[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dor rzucił ciała na pomost.Skoczek przymocował liny iholował trupy przez fosę do zamku.Najpierwskoncentrowali się na Mundańczykach.Kiedy pewna ichilość została ożywiona, nowi zombi podjęli pracętransportowania zwłok i tempo uległo przyspieszeniu.Wkrótce zgromadziły stos ciał.Król Smoków powrócił.Był zbryzgany krwią ipozbawiony kilku lustrzanych łusek, ale był w zupełniedobrym stanie.- To ci była zabawa! - zaryczał.Nie ma tutaj żywegoczłowieka.Kiedy mówił, nie pokazały się płomienie, gdyżzużył w bitwie swój zapas ognia.- Och, pozwól, że dam ci trochę eliksiru - krzyknęłaMillie.Spryskała go trochę i smok natychmiast odzyskałpełne zdrowie.Potem poszła do innych potworów, które281 walczyły na tyłach, i podobnie je uleczyła.- Prawie mógłbym polubić stworzenie, takie jak to,chociaż ona jest człowiekiem - rzekł smok w zamyśleniu.-Coś w niej jest takiego.- Jak obiecaliśmy, reanimujemy zmarłych jakozombich - powiedział szybko Dor.- Nie ma potrzeby.Ci, którzy przeżyli skonsumujązmarłych, jak to mamy w zwyczaju.Nie zależy nam nazostaniu zombimi.- Zbieramy nie uszkodzone trupy, gdybyściezadowolili się zjadaniem tych pokiereszowanych.- Będą się znakomicie nadawały.I potwory udały się na swoją ucztę, z chrzęstemzjadając ciała.Była to dziwna i przerażająca scena.Smok,gryf, wąż rozpruwali zwłoki, kiedy zombi przenosili innetrupy obok nich w grobowym milczeniu.A ślicznadziewczyna wędrowała pomiędzy nimi, spryskującwszystkie potwory uzdrawiającym eliksirem.- Gdzie jest Egor? - zaświergotał Skoczek.Dobre pytanie! Nie było śladu po ogrze-zombim,który walczył tak dzielnie, żeby ich uratować.Rozproszylisię w poszukiwaniu ogra.- Masz na myśli ogra? - dopytywał się Smoczy Królrozpruwając Mundańczykowi pyszny brzuch i cmokającwielkimi wargami.- Wpadł w tarapaty w pobliżumundańskiego obozu, kiedy ostatni raz go widziałem.Pobiegli do opuszczonego obozu.Tam znalezliEgora - w kawałkach.Ostatni Mundańczycy, którzyprzeżyli, pocięli go na drgające kawałki.- Może jeszcze zdołamy mu pomóc - powiedziałDor, a żołądek podszedł mu do gardła.Przyzwyczaił się dokrwi, ale to był przyjaciel.282 - Pozbierajmy wszystko, co pozostało, poskładajmydo kupy i spryskajmy eliksirem!Zrobili tak - i ogr był odnowiony, za wyjątkiemczęści ręki i nogi oraz twarzy, których nie zdołali odszukać.Zombi nie potrafił już mówić i szedł chwiejnie.Ale niebyło to zbyt zauważalne.- Czy nie poszłybyście z nami do Zamku Roogna? -dopytywał się Dor.- Jestem pewien, że Król - KrólCzłowiek - chętnie powitałby waszą pomoc.- Walcząc przeciw komu? - zapytał Smoczy Król,siorbiąc smaczne jelito.- Głównie z goblinami i harpiami.Smok parsknął spiralą dymu.- Teraz naprawdę mam powody, by czuć niechęć doKróla Goblinów, ale muszę zachować trzezwe spojrzenie.Zabijanie ludzi jest zabawą, zabijanie innych potworów jestzdradą stanu.Nie możemy sprzymierzyć się z wami.- Och.Dobrze, Sir.Pewne jest, że jesteśmy ciwdzięczni za.- Cała przyjemność po naszej stronie, Sir - smokzagłębił się w ciało i wydarł zeń znakomitą wątrobę.- Niejadłem czegoś tak dobrego od pięćdziesięciu lat.Umrę zprzeżarcia.I przełknął wątrobę.- O tak - zgodził się Dor.Wątróbka nigdy nie byłajego ulubionym daniem.- Ponieważ potwory nie będą brać udziału, mimo żemamy żal do goblinów i nie czujemy sympatii dla harpii,nie czuję się zobligowany do zawarcia nowej umowy -powiedział smok wlepiając jasne oko w Dora.- Ta bitwa ozamek zombich stanowiła jedynie próbę przed oblężeniem,które nastąpi.Gobliny są twardsze od ludzi.Przygotujcie283 się do walki.Lepiej niż tym razem, albo będzieciezgubieni.- Twardsi od Mundańczyków? Ale gobliny są takmałe.- Rozważcie moje ostrzeżenie.Cześć! - SmoczyKról ruszył na poszukiwanie innego mięsistego trupa.Dor potrząsnął głową, czuł się nieswojo, Jeżeli smoksądził, że nadchodząca bitwa będzie gorsza.Wrócili do zamku, gdzie Mistrz Zombich dalejciężko pracował.Tworzyła się nowa armia zombich.Pozostali pomagali jak mogli, ale właściwą pracęwykonywał Mistrz Zombich, posługując się swoją magią.Pracował przez cały dzień i do póznej nocy, stając sięjeszcze bardziej wymizerowany niż zwykle - a zombi bezprzerwy wychodzili! z laboratorium i formowali szeregi nadziedzińcu.W większości byli Mundańczykami!Zjedli niespokojną kolację z gotowanej skaczącejfasolki i bąbelkowy sok, do którego przypadkowowskakiwały ziarenka fasolki.Millie wmusiła trochę wMaga, który kontynuował pracę.Większość ciał zniknęła zotaczającego krajobrazu.Potwory objadły się ioszołomione wracały do swoich legowisk, nasycone iuśmiechnięte strzelały kanonadą czkawek.Nieprzydatneczęści zombich zostały zagrzebane.Noc zapadła wchorobliwą ciszę.W końcu ostatnie zwłoki zostałyożywione.Mistrz Zombich zapadł w sen podobny dośpiączki, a zmartwiona Millie przytuliła się do niego.Dor iSkoczek zasnęli również.284 9.PODR%7łPrzed świtem wyruszyli do Zamku Roogna.Aatwiejbyłoby, gdyby ptak-olbrzym przeniósł ich do zamku, aledwie rzeczy przemawiały przeciwko temu.Pierwsza, żetrzeba by przetransportować armię około dwustupięćdziesięciu zombich, a więc tylko przemarsz stanowiłjedyne wyjście.Druga to to, że niebo było terazpatrolowane przez powietrznych wartowników,zwiastunów harpii.Ptak-olbrzym zostałby rozerwany nastrzępy przez te złośliwe stworzenia, gdyby stwierdziły, żejest wrogiem.- Mistrz Zombich żył jako odludek tak długo, żetylko powierzchownie znał pobliski teren, a Dor nieprzyglądał się scenerii, kiedy podróżował do zamku.Zombi mieli skłonności do powłóczenia nogami izawadzania stopami o korzenie i pnącza, potykając się czynawet rozdzierają stopy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •