[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i w niego.Przez cały czas dręczył się myślą,że może ci dwoje stanowią parę, że może Lionel w wieku trzydziestu jeden lat, osiągnąwszyhrabiowski tytuł, zaczął się rozglądać za żoną.Czy mógłby wybrać kogoś bardziej uroczego niżSamantha Newman?Pół godziny ciągnęło się bezlitośnie.Przez cały ten czas markiz Carew przeżywał katusze.Kiedy muzyka ucichła, zobaczył, że Lionel odprowadza pannę Newman do grupki młodych ludzi.Markiz poznał wśród nich jedynie lorda Francisa Knellera, którego spotkał kilka razy w Chalcote.Był to przyjaciel hrabiego Thornhill, sympatyczny, choć nieco fircykowaty.Lionel skłonił się naddłonią Samanthy i odszedł.Może wcale nie jest tak zle, jak mu się zdawało.Może są tylko znajomymi, którzyzatańczyli razem jeden taniec.Przecież to bal.Nie miał jednak ochoty zostać dłużej.Nie chciał przyglądać się, jak panna Newman tańczy zinnymi dżentelmenami.Nie chciał, żeby go zobaczyła.Rozejrzał się za swoimi przyjaciółmi, aleobaj byli bardzo zajęci.Książę Bridgwater konwersował w drugim końcu sali z Muirem, któregocórka kręciła się w pobliżu.Postanowił opuścić bal bez przyjaciół.Mógł iść do domu piechotą.Niemiał daleko.Jednak gdy doszedł do drzwi, nie mógł oprzeć się pokusie i jeszcze raz spojrzał za siebie.Panna Newman nie stała już w grupce młodych ludzi.Dość mozolnie przeciskała się ku wyjściu, rozdzielając po drodze uśmiechy i wymieniając uprzejmości ze znajomymi, których mijała.Zbliżałasię w jego stronę, choć nie sądził, by go zauważyła.Cofnął się o kilka kroków, tak że opuścił salę balową i znalazł się na podeście, przyschodach.Miał zamiar odwrócić się i zrejterować, zanim panna Newman stanie na progu i godostrzeże, zamiast tego jednak się zatrzymał.Uznał, że nie zaszkodzi, jeśli osobiście ją przywita iodbierze jeszcze jeden przeznaczony dla siebie uśmiech.Ostatni raz.Postanowił nazajutrzwyruszyć z powrotem do Yorkshire.Za nic nie powinien był stamtąd wyjeżdżać.Odczekał chwilę.Panna Newman wyszła z sali w wyraznym pośpiechu.Wyglądała na niecooszołomioną, być może tańcem i tłumem.Nie widziała go, choć dzieliły ich już tylko jakieś dwametry.Zaszedł jej drogę.Przez chwilę myślał, że go ominie, nie poświęciwszy mu nawetspojrzenia, ale jednak spojrzała.I stanęła jak wryta.Wyraz absolutnego zachwytu, który rozjaśniłjej twarz, sprawił, że Hartleya przestało obchodzić wszystko inne.- Pan Wade! - Jej głos był pełen zdziwienia, lecz jednocześnie promieniował ciepłem.- Jakwspaniale, że pana widzę.Jestem bardzo szczęśliwa z tego spotkania.- Wyciągnęła do niego obieręce.Ujął je; zauważył przy tym, że nie wzdrygnęła się, poczuwszy dotyk jego prawej ręki wjedwabnej rękawiczce.Uświadomił sobie, że głupio szczerzy zęby w uśmiechu.- Dobry wieczór, panno Newman - powiedział.Nie wierzyła własnym oczom.Co on tu robi? Czyżby znał kogoś, kto jakoś załatwił muzaproszenie? Był elegancko, choć niemodnie ubrany w brąz, przymglone złoto i biel.Nie miałojednak dla niej znaczenia, w jaki sposób zdarzył się ten cud.Ważne, że się zdarzył.Gdyby chciała,żeby ktoś czekał na nią za drzwiami sali balowej, byłby to właśnie pan Wade.Nie zatrzymała sięjednak nad tą myślą.- Co pan tu robi? - spytała, lecz nie czekała na odpowiedz.- Nawet mi się nie śniło.Jestpan ostatnią osobą.Ależ cudownie.Taka jestem szczęśliwa, że pana znowu widzę.Była bardzo rozstrojona spotkaniem Lionela.Wszystkie tłumione uczucia wydarły się z niejz wielką siłą, przechodząc w radość z powodu ujrzenia najdroższego przyjaciela, którego niespodziewała się nigdy więcej zobaczyć.W dodatku stało się to w chwili, gdy najbardziej gopotrzebowała.- Tu jest okropnie gorąco, duszno i tłoczno - powiedziała.- Wyjdzie pan ze mną na chwilę?Pospacerujemy trochę.- Nigdy jeszcze nie miała takiej potrzeby uwolnienia się od dobregotowarzystwa.- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział, podsuwając jej lewe ramię.Jednocześnieobdarzył ją dobrze znanym spojrzeniem roześmianych oczu i Samantha poczuła, jak ogarnia jąciepło. Uświadomiła sobie, że choć w Highmoor przeszli razem wiele kilometrów, pierwszy razprzyjęła ramię pana Wade'a.Jego chromanie i powolny chód rzucały jej się w oczy dużo bardziejniż na wsi.Do drzwi ogrodowych musieli zejść ze schodów.Pan Wade wspierał się o poręczschodów zewnętrzną częścią nadgarstka prawej ręki.Zwracał uwagę.Ludzie zerkali za nim ukradkiem i zaraz odwracali wzrok.Kilkudżentelmenów skinęło mu głowami.Samantha spostrzegła, że jeden z nich zaraz potem zaczął cośszeptać żonie do ucha.Wspierała się na jego lewym ramieniu.Położyła na nim również lewą dłoń, przejętaniezwykle życzliwym, opiekuńczym uczuciem wobec pana Wade'a.W oczach towarzystwa mógłbyć nikim, ludzie mogli uważać, że to nie jego miejsce, ale dla niej był najdroższym przyjacielem.Niechby tylko ktoś spróbował coś mu powiedzieć.Oj, miałby z nią do czynienia.Z okazji balu w ogrodzie rozwieszono na drzewach kolorowe latarnie.Także na tarasiepaliły się lampiony.Ogród nie był duży, ale bardzo zręcznie urządzony, tak że wyglądał na większyniż w rzeczywistości i łudząco ustronny.Samancie trudno było uwierzyć, że są w środkunajwiększego i najbardziej ruchliwego miasta w Anglii, a z tego, co wiedziała, również na świecie.Nawiedzona nagłą myślą roześmiała się.- Czy przypadkiem ten ogród też pan projektował? - spytała.- Owszem - przyznał i również się roześmiał.- Aadne parę lat temu, to był jeden z moichpierwszych projektów.Robiłem te plany dla starego pana barona, ojca obecnej głowy roduRochesterów.Skończył je urzeczywistniać tuż przed śmiercią.Samantha znów się roześmiała.- Powinnam była od początku wiedzieć - oświadczyła.- To stąd ma pan zaproszenie.Ale niewspominał mi pan o zamiarze podróży do Londynu.Brzydko! Czyżby miał pan nadzieję, że go niespotkam i nigdy się nie dowiem? A ja myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.Mówiła to lekkim tonem, ale na sercu czuła wielki ciężar, bała się bowiem, że zgadła.- Och, dopiero niedawno się dowiedziałem, że mam przyjechać - wyjaśnił.- I miałemszczerą nadzieję, że panią spotkam.Dziś przyszedłem na bal specjalnie, żeby powiedzieć pani dobry wieczór" i sprawdzić, czy jeszcze mnie pani pamięta.- Naprawdę? - Dziwnie poruszyło ją to, że pan Wade oderwał się od swoich zajęć wLondynie, jakiekolwiek były, tylko po to, żeby ją pozdrowić.A przecież nawet jeśli projektował tenogród, to zatrudnił go nieżyjący już baron.Z pewnością pan Wade musiał sobie zadać wiele trudu,żeby zdobyć zaproszenie na bal [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •