[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dziedziniec wpadła jednakkolejna grupa nieprzejednanych i Alexi na ich widokskinął ręką ku Strażnikom: może zechcą pozostaćjako warta na dziedzińcu?Z wylotów fontanny trysnęły języki ognia:życiodajna moc, z której mogła czerpać tylko Straż. Całe Ateny ożyły, by walczyć szepnęła zupojeniem Josephine. Mury odbijają jak wzwierciadle naszą moc i ją zwielokrotniają! Tak długo, dopóki ich podwaliny nie zwrócąsię przeciw nam ostrzegła Rebecca.Wskazałagestem południową stronę dziedzińca, gdzieznajdowało się wejście do żeńskiej sypialni.Martwybluszcz zaczął piąć się w górę schodami, a w ślad zanim ciepła czerwień piaskowca, jakim obłożone byłyzewnętrzne ściany, ustąpiła miejsca czerni: smolistawoda uderzała falą o podstawę ganku.Rebecca obejrzała się na salę balową i warkotwyrwał jej się z gardła.Wytworna i lśniąca, byłatrzymana z szacunkiem w zamknięciu, z wyjątkiemtamtego pamiętnego galowego wieczoru.Terazwszelakie rodzaje żałosnych kreatur zwisały zżyrandoli, przewracały meble i próbowały sprośnychpopisów na biustach słynnych filozofów, stojącychrzędem wzdłuż przyozdobionego złotem holu. Niech was wszystkich licho.To nasza salabalowa, a nie burdel! powiedziała tonemzarezerwowanym dla studentów, których złapano nałamaniu zasad.Na jego dzwięk nawet matkaprzełożona mogłaby się poczuć surowo skarcona.Rebecca otworzyła drzwi balkonowe i zaszarżowałapo lakierowanym parkiecie, recytując surowofragmenty współczesnego podręcznika dla dam natemat wspólnej własności.Twarze widm wykrzywiłgrymas przerażenia i konsternacji.W sali balowej pojawiła się kolejna grupaStrażników eleganccy Afrykańczycy.Recytowalipełne mocy maksymy, by zmącić umysłyawanturników i odwrócić ich uwagę od destrukcji.Ich jasnowidz wraz z uzdrowicielem starali siępowstrzymać parę poltergeistów od przewróceniawytwornej kanapy.Już raz się udał złośliwymduchom ten psikus, teraz jednak kryształowykandelabr sypnął na nich deszczem kryształków,przenikających na wskroś ich przejrzyste ciała.Przywódczynią Afrykańczyków była niezwyklepiękna kobieta okryta lekkim woalem, spod któregospływały jej na plecy długie pukle włosów.Ogieńmiała w oczach, nie w rękach; bez słowa, jedyniedumnym skinieniem głowy potwierdziwszywzajemne rozpoznanie, podjęli wraz z Aleximwyrafinowany taniec ruchów i gestów.Okazał sięniezwykle skuteczny: ich magia unieruchomiławszystkich awanturników razem i każdego z osobna.Zawodząc i zgrzytając zębami, zaczęli po koleiblednąc i znikać.Ich ciała filowały i gasły,rozpływały się w pasma dymu albo też pękały zlekkim błyskiem i odgłosem wybuchu.Oznaczało todla nich albo pokój, albo nieistnienie, sądziła Percy:moc Aten stworzyła im Sądny Dzień, i nie było jużdla nich innej szansy.Duchy także zdawały się topojmować, gdyż to do Percy kierowały swe ostatniesłowa, na ogół niezbyt pochlebne.Widząc, że pomieszczenie jest wystarczającochronione, Alexi i przywódczyni Afrykańczykówspojrzeli sobie w oczy i się uśmiechnęli.Kobietazwróciła się następnie ku Percy. Dziękuję powiedziała Percy w języku suahili. Cała przyjemność po naszej stronie odparła,uśmiechając się jeszcze szerzej.A potem gestemponagliła swą Straż, by szli naprzód.Przeniknęliprzez ściany i zniknęli w holu na parterze, skąd tylkouszu Percy dobiegały odgłosy odległej potyczki.Alexi skinął głową w stronę przyjaciół.Odpowiedzieli mu tym samym i cała grupaskierowała się ku potężnym drzwiom sali balowej.Zadrzwiami ich piękne Ateny przedstawiały obrazcałkowicie monochromatyczny: kurz i popiół grubopokrywały niegdyś lakierowane powierzchnie.Romańskie łuki zszarzały, kamienie były grubiejciosane, bardziej toporne.Rebecca pogładziła kamienne ściany. No, no, nie zawiedzcie nas, kochane. I wmozdzierzu zajaśniało zwalczające zarazę światło.Przechodząc pod łukowatym wejściem do sali,Percy wspomniała, jak nie tak dawno jeszcze zanadtobyła przerażona, by się na to odważyć.Ach, tamtazachwycająca noc akademickiego balu, wiara wsiebie, którą zaszczepiła w niej najlepszaprzyjaciółka. Marianna! wykrzyknęła.Zwróciła się dopozostałych Strażników, kierujących się do głównegofoyer, i zawołała: Nie wiem, gdzie jest Marianna!Aodhan powiedział, że ją przyniesie, ale odkądopuściłam Zwiat Szeptów, nie widziałam jej! Nie możemy ci pozwolić, żebyś poszła jejszukać stwierdził Alexi.Rebecca była milsza niż on.Na widok panikiPercy zacisnęła mocno dłoń na ramieniu dziewczyny,starając się przywrócić jej koncentrację. Czy masz jakieś pojęcie, gdzie oni ją trzymają?Czy możemy dostać się tam z Aten? Była w pomieszczeniu za progiem, przez któreweszłam, a wchodziłam ze świętej przestrzeni wpodziemiu.Z kaplicy.Czy są tam jakieś nowe drzwi? Zobaczę odparła. Nie powinniśmy iść tamwszyscy, a ty jesteś najważniejsza.Nagle dały się słyszeć jakieś złowrogie odgłosy.Z początku nieokreślone, po chwili stały sięwyrazniejsze i Percy rozpoznała: pies! Przegrupowałsię, naturalnie.Otworzyła usta, ale to Jane zawołała zprzestrachem: Alexi! Zajmijcie się tym. Rebecca ruchem rękiskierowała towarzyszy w stronę narastającegopomruku. A ja poszukam dziewczyny. Nie powinniśmy się rozdzielać! sprzeciwiłsię Alexi. Marianna Farelei jest studentką AkademiiAteńskiej.Nasi studenci to jedyne dzieci, jakiekiedykolwiek miałam.Idę, żeby przynieść ją dodomu, i nie chcę słyszeć na ten temat ani słowawięcej. Z tymi słowy Rebecca ruszyłazdecydowanie wzdłuż holu.Michael patrzył przezchwilę w ślad za oddalającą się towarzyszką, poczym biegiem rzucił się za nią.Alexi zaciął zęby. A więc, przyjaciele.Percy zacisnęła z determinacją pięści. Już raz pokazałam temu wstrętnemu psu, gdziejego miejsce.Zrobię to jeszcze raz.Pobiegli w stronę mrożących krew w żyłachdzwięków.Pomruk narastał w trudne dowytrzymania crescendo.W uczelnianej auli stanęlijak wryci.Aula była dwukrotnie większa niż dotąd, azamiast stropu wisiało nad nią pociemniałe, burzoweniebo.Krzesła znikły; w ich miejsce pojawiły się, jakw antycznym amfiteatrze, schodzące półkoliście wdół kamienne schody.Wszystko miało szarą barwęZwiata Szeptów.Stopnie schodziły ku kamiennej czarnejpłaszczyznie, na której coś się ruszało.Nie, to nie byłkamień, lecz lustro wody czarnej i bezdennej.Rzeka niedoli.Za nią trzepotała gruba, czerwona jakkrew kurtyna. Scena podziemnego świata. mruknął Alexi.Percy parsknęła nerwowo.Rozległo się szczeknięcie i zaraz ucichło.Tujednak było jego zródło.Straż londyńska przywarłado górnych kondygnacji schodów.Inni Strażnicyposzli w jej ślady.Cisza nie wróżyła dobrze.Percy nie była wstanie przełknąć śliny ze strachu.I nagle, zupełnienieoczekiwanie, kurtyna się rozdarła i rozproszonyuprzednio piekielny pies rzucił się naprzód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]