[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie śmiej się - powiedziała.- Kiedyś ja i Pog też będziemy takwyglądali. Szybko minęła pokój babci Mac, z lekceważeniem machając ręką, izaprowadziła gościa do Henry'ego, żeby się przywitali.Henrypotraktował przybysza z grzeczną obojętnością.Potem poczęstowałaCharliego w kuchni obiadem -chlebem na zakwasie i domową zupąminestrone.Jadł, aż mu się uszy trzęsły, chociaż cały czas utrzymywał,że robi mu się niedobrze, kiedy wygląda przez okno na ostatnim piętrzeDomu w Chmurach.Pózniej zmusiła go, by poszedł z nią do Ashtonów po Rory'ego, którynamalował cztery obrazki, wszystkie utrzymane w tonacji bardzociemnego brązu.Według relacji Peggy Ashton, przez cały dzień nieodezwał się ani słówkiem, ale z apetytem zjadł obiad i teraz stałspokojnie, kiedy pełna życia, blondwłosa i niebieskooka Annabellezarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go na pożegnanie.Charlie wyraznie nie wiedział, o czym można rozmawiać z małymchłopcem, kiedy wracali w pełnym słońcu do domu.Nigdy jeszcze niewidział Rory'ego, na wiadomość o ciąży Esme powiedział, że jestuczulony na małe dzieci, co wkrótce potwierdził, uciekając na drugikoniec świata.Podczas krótkich pobytów w Anglii umawiał sięczasami z Esme na koktajl, zazwyczaj daiquiri z wanilią, utrzymywaliteż kontakt, sporadycznie dzwoniąc i pisząc do siebie, ale jeszcze nigdynie widział jej w domowych pieleszach.- A więc Annabelle jest teraz twoją dziewczyną? - spytał w końcuCharlie Rory'ego i klepnął go w ramię.Chłopiec spojrzał na niego niechętnie.- Nie - odpowiedział.- Pamiętaj, nigdy nie jest za wcześnie na te rzeczy - zażartowałCharlie.- Na jakie rzeczy? - zapytał malec.- Na to, by spotykać się z dziewczynami, ty głuptasie -odparł Charlie.Rory spojrzał na matkę.- To tylko pogawędka towarzyska - wyjaśniła mu.- Nie ma właściwie znaczenia.Prowadzi się takie rozmowy, bo tegowymagają zasady dobrego wychowania.- Bardzo dziękuję - krzyknął dotknięty do żywego Charlie.- Cóż, Charlie, nie ma sensu wypytywać czterolatka o jego życieseksualne - syknęła Esme.- Jeśli to nie ma znaczenia, to dlaczego się o tym mówi? - spytał Rory.Esme się roześmiała, a Charlie zwrócił się do niej:- Ten mały chłopiec mówi tak, jak stara Szkotka.-Nagle urwał izrobiło mu się głupio.- Bardzo przepraszam, Es.- Nie ma za co - powiedziała Esme, złapała Rory'ego za rączkę izaczęła biec truchcikiem, chociaż miała buty na wysokich obcasach.-Chodz, kochanie.Zdaje mi się, że widziałam kolorowo zapakowaneprezenty na tylnym siedzeniu samochodu wujka Charliego.Kolorowo opakowane prezenty okazały się czymś, co przełamałolody między Rorym i Charliem, ponieważ były wśród nich trzykarabiny.Do tej pory Dom w Chmurach stanowił strefęzdemilitaryzowaną - we wszystkich książkach o wychowaniu pisano,że należy tak postępować - ale prawdę mówiąc, Esme poczuła ulgę,zobaczywszy, że jej syn reaguje tak, jak zareagowałby każdy małychłopiec: policzki mu się zaróżowiły i natychmiast zaczął strzelać dowszystkiego, co się rusza, nie wyłączając jej, owiec, pszczół, Browna,a nawet Henry'ego, który udał niezadowolenie, ale w głębi duszy byłzaskoczony, że karabin-zabawka wygląda jak prawdziwy.Ale to jeszcze nie koniec prezentów.Dla Poga znalazła się koszulaPaula Smitha, której - co Esme wiedziała - jej mąż nigdy nie włoży,nawet gdyby wyglądał w niej fantastycznie, a dla niej Charlie kupiłflakonik perfum Must Cartiera i balsam do ciała (naturalnie, pamiętał),których kupowaniem już dawno przestała zawracać sobie głowę. A na koniec wyciągnął dwie butelki Cristala i chyba najgrubszegoskręta, jakiego kiedykolwiek widziała, chociaż właściwie minęłoładnych parę lat od czasów, kiedy paliła skręty.- Wybacz, Esme, ale przyjechałem tutaj tylko na jedną noc - wyjaśniłCharlie, otwierając pierwszą butelkę szampana, kiedy tylkoodpakowali wszystkie prezenty.- Staruszek coś dla mnie zaplanował inaprawdę nie mogę się od tego wykręcić.Wiesz, jak to jest.- Och, Charlie! - Esme nie kryła rozczarowania.- Myślałam, żezostaniesz dłużej.Mamy sobie tyle do opowiedzenia.Nawet nie wiem,co robisz.Nic nie wiem.Nie możesz zostać przynajmniej jeszcze jedendzień?Charlie przybrał surową minę starszego brata i podał jej kieliszek.- Daj spokój, Es - zaczął jej perswadować.- Nie rób scen.Nie mogę ijuż.Mamy tylko jedną noc, więc lepiej wykorzystajmy ją jak najlepiej,dobrze?Esme się odęła.- Cóż, nie mogę tak wcześnie zaczynać pić - oznajmiła, kręcąc głowąna widok francuskiego szampana, i nie wzięła kieliszka.- Muszęjeszcze nakarmić staruszków, wykąpać i położyć spać małe dzieci.Charlie ujął jej dłoń i zamknął ją na kieliszku.- Nie wygłupiaj się - powiedział.- Jeszcze tu przyjadę.W przyszłymtygodniu, jeśli mnie zechcesz.Wiedz, że teraz już zostanę w Londynie,jeśli mi się uda, to do końca mojej kariery zawodowej.Es, nie każ misię czuć winnym, bo wiesz, że nie jestem w tym dobry.Esme nieco odtajała.- Ja każę ci czuć się winnym? - spytała życzliwszym tonem i mocniejścisnęła kieliszek z szampanem.- Dajesz się ponosić emocjom, ty starybłaznie!Charlie uśmiechnął się swoim filmowym uśmiechem i nalał sobieszampana. - No, teraz lepiej - oświadczył.- Napijmy się w końcu, na litośćboską, człowiek może umrzeć z pragnienia w tym kraju.Pog przyszedł do domu tuż przed ósmą, zmordowany po całym dniubardzo nudnych, nieoficjalnych spotkań z kilkoma członkami lokalnejrady, która, ku jego wielkiemu zdumieniu, podpisała z nim kontrakt naupiększenie głównej ulicy Seabury.Zajęło im prawie sześć miesięcyzadecydowanie, że jest właściwym człowiekiem do tego zadania, ateraz w ciągu trzech tygodni chcieli mieć plany i kosztorysy.Kiedywrócił do domu, Charlie i Esme już zdążyli wypić obie butelkiszampana i wypalić połowę wielkiego skręta.Leżeli na wznak na podłodze w pokoju dziennym, śmiejąc sięhisterycznie, chociaż nie pamiętali z czego.Pog stłumił uczucieodtrącenia, które go ogarnęło na ten widok; ostatecznie lubił, kiedyEsme się śmiała.Lubił widzieć ją szczęśliwą.%7łałował, że to nie onsprawił, że tarzała się po podłodze ze śmiechu, ale gdyby miałwybierać między Charliem a nikim, to wolał Charliego.- Gdzie tata? - zapytał, uścisnąwszy dłoń gościa i przyjąwszy wprezencie od niego, raczej z rozbawioną miną, koszulę Paula Smitha.Odkładając ją na niski kredens, zauważył, że jest o numer za mała, a dotego fioletowa, czyli w jedynym kolorze, którego naprawdę niecierpiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •