[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Juści, winne mi są jeszczedziesięć rubli i dwoje szmat, portki i koszulę.Kożuch choćby i z pięć.krótki będzie.buciska zetrzy.a to i czapka by się zdała.a rubla trza zanieść dobrodziejowi na wotywę za ojców.Zcierwa.żei nic nie ostanie!.- Splunął i zaczął z kieszeni w lejbiku wybierać okruchy tytoniowe i natrafił na tenpieniądz, o którym był zapomniał w czasie obiadu.- - - Jest ci gotowy grosz, jest! - Odechciało mu sięspać nagle; od karczmy rozległ się daleki, przecedzony głos muzyki i jakby echa pokrzyków.- Tańcują se juchy i gorzałę piją, i papierosy kurzą! - westchnął i legł znowu na brzuchu, i patrzył naspętane konie, że zbiły się w kupę i gryzły po karkach, a rozmyślał, że wieczorem musi i on zajść dokarczmy i kupić sobie tytoniu, i chociaż popatrzeć na balujących.Raz w raz oglądał pieniądz i spoglądałna słońce, wysoko było jeszcze i szło dzisiaj tak wolno ku zachodowi, jakby se też krzynkę odpoczywałoniedzielnie.A rwało go tak do karczmy, że wydzierżeć nie mógł, przekładał się ino z boku na bok ipostękiwał z tęskności, ale nie poszedł zaraz, bo akuratnie zza stodoły wyszedł Antek z Hanką i szlimiedzą w pola.Antek szedł przodem, a Hanka z chłopakiem na ręku za nim, czasem coś rzekli i szli wolno, a coraz toAntek pochylał się nad rolą i dotykał ręką wschodzących zdziebeł.- Idzie.gęste kiej szczotka.- mruknął i obejmował oczami te morgi, które obsiewał za odrobek ojcu.- Gęste, ale ojcowe lepsze, idzie kiej bór! - mówiłaHanka patrząc na sąsiednie zagony.- Bo rola lepiej doprawiona.- Mieć ze trzy krowy, toby i ziemia się pożywiła.- I konia swojego.- I przychować co na sprzedaż.A tak, co? Każdą plewę, każdą obierzynę ociec rachują i mają za wielgierzeczy.- I wszystko wypomina!.Zamilkli nagle ,bo uczucie krzywdy zalało im serca żalem, gniewem i głuchym, szarpiącym buntem.- Ino osiem morgów by wypadło - wykrzyknął bezwiednie.- Juści, że nie więcej.Przecież to i Józka i kowalowa, i Grzela, i my - wyliczała.- Kowalowe by spłacić i ostać przy chałupie i półwłóczku.- A masz to czym?.jęknęła aże w tym uczuciu bezsilności tak silnym, że łzy jej pociekły po twarzy, gdyogarnęła oczami te pola ojcowe, tę ziemię jak złoto czyste, gdzie i pszenica, i żyto, i jęczmień, i burakiod skiby do skiby siać było można.Tyle dobra, a to wszystko cudze.nie ich.- Nie bucz, głupia, zawżdy z tego osiem morgów nasze.- %7łeby chociaż z połowa z chałupą i z tym kapuśniskiem! - wskazała na lewo, w łąki, gdzie modrzałydługie zagony kapusty; skręcili ku nim.Siedli na kraju łąk pod krzami, Hanka pokarmiała dziecko, bo płakać poczęło, a Antek skręcił papierosa,zapalił i ponuro patrzył przed się.Nie mówił on żonie, co go żarło we wątpiach, ni co mu leżało na sercu niby węgiel rozżarzony, bo anibymógł wypowiedzieć, niby zrozumiała go dobrze.Zwyczajnie, jak kobieta, co ni pomyślenia nie ma, ni niczego nie wymiarkuje sama, ino żyje se jako tencień padający od człowieka.- A gospodarstwo, a dzieci, a kumy - to i cały świat la niej.Każda kobieta taka, każda.- rozmyślałgorzko i aż go ścisnęło za serce.- Ten ptak, co polatuje nad łęgami, ma lepiej nizli człowiek drugi.Co mu tam za kłopoty! Polatuje se, pośpiewuje, a Pan Jezus obsiewa la niego pola, że ino mu zbierać apożywiać się.- A bo to i gotowych pieniędzy ociec mieć nie ma? zaczęła Hanka.- Przeciech!.- A Józce to kupił korale takie, że i krowę by kupił za nie, a Grzeli to cięgiem do wojska śle pieniądze.- Słać śle.- odpowiadał myśląc o czym innym.- A przeciech to ukrzywdzenie wszystkich! A szmaty po matce to dusi w skrzyni i nawet na oczy niepokaże.A wełniaki takie, a chusty, a czepki, a paciorki.- jęła długo wyliczać dobro wszelkie ikrzywdy, i żale, i nadzieje, a Antek milczał zawzięcie, aż zniecierpliwiona szturchnęła go w ramię.- Zpisz to?.- Słucham, gadaj se, gadaj, to ci ulży! A jak skończysz, to mi powiedz.Hanka, że to płaksiwa była, a i zebrało się jej dużo w duszy, buchnęła płaczem i jęła mu wyrzucać, żemówi do niej jak do dziewki jakiej, że nie dba o nią ani o dzieci.Aż Antek zerwał się na równe nogi i zawołał urągliwie :- Wykrzykuj sobie, te gapy ano cię usłyszą i pożalą się nad tobą! - Wskazał oczami na wrony lecącemimo nad łąkami, nacisnął czapkę i wielkimi krokami poszedł ku wsi.- Antek, Antek! - wołała za nim żałośnie, ale ani się odwrócił.Obwinęła chłopaka i popłakując szła miedzami z powrotem do domu; ciężko jej było na sercu - anipogadać ani wyżalić się przed kim na dolę swoją.A to człowiek żyje cięgiem jak ten samson, że nawetdo sąsiadów pójść nie pójdzie i pogadaniem serca nie ucieszy.Dałby jej Antek kumy! Nic, ino siedz wchałupie a haruj, a zabiegaj, a jeszcze słowa dobrego nie usłyszysz! Inne do karczmów chodzą a nawesela.a ten Antek.bo to mu dogodzić można?.Czasem taki, że i do rany przyłóż.to znowu całetygodnie ledwie bąknie jakie słowo i ani spojrzy.nic, jeno medytuje a medytuje.Prawda, że ma i oczym! Bo i ten ociec nie mógłby to już gront im odpisać, nie czas to staremu iść na wycug? A dyćdogadzałaby mu, że i rodzonemu nie byłoby u niej lepiej.Chciała przysiąść do Kuby, ale przypiął się plecami do brogu i udawał, że śpi, choć mu słońce świeciłoprosto w oczy, dopiero gdy zniknęła za węgłem stodoły, podniósł się, otrzepał ze słomy i wolno jął sięprzebierać pod sadami ku karczmie.paliła go ano ta złotówka.A karczma stała na końcu wsi, za plebanią, na początku topolowej drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]