tego& tego okropnego człowieka.Rozpłakała się. Dlaczego mnie nie obudziłaś?  wy buchnął Lasota. Dlaczego? Bez nerwów  próbowałem uspokoić, chy ba bardziej siebie niż ich. Michał nie jestokropny m człowiekiem.Agnieszce przy nim nic nie grozi. Nie jest? Ja wszy stko wiem! Nie tak dawno ośmieliłeś się mnie kry ty kować, że zlewy chowuję córkę.Ja zle wy chowuję córkę! To co powiedzieć o tobie? Michał nie jest moim sy nem. Ty m gorzej o tobie świadczy, że cudze dziecko wy kierowałeś na bandy tę! Może jednak aż tak sobie nie pozwalaj.W moim własny m domu. Ja sobie pozwalam? Przecież ten drań, którego tak bronisz, ma już jeden wy rok za pobicie,do tej pory nieodwieszony.A teraz znów o mało co nie zabił człowieka! A może i zabił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •