[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzyły się drzwi od strony podwórka i dokuchni weszła Kate. Cześć  rzuciła mu w ramach powitania. Katherine. Babka skarciła ją spojrzeniem. David jest naszym gościem i tak należy gotraktować. Przecież traktuję go jak gościa  odparowała Piknik nad stawem 63Kate. Chyba nie kazałam mu się tu zameldowaćo szóstej rano z łopatą i nie zapędziłam do wygar-niania końskich gówien ze stajni, prawda?Twarz Irmy stężała. Proszę nie używać w mojej obecności tegorynsztokowego języka, Katherine.Kate, jeszcze przed chwilą butna i agresywna,natychmiast spotulniała.Podeszła do Irmy i cmok-nęła ją w policzek. Przepraszam, babciu. Spojrzała na Davida. Ciebie też przepraszam za swój język.Dostrzegł iskierki radości tlące się w głębiachoczu Kate i sam o mało nie zachichotał.Z niejrzeczywiście jest numer, chociaż pocałunek, któryzłożyła na policzku babki, dziwnie go rozkojarzył.Wydał mu się słodki, jeśli tego określenia możnaw ogóle użyć w odniesieniu do Kate. Gdzie twoja walizka?  Rozejrzała się pokuchni. Już po nią idę. W jego mniemaniu Kate byłaza drobna, by obarczać ją noszeniem jego bagażu. Pokaż mi tylko, gdzie go zanieść. Chodz. Wbiegła na górę, przeskakując podwa stopnie naraz.David, taszcząc walizkę, wdra-pał się po schodach za nią.Poprowadziła go koryta-rzykiem, pokazując palcem kolejne drzwi, któremijali. Tu mieszkają moi dwaj bracia, tu Evan.Najstarszy.Tutaj tato, a w końcu korytarza babka.To moja sypialnia, a gościnny pokój tutaj. Ot-worzyła drzwi i weszła pierwsza do środka. Masztu do dyspozycji własną łazienkę.Pozazdrościć. Aadnie tu. Rozejrzał się: pledy ręcznie tkane 64 Anne Marie Winstonw indiańskie wzory, gliniane donice, wyplatanekosze i proste meble w misyjnym stylu. I dobrzewiedzieć, że śpisz za ścianą. Lepiej już pójdę.Muszę się ogarnąć i pomócbabci w przygotowywaniu kolacji.A ty się nieśpiesz z rozpakowywaniem.Do stołu siadamy oko-ło siódmej.Kate odwróciła się na pięcie i David dopiero terazzauważył, że jest jakaś roztargniona.Nic dziwnego.Stojąc obok niej o krok od wielkiego, miękkiego łoża,sam czuł się nieswojo. ROZDZIAA PITYPierwszy posiłek, który spożywał tego wieczorupod gościnnym dachem Davenportów, zaliczał siędo przeżyć, których nigdy się nie zapomina.Trzejkrzepcy bracia Kate i jej ojciec byli weseli i serdeczni.A przy tym głośni.Bardzo głośni.Wszyscy czterej Davenportowiedorównywali wzrostem jemu, a budową zawodo-wym drwalom.Obserwując, jak niemal trzeszczyw szwach robocza koszula na plecach gospodarzamyjącego ręce nad kuchennym zlewem, David do-chodził do wniosku, że Kate musi przypominaćz figury swoją nieżyjącą matkę.Z drugiej strony, jaktaka drobna kobietka mogłaby wydać na świat tychtrzech olbrzymów! A może Davenportowie adopto-wali Kate?Nie, niemożliwe.%7ładne z czworga rodzeństwanie mogłoby się wyprzeć reszty.Podobieństwomiędzy braćmi nie kończyło się na identycznychciemnych włosach i oczach, i powtarzało się w bar-dziej subtelnych rysach Kate.Najstarszy z jej braci, 66 Anne Marie WinstonEvan, był poważniejszy i mniej wylewny od dwóchpozostałych, ale kiedy posprzeczał się z ojcem o ilośćpaszy, którą zużyli w zimie, szczęka chodziła muwypisz wymaluj tak samo jak Kate, kiedy ta sięzaperzyła.Wszyscy trzej bracia odziedziczyli poojcu tubalny głos i nie wstydzili się wyrażać swojejopinii.David patrzył z fascynacją, jak najmłodszyz braci próbuje usiąść do stołu w roboczymubraniu. Martinie  powiedziała Kate, wnosząc do jada-lni parującą misę z tłuczonymi ziemniakami  ben-zyną od ciebie zalatuje.Idz się przebrać. Oj, Kate!  zaprotestował mężczyzna. Na-prawiam silnik w traktorze i po kolacji wracam doroboty.Co się będę dziesięć razy przebierał.To bezsensu. Zmierdzisz  fuknęła Kate  a więc sens jest,przynajmniej jeśli o mnie chodzi.No już.Martin otwierał usta, by dalej protestować,ale Kate trzepnęła go ścierką do naczyń po sie-dzeniu. Jazda stąd.Brat odchrząknął i wymaszerował do przedpo-koju.Przed wstąpieniem na schody obejrzał sięjeszcze. Jędza. Zerknął ponad jej głową, co nie byłotrudne, i napotkał rozbawiony wzrok Davida. Ist-na jędza  powtórzył. Trzymaj się od niej z daleka,bo cię stłamsi.Wyobraznia natychmiast podsunęła Davidowiwizję, w której leży na wznak pod tłamszącym go Piknik nad stawem 67brzemieniem jędrnych krągłości Kate, i miał już nakońcu języka: ,,Nie miałbym nic przeciwko temu  ,ale w porę się w niego ugryzł.Chciał jeszcze trochępożyć.Martin dorównywał mu wzrostem i bił nagłowę szerokością barów.Takiego raczej do siebienie zrażać. Już cię tu nie ma. Kate, nieświadoma my-śli lęgnących się w głowie Davida, spojrzałana brata spod przymrużonych powiek i trzepnęładla wzmocnienia efektu ścierką.Martin wstąpiłpotulnie na schody. Daję ci pięć minut!  za-wołała za nim.Martin zmieścił się z zapasem w wyznaczo-nym czasie.Był z powrotem na dole przed upły-wem tych pięciu minut, i David, skosztowawszymarynowanego kurczaka przyrządzonego przezbabkę Kate, już wiedział, co go tak zdopingowało.Nie dane mu było jednak delektować się posił-kiem, bo ojciec Kate zasypał go pytaniami o sytua-cję na rynku. Słyszałem, Davidzie, że znasz się na inwes-towaniu.Kate tak mówi. Jackson Davenportprzyglądał się gościowi spod uniesionych pytającobrwi. Owszem. David spojrzał w ciemne oczygospodarza i doznał osobliwego uczucia, że już jekiedyś widział.Ach, tak, Kate.Kate ma oczy po ojcu.Bez wątpienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •