[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jhagprzesunął po \elazie koniuszkiem palca.- Ciepłota metalu się nie zmieniła - zauwa\ył.- Czy mam tam wsadzić palec, którego nie będę zbytnio \ałował? - zapytałMappo, unosząc lewą rękę.- A który by to był, przyjacielu?- Nie wiem.Chyba \ałowałbym ka\dego.- Koniuszek?- Tak by było najrozsądniej.- Mappo zacisnął pięść, wysunął najmniejszypalec, a potem wsadził go po pierwszy staw w migotliwy portal.- Nie czuję bólu.Bariera chyba jest bardzo cienka.- Cofnął dłoń i przyjrzał się palcowi.- Jest zdrowy.- Skąd wiesz, Mappo? Pamiętaj, jak wyglądają twoje palce.- Ach, widzę zmianę.Brud zniknął, nawet spod paznokcia.- Przejście przez barierę oczyszcza.Sądzisz, \e tak jest?Mappo wsadził do środka całą rękę.- Czuję po drugiej stronie powietrze.Jest chłodniejsze i bar dziej wilgotne.-Cofnął rękę i przyjrzał się jej.- Jest czysta.Za czysta.To mnie niepokoi.- Dlaczego?- Dlatego \e uświadomiłem sobie, jaki jestem brudny.- Zastanawiam się, czy na nasze ubrania podziała tak samo?- To byłoby przyjemne, choć mo\e istnieć pewien próg mo\liwości.Byćmo\e po jego przekroczeniu po prostu unicestwia brudną substancję.Niewykluczone,\e wyjdziemy z bramy nadzy.- Teraz ja równie\ poczułem się zaniepokojony, przyjacielu.- Tak.Co więc zrobimy, Icariumie?- A czy mamy wybór?Jhag ruszył ku barierze.Mappo westchnął i podą\ył za nim.Ale nim zrobił drugi krok, mocna dłoń złapała go za ramię i pociągnęła dotyłu.Trell spojrzał przed siebie i zorientował się, \e stoi na brzegu przepaści.Znalezli się w ogromnej komorze.Od półki, na której stali, odchodził ongiśmost, łączący ją z potę\ną fortecą, unoszącą się nieruchomo w powietrzu naprzeciwkonich.Daleko w dole, przera\ająco daleko, dno jaskini skrywała ciemność.Nadnimi było widać lśniącą lekko kopułę z grubo ciosanego kamienia, przypominającąnocne niebo.Wzdłu\ ścian komory wznosiły się wielopiętrowe budynki, z ciemnymioknami, ale pozbawione balkonów.Powietrze wypełniał nieruchomy gruz i obłokipyłu.Mappo nie odzywał się, oszołomiony tym widokiem.Icarium dotknął jego ramienia, a potem wskazał na coś małego, co wisiało wpowietrzu naprzeciwko nich.Moneta nie była nieruchoma, jak się w pierwszej chwilizdawało Trellowi.Oddalała się od nich powoli.Jhag wyciągnął rękę, pochwyciłpienią\ek i schował go do mieszka.- Inwestycja mi się zwróciła - wyszeptał.- Poniewa\ istnieje tu bezwładność,nie powinniśmy mieć kłopotów z przemieszczaniem się.Odbijemy się od półki idotrzemy do fortecy.- To niezły plan, ale po drodze są przeszkody - zauwa\ył Mappo.- Ach, masz rację.- Być mo\e po przeciwnej stronie znajdziemy nietknięty most.Powinniśmypójść jednym z tych bocznych korytarzy.Jeśli taki most istnieje, z pewnością będzieoznaczony srebrną barierą, taką jak ta.- Czy marzyłeś kiedyś o lataniu, Mappo?- Jako dziecko zapewne tak.- Tylko jako dziecko?- Takie marzenia przystoją dzieciom, Icariumie.Czy zbadamy te korytarze?- Zgoda, choć nie ukrywam nadziei, \e nie znajdziemy mostu.***Idąc szerokim korytarzem o łukowatym sklepieniu, mijali niezliczone pokoje,odgałęzienia i wnęki.Podłogę pokrywała gruba warstwa kurzu, nad drzwiamiwidniały niezwykłe, wyblakłe symbole.Mo\liwe, \e były to wypisane nieznanymicyframi numery.W nieruchomym powietrzu unosił się lekko gryzący zapach.Wmijanych przez nich pomieszczeniach nie zachowały się \adne meble.Mappouświadomił sobie, \e nie ma tu równie\ trupów, podobnych do znalezionego przezIcariuma w spoczywającej na dnie jeziora machinie.Zorganizowana ewakuacja? Jeślitak, to dokąd odeszli krótkoogonowi?W końcu dotarli do kolejnych srebrnych drzwi.Przeszli przez nie ostro\nie iznalezli się na początku wąskiego mostu, nietkniętego i prowadzącego do latającejfortecy, która z tej strony znajdowała się zdecydowanie bli\ej ściany.Jej tylnapowierzchnia była dość nierówna.Rolę okien pełniły tu pionowe szczeliny,rozmieszczone z pozoru bezładnie na niekształtnych wyniosłościach, krzywychwypukłościach i powyginanych wie\ach.- To nadzwyczajne - powiedział cicho Icarium.- Zastanawiam się, jakąprawdę o budowniczych, o owych K Chain Che Malle, odsłania nam ta ukryta twarzobłędu?- Być mo\e świadczy o niejakim napięciu?- Napięciu?- Pomiędzy ładem a chaosem - wyjaśnił Mappo.- Wewnętrzna dychotomia,sprzeczne impulsy.- Takie sprzeczności występują u wszystkich inteligentnych form \ycia -potwierdził Icarium, kiwając głową.Wszedł na most i uniósł się, wymachującrękoma.Mappo zdołał w ostatniej chwili złapać wierzgającego nogami Jhaga zastopę.Zciągnął go z powrotem na próg mostu.- Hmm, to było interesujące - oznajmił z chrząknięciem.Kiedy ciętrzymałem, nic nie wa\yłeś.Byłeś lekki jak pyłek.Jhag wyprostował się, powoli i niepewnie.- Odniosłem bardzo niepokojące wra\enie.Wygląda na to, \e jednakbędziemy musieli polecieć.- W takim razie, po co budowali mosty?- Nie mam pojęcia.Chyba \e - dodał - mechanizm powodujący niewa\kośćpsuje się, traci precyzję.- Myślisz, \e mosty powinny być wyłączone spod jego działania?Niewykluczone.Tak czy inaczej, widziałeś te poręcze? Sterczą nie ku górze, tylko naboki.Nie wyglądają imponująco, ale mo\na się ich przytrzymać, jeśli ktoś postanowisię czołgać.- Masz rację.Czy to właśnie zrobimy?Dotarłszy do połowy długości mostu, Mappo doszedł do wniosku, \e nie jestto przyjemne wra\enie.Dokuczały mu nudności, zawroty głowy oraz dziwnaskłonność do wypuszczania poręczy z rąk pod wpływem impulsu wywołanego pracąjego własnych mięśni.Wszelkie poczucie góry i dołu zniknęło.Chwilami Mappoodnosił wra\enie, \e wspinają się po drabinie, nie pełzną po miejscami mniej lubbardziej poziomym moście.Przed nimi majaczyło wąskie, ale wysokie wejście, ulokowane w punkcie, wktórym most dochodził do fortecy.Fragmenty drzwi unosiły się nieruchomo tu\ przednim.To, co je roztrzaskało, wyszło ze środka.Icarium dotarł do progu i wyprostował się.Po chwili dołączył do niegoMappo.Obaj zajrzeli w mrok.- Czuję.zapach.ogromnej.śmierci.Mappo pokiwał głową.Wydobył buzdygan, spojrzał na kolczastą \elaznąkulę i zawiesił broń na rzemiennej pętli u pasa.Ruszyli przed siebie.Icarium szedł przodem.Korytarz był równie wąski, jak wejście doń.Na ścianach z czarnego,niegładzonego bazaltu osadzała się rosa, a na podłodze było pełno rozrzuconych bezładu i składu bryłek, a tak\e umiejscowionych chaotycznie wyniosłości i zagłębień.Te ostatnie wypełniał lód, pękający i przesuwający się pod stopami.Droga biegłamniej więcej prosto przez jakieś czterdzieści kroków.Gdy Mappo i Icarium dotarli dokońca korytarza, ich oczy przyzwyczaiły się ju\ do mroku.Ujrzeli kolejną gigantyczną komnatę.Wypełniał ją ogromny krzy\ zczarnego drewna, okuty \elazem.Przybito do niego smoka.Bestia ju\ od dawna nie\yła.Ongiś była zamarznięta, ale teraz gniła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]