[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wszystko staje się oczywiste.- Wychyliłsię do przodu, stawiając stopy na podpórkach stołka barowego, po obu stronach jej nogi, izdecydowanym, jakby mimowolnym ruchem położył rękę na jej udzie.- Wezmy na przykładsfabrykowany list samobójcy.Mąż wiedział, że żona go zdradza, i postanowił ją zabić, bo sięwkurzył, a może jego ślubna miała wysoką polisę ubezpieczeniową.Tak więc którejś nocy,kiedy zapewnił sobie solidne alibi, zakradł się do domu, zmusił ją do napisania listupożegnalnego, a potem odstrzelił jej głowę z rodzinnej strzelby.- Pięknie.Lance się uśmiechnął.- Znów wyszedł, a potem wrócił do domu, przekonany, że ma niezbite alibi,  odnalazł ciało żony i wezwał policję.Policja była przekonana, że ma do czynienia z listemsamobójczyni, dopóki treść listu nie trafiła do FBI.I to jest właśnie najfajniejsze - rzekł,kiwając głową.- Nie znalezli żadnych tkanek, włókien czy odcisków mogących łączyć męża zesprawą.Charakter pisma był jej, to oczywiste.Nie mieli na niego nic, poza.językiem, jakizostał użyty do napisania listu.- Językiem? - Rose to zaintrygowało.- To znaczy?- To nie był język samobójców.- Hm?- Cóż - dodał - język wydawał się aż za bardzo wskazywać na depresję, aby mógł byćprawdziwy.- Za bardzo? - Rose pokręciła głową.- Ona rzekomo strzeliła sobie w głowę.To chybaoczywiste, że w jej pożegnalnym liście musiała pojawić się depresja.- No nie, widzisz, to pospolity błąd.Większość ludzi uważa, że osoba, która zamierzaodebrać sobie życie, jest skrajnie przygnębiona.Ale to nieprawda, bo ten człowiek właśnieznalazł sposób na poradzenie sobie z problemem.Widzisz? Znalazł rozwiązanie, więc terazjuż wszystko gra, wszystko jest w porządku.wiem, jak się z tym uporać.- A rozwiązaniem jest samobójstwo?- Otóż to.Tak więc, kiedy samobójcy piszą swoje listy, są one pełne pozytywów,optymistyczne, wręcz szczęśliwe.- Uśmiechnął się niemal triumfalnie.- Takie są prawdziwelisty pożegnalne.A tamten facet zmusił żonę, by napisała list ponury, smętny, w rodzaju:nienawidzę tego świata, więc zamierzam ze sobą skończyć i w ogóle.- Zaśmiał się.- Gośćbył kompletnym idiotą.I dlatego federalni go dopadli.Spojrzała na niego i nagle coś zaświtało jej w głowie.- Chcesz powiedzieć, że wystarczy, abyś spojrzał na fragment czyjegoś pisma ipotrafiłbyś stwierdzić, czy osoba, która to napisała, kłamie czy nie?- Jasne.Jak powiedziałem, lingwistyka sądowa to przyszłość.- Upił kolejny łyk iciężko odstawił butelkę na blat.- Widzisz, ktoś, kto kłamie, wykorzystuje jedną z dwóch lubtrzech strategii oszustwa.Sęk w tym, aby zorientować się, jakiej strategii używa.To możnaokreślić na podstawie stosunku przymiotników do rzeczowników i takich tam.To proste,kiedy wiesz, jak to działa.- W porządku - rzekła, sięgając do torebki.Wyjęła teczkę, przerzuciła parę stron,wybrała jedną i mu podała.- Mógłbyś na to spojrzeć?Popatrzył z rozbawieniem na podsuniętą kartkę. - Teraz? Tutaj?Rose rozejrzała się dokoła.W barze tego wieczoru, o tak wczesnej porze było w miaręspokojnie.Domyślała się, że w takich niedużych miejscowościach to był zapewne standard.- Owszem, czemu nie?Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.- W sumie czemu nie, mogę rzucić na to okiem.- Podała mu kartkę, a on, ujrzawszy,co na niej widnieje, nieznacznie przymrużył powieki.- Co to jest?- To transkrypcja z dziennika, nad którym pracuję.Chciałabym wiedzieć, czy autorpisał o tym, co faktycznie zobaczył, czy - spojrzała na niego - wszystko zwyczajnie zmyślił.Lance pokiwał głową.- Tylko ta strona, tak?- Jeśli dasz radę? - rzekła, uśmiechając się słodko.- Dobra.powinno mi to zająć jakieś pięć minut.- W porządku, a ja tymczasem zamówię dla nas po jeszcze jednym piwie.Poprosił barmana o długopis.- Potrzebuję odrobiny spokoju.Będę tam - rzekł, wskazując kącik z dala od kontuaru iwiszącego nad nim hałaśliwego telewizora.Patrzyła, jak odchodzi i zaczyna badać słowa,podkreślając niektóre z nich długopisem.Gdy tak go obserwowała, poczuła wyrzuty sumienia.Ten dzieciak najwyrazniejspodziewał się, że ją dziś zaliczy, ale Rose już ponad godzinę temu stwierdziła, że to byłbybłąd.On chciał tylko móc zaznaczyć kolejny karb u wezgłowia swego łóżka, to wszystko.Zaczęła obmyślać strategię dyskretnego wycofania się, kiedy zmienił temat z życiastudenckiego na dyskusję o lingwistyce.To wzbudziło jej zainteresowanie.Podeszła do baru i zgodnie z obietnicą zamówiła jeszcze dwa piwa.Skierowała wzrokna ekran telewizora za barem.Akurat trafiła na Report Card, satyryczny programinformacyjny, w którym dwóch mało znanych komików komentowało bieżące wydarzenia.-.to było chyba najbardziej zaskakujące oświadczenie tego tygodnia.WilliamShepherd, niezależny mormoński kandydat z Utah, postanowił przerwać na pewien czasswoją kampanię, by omówić z Bogiem dalszą strategię swego zespołu.Rozległ się śmiech, z playbacku, jak stwierdziła Rose.- To ciekawe, Steve.Wygląda na to, że Shepherd zrobił sobie przerwę pomiędzyrundami, jak Rocky Balboa, żeby wysłuchać poleceń trenera.Na ekranie pojawił się narożnik ringowy, a w nim jeden z komików ucharakteryzowany na mocno już poobijanego i posiniaczonego Rocky ego.Staranniewymodelowana siwa peruka na głowie i Biblia pod pachą sugerowały, że udawał Shepherda.W narożniku pojawił się też drugi komik z dolepioną, sztuczną, siwą brodą, grubymi,sztucznymi brwiami i w wełnianej, tandetnej czapeczce.Zaczął energicznie rozmasowywaćramiona  Shepherda.- Musisz wrócić do walki, Sheppy! - warknął z charakterystycznym, zadziornymakcentem z Filadelfii.- Te wielkie tłuki padną jak ścięci, jeżeli trafisz ich prosto w pysk.- No nie wiem, Boże - wysapał Sheppy - oni mnie wykończą.Bóg podsunął Sheppy emu spluwaczkę, a ten splunął do niej.- Musisz lać ich tam, gdzie boli najmocniej.Rozumiesz, Sheppy? Walić tam, gdzienajbardziej boli.- Czyli gdzie?Bóg wzruszył ramionami.- Nie wiem, do diabła.Rusz głową, durniu.Po to dałem ludziom mózgi, żeby z nichkorzystali.- Rozległ się gong i Sheppy zniknął z ekranu.Bóg patrzył i krzywił się na dzwiękwyjątkowo zażartej wymiany ciosów.Kolejny gong i Shepherd kulejąc, wrócił do narożnikajeszcze bardziej posiniaczony i poobijany.- To naprawdę wielcy skurwiele, Boże.Niezle mi dokopują.Bóg przez chwilę drapał się po brodzie.- Szlag by to.Chcesz, żebym do ciebie dołączył?Sheppy pokręcił głową.- Muszę trochę odpocząć.Rozległ się gong, a Bóg wszedł między liny.- %7łycz mi powodzenia.Spoza kadru przez kilka sekund słychać było dzwięki energicznej wymiany ciosów, ażnagle ekran wypełnił oślepiający błysk, a po nim rozdzierający grzmot [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •