[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- %7łyję - powiedziała, klepiąc Granta po dłoni.- Aadna piosenka.Wyglądała zdrowo.Skórę miała zaróżowioną, oczy jasne.Wydawało mi się, że jej włosy są trochę mniejsiwe; a niektóre zmarszczki nawet się wygładziły.- Co zrobiłeś? - spytałam Granta.- Przywróciłem jej to, co zostało zabrane.Z małym dodatkiem.- Potarł twarz.- Niewiele brakowało.Niewiele.Wyglądał na zmęczonego.Usiadłam, rozmyślając intensywnie o tym, co zobaczyłam, usłyszałami co sobie przypomniałam.Składałam wszystko razem.Miałam różne pytania, ale prócz jednego wszystkie inne mogły poczekać.- Mary - powiedziałam.- Gdzie jest Byron?Policja była wszędzie.Odniosłam wrażenie, że szukają Granta, gdyż miałam przeczucie, że to on jestwłaścicielem tego miejsca.Został jednak ze mną, gdy schodziliśmy do sutereny.Mary poszła z nami,przebrawszy się w jakieś moje ciuchy.Spodnie wyglądały na niej dziwnie.Podobnie jak długie rękawy.Skłoniłam ją do zostawienia noży rzez-nickich w kuchni.Nikt nas nie zauważył.Zerkając przez okna, można było się przekonać, że policja wciąż trzyma wszystkichna zewnątrz budynku.Słyszałam jednak głosy rozchodzące się echem po zadymionych korytarzach,wypowiadające takie słowa jak  podpalenie" oraz  integracja strukturalna".W suterenie nie śmierdziało dymem, a powietrze było zimne i wilgotne.Wiele lat wcześniej magazyny, wktórych teraz mieścił się Coop, należały do fabryki mebli.Część dawnego wyposażenia wciąż tkwiła wciemnych podziemiach - masywnych żelaznych konstrukcjach, których przeznaczenia nie potrafiłamodgadnąć, chociaż chłopcy lubili czasami schodzić na dół i wspinać się po nich.Dobra rozrywka podczaspolowania na szczury.W czasie ostatniej wyprawy mieli na sobie kapelusze safari i trzymali maczety.Zjedlijedno i drugie, razem ze szczurami.W suterenie było tylko kilka lamp i żadna z nich nie została włączona.Zostawiłam to tak.Widziałamświatło dobiegające z pokoju Mary, przenikające przez szparę pod zamkniętymi drzwiami, kładące się ścieżkąna betonowej podłodze.Nasze kroki oraz stukot laski Granta odbijały się głośnym echem.Nie słyszałamnikogo innego, tylko nas.Mary zaczęła nucić Oh, What a Beautiful Morning i obróciła się na palcach jak tancerka.Nie byłam w pokoju Mary od tygodni.Niewiele się w nim zmieniło.Przy ścianach stały regały pełnedrewnianych płaskich pojemników, w których rosły gęsto młode sadzonki marihuany, oświetlone lampamisłonecznymi.Podczas mojej ostatniej wizyty chłopcy zjedli rośliny i cały sprzęt.A więc te musiały być inne.Ale byliśmy tutaj i rośliny też.Miałam tylko nadzieję, że policja, szukając kogoś, nie zejdzie do sutereny.Byron leżał w kącie na polowym łóżku, przykryty cienkim kocem, z pięćdziesięcioma chyba motkamiwłóczki w jaskrawych kolorach.Siedział przy nim zombi, trzymający broń.Rex.Przez ułamek sekundy nie rozpoznawałam go, ale potem pamięć mi wróciła.Zatrzymałam się przydrzwiach, podczas gdy inni weszli do środka i przyglądali się tej piorunującej aurze.Stary pasożyt.Najstarszy,jakiego widziałam od pewnego czasu, włączając w to poranne starcie w barze Killy.Ciemna chmura jego auryunosiła się nad twarzą pokrytą zmarszczkami oraz innymi oznakami starzenia się i stresu.%7ływiciel Reksa miałciężkie życie, zanim został opętany.To jednak nie wyjaśniało, czemu tolerowałam obecność tego demonicznego pasożyta ani też dlaczegowydawało się to naturalne i zupełnie właściwe.Nawrócenie.To słowo przyszło mi do głowy.Przemiana.Rzuciłam ostre spojrzenie na Granta.Demony.Grant potrafi nawracać demony.Zmienić ich.Zamknęłam oczy, zadowolona, że mogę oprzeć się o framugę drzwi.Odszukałam swoje wspomnienia oReksie oraz innych zombi mieszkających w Coop.O opętanych mężczyznach i kobietach, którzy przychodzili iodchodzili, ale często też zostawali.W mojej obecności zawsze czuli się nieswojo, gotowi jednak podjąć ryzyko.Jako że byli.byli.Nawróceni.Przełamali się, by stać się kim innym.Karmili się nie bólem, lecz.Otworzyłam oczy.Rex gapił się na mnie.Podobnie jak u Granta, w jego oczach dostrzegłam tylkowspółczucie.Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem ktoś patrzył na mnie z taką akceptacją,jakby wszystko było w porządku: ja sama, to, kim jestem i co robię.36 Pewnie dręczył mnie z samej tylko czystej przekory.Powinien mnie przerazić, ponieważ był dziwnymmężczyzną, a ja dziwną kobietą i łączyła nas jakaś bardzo osobliwa historia, której nie pamiętałam ani nierozumiałam.Ale pominęłam to.Miałam większe problemy.I podobało mi się to, jak na mnie patrzył.Wskazałam głową na broń w ręku Reksa.- Spodziewasz się kłopotów?- Jedynie ciebie - odparł, rozbłyskując aurą.- Nie podoba mi się wyraz twoich oczu.Mam wrażenie, żepowinienem szykować się do ucieczki.- Może i powinieneś.Odejdz od tego chłopaka.- Odsunęłam się od framugi i podeszłam do łóżka.Rexwstał i zszedł mi z drogi.Zignorowałam go.Byron miał oczy zamknięte, oddychał miarowo.Dotknęłam jegoskroni.Był ciepły, a jego skóra nabrała lepszej barwy.Miałam ochotę go obudzić i zmusiłam się, by cofnąć się o krok.- Co to?- Tęcze - odparła Mary, pociągając za kawałek fioletowej włóczki.Rex przewrócił oczami i wsunął broń za pasek dżinsów.- Ona stwierdziła, że szykują się kłopoty i kazała mi przenieść chłopaka tutaj, na dół.Powiedziała, że mamstać na straży, a ona pójdzie zarżnąć jakiegoś sukinsyna.Grant przyjrzał się chłopcu, ściągając brwi.- Wybuchł pożar - rzekł z roztargnieniem.- Spaliło się całe drugie skrzydło.Rex wybałuszył oczy.Mary oderwała listek z łodygi marihuany i wepchnęła sobie do ust.- Sforsowane wrota - mruknęła Mary, mocno przeżuwając.- Labirynt płonie, kiedy się go rozedrze.Labirynt.To zawsze sprowadza się do tego miejsca.Do tej drogi.Demony nie pochodziły z ziemi.Tak naprawdę nie były nawet demonami - w każdym razie w sensiebiblijnym.To tylko nazwa na określenie stworzeń polujących na ludzi i żywiących się nimi.Zombi, którychścigałam, też nie przypominali tych z filmów.Byli to po prostu opętani ludzie, marionetki.Nazwamiposługiwano się tylko dla wygody.Demony, takie jak awatarowie - i ludzie - podróżowali na ziemię przez sieć międzywymiarowych tras.Przez skrzyżowania między tym miejscem a tamtym, poza przestrzenią lub czasem bądz czymkolwiek, copotrafiłabym pojąć.Podróże mogły się odbywać tylko dzięki temu, że istniał Labirynt, owa kwantowa róża,splątana sieć dróg między niezliczonymi światami.Ziemia była jednym z nich.Pomyślałam o martwym człowieku leżącym przed drzwiami do pokoju Byrona.- Twierdzisz, że ona wyszła z Labiryntu wewnątrz Coopa?- Ona przychodzi wraz z potrzebą, a potrzeby stwarzają bramy.- Mary postukała się w pierś i wskazała nachłopaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •