[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znając ludzkie słabości pan Proth nie był wcale zdziwiony, że wystąpiwszy z tak mą-drą radą miał przeciw sobie wszystkich obecnych.Nie zraził się tym i znów czekał, ażsię hałas uspokoi. Skoro zgoda jest niemożliwa rzekł, gdy tylko można go było dosłyszeć try-bunał wyda orzeczenie.Na te słowa głębokie milczenie zaległo salę jakby za sprawą czarów i nikt nie ośmie-lił się przerwać panu Prothowi, który spokojnym głosem dyktował pisarzowi: Po wysłuchaniu wniosków i przemówień stron trybunał orzekł, co następuje: zwa-żywszy, że twierdzenia obu stron mają tę samą wartość prawną i opierają się na tych sa-mych podstawach;zważywszy, że odkrycie meteoru nie stwarza jeszcze koniecznie prawa własności, żeustawy milczą o takim wypadku i że nie ma żadnej analogicznej sprawy w orzecznic-twie;że zastosowanie tego domniemanego prawa własności, gdyby ono nawet było uza-sadnione, mogłoby, z uwagi na specjalne okoliczności, natrafić na nieprzezwyciężonetrudności i jakikolwiek byłby wyrok, mógłby on pozostać martwą literą, co mogłoby,z wielką szkodą zasad, na jakich opiera się wszelkie społeczeństwo cywilizowane, osła-bić w opinii publicznej słuszny autorytet wydanego orzeczenia;94że w dziedzinie tak specjalnej wypada działać ostrożnie i oględnie;zważywszy w końcu, że wniesiona skarga opiera się, bez względu na twierdzeniastron, na wypadku hipotetycznym, który może się wcale nie wydarzyć;że zresztą meteor może spaść do morza, które pokrywa trzy czwarte kuli ziemskiej;że w każdym z tych dwu wypadków sprawa musiałaby być umorzona wskutek znik-nięcia przedmiotu sporu;z tych przyczyn,trybunał odracza orzeczenie do momentu istotnego, należycie stwierdzonego upad-ku spornego bolidu. Kropka podyktował pan Proth wstając równocześnie ze swego fotela.Posiedzenie skończono.Audytorium było pod wrażeniem mądrych zważywszy pana Protha.Możliwe, żemeteor istotnie spadnie w głębinę morza i trzeba będzie zrezygnować z wyłowienia go!Z drugiej strony, do jakich to ,,nieprzezwyciężonych trudności robił aluzję sędzia? Coznaczyły te tajemnicze słowa? Wszystko to skłaniało do refleksji, a refleksja przywracazazwyczaj spokój podnieconym umysłom.Należy przypuszczać, że pan Forsyth i doktor Hudelson nie snuli refleksji, gdyż nieuspokoili się wcale.Przeciwnie, z dwóch krańców sali grozili sobie nawzajem pięściami,przemawiając do swoich stronników. Nie powiem nawet, co myślę o tym orzeczeniu! wołał pan Forsyth stentoro-wym* głosem. Jest po prostu bezsensowne! Ten wyrok jest niedorzeczny! krzyczał równocześnie ze wszystkich sił pan Hu-delson. Twierdzić, że mój bolid nie spadnie! Wątpić o upadku mego bolidu! Spadnie tam, gdzie zapowiedziałem! Określiłem miejsce jego upadku! I skoro nie chcą mi wymierzyć sprawiedliwości. I skoro odmawia mi się wymiaru sprawiedliwości. Będę bronił mych praw aż do końca! Wyruszam dziś wieczór. Będę walczył w obronie moich praw do ostatniego tchu! Dziś jeszcze wyjeż-dżam. Do Japonii! zawył pan Forsyth. Do Patagonii! wrzasnął doktor Hudelson. Hura! odpowiedziały jednym głosem dwa przeciwne obozy.Gdy wszyscy wyszli z gmachu, tłum rozdzielił się na dwie grupy.Przyłączyli się do*Stentorowy głos silny, donośny; nazwa pochodzi od Stentora jednego z bohaterów Iliady Home-ra obdarzonego głosem o nadludzkiej sile.]95nich ciekawi, którzy nie dostali się na salę rozpraw.Podniósł się straszny rwetes, krzy-ki, wyzwania, grozby rozwścieczonej tłuszczy.I bez wątpienia doszłoby do rękoczy-nów, gdyż zwolennicy pana Hudelsona chcieli najwyrazniej zlinczować pana Forsy-tha, a stronnicy pana Forsytha marzyli o zlinczowaniu doktora, co zakończyłoby spra-wę w sposób iście amerykański, gdyby władze nie przedsięwzięły środków ostrożności.Liczni policjanci interweniowali równie celowo, jak energicznie, tak że rozdzielili wal-czących.Zaledwie rozłączono przeciwników, gniew ich, dość zresztą powierzchowny, opadł.Ponieważ jednak potrzebowali pretekstu, by robić jak najwięcej hałasu, poniechali krzy-ków skierowanych przeciw wodzowi partii, która nie znalazła ich uznania, wiwatowalinatomiast na cześć tego, pod którego sztandar się zaciągnęli. Niech żyje Dean Forsyth! Niech żyje Sydney Hudelson!Te okrzyki krzyżowały się ze sobą jak łoskot grzmotów.Wkrótce zlały się w jedenryk: Na dworzec! wyły obydwa stronnictwa nareszcie pogodzone.Tłum uformował zaraz dwa pochody, które przecięły na ukos plac Konstytucji,uwolniony już od balonu Waltera Vragga.Na czele jednego z pochodów paradował panDean Forsyth, a doktor Hudelson szedł na czele drugiego.Policjanci patrzyli na to obojętnie, gdyż niebezpieczeństwo zaburzeń zostało zaże-gnane.Nie było istotnie obawy zderzenia się dwu pochodów, z których jeden prowadziłtriumfalnie pana Forsytha na Dworzec Zachodni, pierwszy etap w drodze do San Fran-cisco i Japonii, a drugi eskortował nie mniej triumfalnie pana Hudelsona na DworzecWschodni, krańcową stację linii Whaston-Nowy Jork, stąd doktor miał wyruszyć stat-kiem do Patagonii.Okrzyki cichły z wolna, a wreszcie rozpłynęły się w oddali.Pan Proth, który stojąc w drzwiach swego mieszkania zabawiał się obserwowaniemhałaśliwego tłumu, pomyślał wówczas, że pora na obiad, i odwrócił się, by wejść downętrza domu.W tym momencie został zaczepiony przez dżentelmena i damę, którzy podeszli kuniemu okrążając plac. Jedno słówko, jeśli wolno, panie sędzio rzekł dżentelmen. Do usług, panie Stanfort odpowiedział uprzejmie pan Proth. Panie sędzio podjął Stanfort stanęliśmy przed panem dwa miesiące temu,by się pobrać. Było mi miło oświadczył pan Proth zawrzeć z państwem znajomość przytej okazji. Dziś, panie sędzio ciągnął Stanfort zjawiamy się przed panem, aby się roz-96wieść.Sędzia Proth, jako człowiek doświadczony, zrozumiał, że moment nie jest odpowied-ni dla podjęcia próby pojednania. Cieszę się i z tej okazji odnowienia z państwem znajomości rzekł nie tracąckontenansu.Dwoje interesantów skłoniło się. Może państwo zechcą wejść? zaproponował sędzia. Czy to konieczne? spytał pan Seth Stanfort, podobnie jak to uczynił przeddwoma miesiącami.I tak jak wtedy pan Proth odpowiedział z flegmą: Bynajmniej.Sędzia wyraznie szedł im na rękę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]