[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojawiły się majaki utworzone na podobieństwo Mundańczyków.Słaniały się na nogach, zasłaniając usta, aż w końcu w konwulsjach padały na ziemię.Imbri spodobało się to całe przedstawienie.Zarżała radośnie z podziwu.Nieprzypuszczała, iż Królowa posiada aż takie zdolności. Sama bym była przestraszona, gdybym się tam gdzieś znalazła  pomyślała.Słyszała, jak ktoś kaszle, jakby rzeczywiście wdychał duszący gaz.Jeśli iluzja robiła takie wrażenie na tych, co ją tylko oglądali z daleka wiedząc, że towszystko jedynie twory wyobrazni, to jak musiała działać na przesądnych i zabobonnychMundańczyków, którzy byli tuż, tuż! Może udałoby się po prostu zmieść armię wroga bezżadnej realnej walki?Fenicjanie zawrócili.Obawiali się, że żółtawy dym otruje całą ich armię.Teraz dowodziłnimi Jezdziec.Jechał na czele na karym koniu, który jakimś dziwnym sposobem mu nieuciekł.Imbri przestraszyła się.Znaczyło to bowiem, że był z żołnierzami, a nie gdzieśniedaleko Zamku Roogna.W tej chwili nie czaił się w pobliżu. Jak mógł tak szybko przebyć tę drogę?  głośno zapytała klacz. Musiał posłużyć sięjakimś magicznym wehikułem czy latającym dywanem, lub jakimś zdrajcą z Xanth, który mupomógł, kimś, kto potrafił sprawić, by unosił się w powietrzu i frunął.Jednak chyba jest toprawie niemożliwe!Zagadka robiła się coraz trudniejsza do rozwikłania!Nagle Jezdziec krzyknął na swe oddziały i pogalopował prosto w żółtawą mgłę.Nic musię nie stało.%7łołnierze pobiegli za nim.Oczywiście też nic im nie było.Wykryli prawdę!Od tej chwili nie zwracali już uwagi na wspaniałe twory wyobrazni Króla Iris.Maszerowali na południe, ku Wielkiej Rozpadlinie, i wydawało się, że już nic nie jest wstanie ich zatrzymać.Imbri jednak wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Muszę wykorzystać inne rodzaje ułudy  powiedziała smutno Królowa.Póznym popołudniem fenicka armia dotarła w pobliże Rozpadliny.Przebyła tę odległość w rekordowo szybkim czasie.Nikt i nic im już nie przeszkodziło, a Jezdziec doskonale znałdrogę.Jednak Królowa sprawiła, że widzieli Rozpadlinę dalej niż była w rzeczywistości.Wysłała też stado deszczonośnych łań.Przybyły nad prawdziwą Rozpadlinę, zalewającokolicę strugami deszczu.Iluzja działała w obie strony.Pojawiło się coś, co nie istniało, acoś, co istniało, znikło.Ten manewr przyniósł nadspodziewany efekt.Na niebie rozbłysłybłyskawice, biły pioruny.Iris była artystką jedyną w swoim rodzaju.Można było nie wierzyćw burzę, lecz nie można było nie zauważyć wzbierającej wody, która zalewała wszystkodokoła przeobrażając się w prawdziwy potop, wody, w której odbijały się nawet promienieświatła.Mundańczycy zmordowani wydarzeniami tego dnia ruszyli na nie istniejące łanie; weszliwprost w wyimaginowaną burzę, na nie istniejącą ziemię i.spadli prosto na dnonajprawdziwszej w świecie Wielkiej Rozpadliny.Jezdziec, co zresztą w tym miejscu byłozupełnie normalne, zupełnie zapomniał o jej istnieniu, zaś Fenicjanie nigdy przedtem o niejnie słyszeli.Natychmiast zatrzymał resztę wojsk, lecz stracił następnych trzydziestu ludzi.Było ichteraz mniej niż stu pięćdziesięciu, a ci, co zostali, psioczyli i narzekali.Zciągnął wodze.Zatrzymał konia na brzegu Rozpadliny i potrząsnął pięścią.Na ręce błysnęła mosiężnaobręcz.W głębi duszy Imbri była szczęśliwa, że nie złapał Białego Konia.Tego musiał wziąć odjakiegoś oficera niższej rangi.Czy mógłby dojechać do Zamku Roogna i wrócić w czasiejednej nocy? Wydawało się to niemożliwe.Koń nie był zmęczony.Lecz jeszcze niedawnoMundańczycy mieli więcej koni.Spłoszyły je dopiero magiczne wizje Królowej, a więc mógłużyć innych do tego celu.Z drugiej strony najlepsze drogi dla kopytnych stworzeń nie byływcale najkrótszymi drogami do celu.A już na pewno nie były najbezpieczniejsze.Na skrótymógł iść tylko człowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •