[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ogromnej sali, oświetlonej zaledwie jedną kopcącą lampą, pozostałotylko dwóch ludzi: ksiądz, pleban z Brechy, modlący się na kolanach przy bocznychdrzwiach i wozny, który się przechadzał po sali i którego powolne kroki odbijały się głu-chym echem jakby w kościele.Panna Dioniza zwróciła się do woznego. Gdzie jest hrabia de Claudieuse?  zapytała go żywo. Tam, pani  odpowiedział wozny, wskazując jej drzwi, przed którymi klęczał kapłan tam, w gabinecie pana prokuratora. Kto jest przy nim? Jego żona i jedna służąca. Dobrze! Proszę udać się do pani de Claudieuse i tak, żeby jej mąż nie słyszał, powie-dzieć jej, że panna de Chandore pragnie z nią mówić.Nie odpowiedziawszy ani słowa, wozny poszedł spełnić to polecenie, lecz wróciwszy zachwilę, oznajmił jej: Hrabina kazała oświadczyć pani, że nie może opuścić swego męża, który prawie do-gorywa.Dioniza przerwała mu rozkazującym gestem, mówiąc: Dosyć! Wróć pan powiedzieć pani de Claudieuse, że jeżeli nie przyjdzie do mnie, jawejdę natychmiast, wejdę przemocą, jeżeli będzie potrzeba, będę wołać o pomoc i nic mnienie powstrzyma.Muszę ją koniecznie widzieć. Jednakże, pani. Proszę iść! Czy pan nie widzi, że to jest kwestia życia lub śmierci?W jej głosie było tyle siły i stanowczości, że wozny nie wahał się dłużej.Wyszedł więcpowtórnie, a w chwilę potem powrócił i powiedział: Wejdz, pani.LRT Weszła i znalazła się w sali poprzedzającej gabinet prokuratora.Wielka miedziana lam-pa oświetlała ją skąpo.Drzwi prowadzące do gabinetu, w którym leżał hrabia, były zamknię-te.Na środku sali stała hrabina de Claudieuse.Tyle ciosów, jakie na nią w ciągu krótkiego czasu spadło, nie zdołało złamać tej ener-gicznej duszy.Była niezmiernie blada lecz spokojna. Ponieważ pani domagasz się tak natarczywie  odezwała się pierwsza  przycho-dzę więc sama powtórzyć jej, że nie mogę pani wysłuchać.Czy pani nie wie, że stoję pomię-dzy dwoma otwartymi grobami, pomiędzy moją córką, która umiera w domu i moim mężem,który tutaj kona?Uczyniła ruch, jakby chciała odejść, lecz panna de Chandore zatrzymała ją jednym groz-nym skinieniem i rzekła do niej drżącym głosem: Jeżeli pani wrócisz do pokoju, gdzie się znajduje twój mąż, wejdę tam za tobą i w je-go obecności powiem wszystko.Zapytam ciebie, dlaczego zabroniłaś księdzu przystępu dojego śmiertelnego łoża i dlaczego zniweczywszy jego szczęście na tym świecie, pragnieszjeszcze odebrać mii je w wieczności!Hrabina cofnęła się o parę kroków. Nie rozumiem pani!  odparła spokojnie. O, rozumiesz mnie pani.Po co tu zaprzeczać? Czy pani nie widzisz, że ja wiem owszystkim, że odgadłam nawet to, czego mi nie powiedziano!.Jakub był pani kochankiem,a twój mąż zemścił się na nim. Tego już zanadto!  zawołała hrabina. Tego zanadto! I pani to zniosłaś  mówiła dalej dziewczyna urywanym głosem  i pani nie przy-szłaś wyznać przed sędziami, że twój mąż był fałszywym świadkiem! Jakąż pani jesteś ko-bietą! Więc to ciebie nic nie obchodzi, że twoja miłość zawiedzie niewinnego człowieka ażna galery! I pani będziesz mogła żyć dalej z tą myślą, że człowiek, którego kochasz, jestzhańbiony na zawsze i przykuty do najpodlejszych zbrodniarzy! Pani wiesz, że kapłan wy-jednałby od twego męża odwołanie jego haniebnego zeznania, ale dlatego właśnie nie do-puszczasz do niego plebana z Brechy.I po cóż tyle zbrodni? Dla ocalenia twojej kłamliwejreputacji uczciwej kobiety? Ach, to podłość, nikczemność, to.Nareszcie hrabina oburzyła się.Czego nie zdołała uzyskać cała zręczność pana Folgata,to wydobyła z niej miłość Dionizy.I zrzucając maskę, którą dotąd osłaniała swoje czyny,zawołała gwałtownie: Otóż nie! Ja nie dla ocalenia mojej reputacji pozwalałam na wszystko, co się stało.Co dla mnie znaczy ta reputacja? Nie ma jeszcze tygodnia, kiedy Jakub z więzienia przybyłdo mnie, a ja pragnęłam nakłonić go do ucieczki.Wystarczyło tylko jedno jego słowo, a dla niego byłabym opuściła ojczyznę, rodzinę,dzieci, wszystko.Odpowiedział mi:  Wolę galery!".LRT Wśród tylu gwałtownych wzruszeń nieopisana radość napełniła serce Dionizy.W tejchwili nie wątpiła już w miłość Jakuba. Więc  mówiła dalej pani de Claudieuse  on sam wydał na siebie wyrok.Ja chcia-łam się zgubić dla niego.ale nie dla innej. A tą inną jestem ja.prawda? Tak.pani, dla której mnie porzucił, pani, którą miał zaślubić, pani, z którą sobieplanował długie lata szczęścia, szczęścia prawego i szanowanego wśród ludzi.Azy zalśniły w oczach panny de Chandore.Ona była kochana.Ona czuła, co musiałacierpieć tamta, która kochana już nie była. Jednakże ja byłabym szlachetniejsza  odparła z cicha.Hrabina parsknęła śmiechem. A dowodem na to jest  rzekła Dioniza  że przychodzę do pani z pewnym ukła-dem. Układy. Tak.Ocal pani Jakuba, a przysięgam na wszystko, co mi jest najświętsze, że wstąpiędo klasztoru, zniknę ze świata i nigdy nie usłyszysz pani o mnie jednego słowa.Hrabina de Claudieuse z nie dającym się opisać zdumieniem patrzyła na piękną twarzDionizy.Takie poświęcenie zdawało jej się być zbyt wzniosłe, żeby nie kryło w sobie jakiejśzasadzki. Pani uczyniłabyś to rzeczywiście?  zapytała nareszcie. Bez żadnego wahania. Byłaby to wielka ofiara dla mnie. Dla pani, bynajmniej! Dla Jakuba. Więc pani go bardzo kochasz! Kocham tak, że gdyby mi przyszło wybierać, wolę tysiąc razy jego szczęście niż mo-je własne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •