[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Równie miło było mi w mojej malutkiej sypialni na wieżyczce domu, chociaż cienkisufit stwarzał przykre złudzenie, że umieszczony na dachu maszt od flagi kołysze się przezcałą noc na moim czole.Wemmick wstał wczesnym rankiem i obawiam się, że słyszałem, jak czyścił mi buty.Potem pobiegł pracować w ogrodzie i przez gotyckie okienko widziałem, jak udaje, żezatrudnia staruszka i jak kiwa do niego gorliwie.Pierwsze śniadanie było równie smaczne jak kolacja i o wpół do ósmej wyruszyliśmydo Małej Brytanii.Stopniowo Wemmick stawał się coraz bardziej oschły, a usta jegonabierały znowu kształtu otworu skrzynki do listów.Wreszcie gdy znalezliśmy się przeddrzwiami naszego biura i gdy wyjmował gdzieś z okolicy pleców klucz, aby otworzyć,wyglądał już, jakby nic nie wiedział o swej posiadłości w Walworth i jak gdyby Zameczek,zwodzony most, staw, fontanna, altana i nawet staruszek - wszystko zostało zdmuchnięte zpowierzchni ziemi na skutek ostatniego strzału jego armaty. NASTPNY ROZDZIAAZgodnie z zapowiedzią Wemmicka mia łem wkrótce potem okazję zapoznać się zmieszkaniem mego opiekuna i porównać go z domkiem jego kasjera i sekretarza.Kiedy popowrocie z Walworth wszedłem do biura, zastałem opiekuna myjącego sobie ręce pachnącymmydłem.Zawezwał mnie do siebie i zaprosił na obiad mnie i moich przyjaciół, jak toprzepowiadał mi już Wemmick.- Bez ceremonii - dodał - bez wieczorowych strojów.Po wiedzmy jutro.Spytałem go, dokąd mamy przyjść (nie znałem dotychczas jego adresu), na coodpowiedział:- Przyjdzcie tutaj, do biura, a zabiorę was ze sobą.Zauważyłem przy tej okazji, że po przyjmowaniu klientów myje sobie ręce takstarannie jak lekarz lub dentysta.Miał specjalnie dla tego celu w swym gabinecie zamkniętepomieszczenie, które pachniało wonnym mydłem niczym sklep perfumeryjny.Nawewnętrznych drzwiach tego schowka znajdował się olbrzymich rozmiarów ręcznik,umieszczony na kręcącym się wałku.Mr Jaggers mył ręce i wycierał w ten ręcznik, ilekroćwracał z sądu lub skończył przyjmować klienta.Kiedyśmy nazajutrz wstąpili po niego przedproszonym obiadem, musiał być po jakiejś szczególnej wizycie, gdyż nie zadowoliwszy sięmyciem rąk szorował twarz i płukał gardło.A gdy to już uczynił i zamoczył cały ręcznik,wyjął z kieszeni scyzoryk i długo czyścił paznokcie, zanim włożył płaszcz.Oczywiście, kiedywyszliśmy na ulicę, natknęliśmy się na kilka osób, które wyraznie pragnęły z nim pomówić,ale zapach wonnego mydła, ulatniający się z jego postaci, był tak onieśmielający, żezdecydowali się odłożyć to na następny dzień.W drodze do zachodniej dzielnicy miasta niektórzy z przechodniów poznawali mrJaggersa najwidoczniej, ale gdy to się zdarzało, opiekun zaczynał mówić do mnie głośniej,jak gdyby chcąc pokazać, że nie życzy sobie być poznawanym przez nikogo.Zaprowadził nasdo dzielnicy Soho na Gerard Street, do domu znajdującego się po południowej stronie ulicy.Kamienica odznaczała się solidnością, ale raziła brakiem tynku, a okna były przerazliwiebrudne.Wyjął klucz, otworzył drzwi i znalezliśmy się w hallu o ścianach z kamienia,ponurym i opuszczonym.Stamtąd poszliśmy brunatnymi schodami na górę na pierwsze piętroi wkroczyliśmy do mieszkania, którego trzy ciemne, na brunatno wymalowane pokoje miałyna ścianach boazerię i rzezbione girlandy kwiatów.A gdy nasz przewodnik stał wśród nich iwitał nas, uderzyła mnie myśl, że wiem, skąd zaczerpnęły kształt swych wykrętasów. Podano nam obiad w najładniejszym z tych trzech pokojów; sąsiedni był garderobą,trzeci sypialnią.Mr Jaggers powiedział nam, że jest właścicielem całego domu, ale używazwykle tylko tych apartamentów.Stół zastawiono obficie.Nie było na nim oczywiście srebra, ale za krzesłemgospodarza znajdował się podręczny stół, a na nim bateria butelek i karafek oraz trzy koszeowoców na deser [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •