[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bullywug się nie zatrzymał.Kaerion uderzył kilka razy w jego odsłonięty bok, ale ohydna bestia nawet nie zwolniła.Jeszczedwukrotnie zdołała dosięgnąć go toporem, przebijając się przez magiczną osłonę.Kaerion czuł, żeczar Phathasa zaczyna słabnąć.Wyczerpany i raniony nie zauważył wystającego nad ziemię korzenia.Potknął się i upadł.Jegoprzeciwnik uniósł wysoko zakrwawiony topór i wydał z siebie ryk czystej nienawiści.Kilka strzałwbiło się w jego pierś, ale bez żadnego widocznego efektu.Kaerion zobaczył spadające ostrze irzucił się w lewo, ale nie poczuł bólu trafienia.Spojrzał na swojego przeciwnika i zobaczył błękitną poświatę sterczącego z gardła bullywugamiecza Majandry.Stwór wyglądał na równie zaskoczonego jak on - jego długi, napuchły językzwisł z kąta obrzydliwego pyska.Bardka wyrwała ostrze, a bullywug runął martwy do przodu.Kaerion z niechętnym podziwem zauważył, że potwór nawet po śmierci nie wypuścił broni z łap.Widząc śmierć swojego bohatera, pozostałe bullywugi wrzasnęły rozpaczliwie i wycofały się zobozu.Ich płazie postacie rozmyły się w cieniach bagna.Kaerion usłyszał strudzone, ciężkieoddechy obrońców i jęki rannych.Przyjął wyciągniętą dłoń Majandry i wstał, a potem oboje ruszylina środek obozowiska.Landra wysłała już kilku swoich najemników, by zajęli się zabitymi i rannymi, w tym Vaxorem,który przykuśtykał do grupki otaczającej Phathasa.Ale uwagę wszystkich przykuła ponura twarzGerwytha, który wyłonił się z ciemności, trzymając coś w rękach.- Mamy problem - powiedział elf, wskazując skinieniem głowy niesiony bogato zdobiony miecz.- Co znowu? - warknął Kaerion, który nie był w nastroju do kolejnych niespodzianek.- Porwali Bredetha - odparł tropiciel.W jego głosie słychać było gniew i gorycz.Pozostali zareagowali na to oświadczenie osłupiałą ciszą.Dookoła nich nocna mgła wyciągałaswe cuchnące macki.- Idz do dziewięciu piekieł razem ze swoimi przeklętymi stworami! - wycedził przez opuchniętewargi arogancki szlachcic.Durgoth Shem uśmiechnął się okrutnie, widząc, jak trzymany przez bullywugi Nyrondczyk słabosię szamocze.Kapłan zbliżył się do więznia i przesunął wierzchem dłoni po jego posiniaczonejtwarzy - dość mocno, by wywołać mimowolny syk bólu.Wpadł w szał, kiedy Braggsh i zgraja jego pobratymców wpadli do obozu, wrzeszcząc i sycząc oklęsce, którą ponieśli z rąk szlachciców.Durgoth był już na najlepszej drodze do wypatroszenia ichwszystkich, kiedy dostrzegł jakiegoś człowieka wleczonego przez dwa bullywugi.Nie wszystkobyło stracone.Teraz, kiedy wydobywał z jeńca informacje, w jego głowie wirowały i układały sięnajrozmaitsze plany.- Chłopcze - powiedział w końcu, każdym słowem podkreślając swoją pogardę dla arogancjitego drania - kiedy skończę z tym światem, dziewięć piekieł będzie ci się wydawało osobistymrajem Beory.Wojownik wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Wielkie słowa - powiedział - jak na kogoś, kto potrzebuje gadających żab do brudnej roboty.- Głupcze! - krzyknął Durgoth, natychmiast żałując, że dał się ponieść emocjom.- Ośmielasz sięze mnie drwić, ze mnie, niosącego wolę Tharizduna? - ciągnął spokojniejszym już tonem.- Za toosobiście cisnę cię Mrocznemu na pożarcie.kiedy spełnisz już swoje zadanie.- To dla twojego żałosnego bożka - powiedział jeniec i splunął krwawą śliną w twarzmrocznego kapłana.Durgoth odskoczył z wściekłością, pospiesznie wycierając czoło.Co za bezczelność! Czującwzbierający gniew, zamierzył się pięścią i zobaczył, że pojmany szlachcic wzdryga się woczekiwaniu na cios.Twarz kapłana wolno wykrzywiła się w uśmiechu, a on sam wstrzymał rękę.- Przyjdzie czas - powiedział do patrzącego na niego ponuro jeńca - że przypomnisz sobie mojąpięść, a twoje cierpienie będzie tak wielkie, że będziesz gotów oddać duszę, by poczuć jej ciężar natwarzy, zamiast męczyć się choć chwilę dłużej.Kiedy do tego dojdzie, chcę, żebyś pamiętał, żewinne temu jest twoje bluznierstwo.- Pozwól mi spędzić trochę czasu z tym chłopakiem, Durgocie - odezwał się jakiś ochrypły głosz tyłu.- Jestem pewna, że uda mi się.rozwiązać mu język i skłonić go do współpracy.Kapłan odwrócił się i skinął Sydrze głową.Czarodziejka opierała się leniwie o pochyłe bagiennedrzewo.Włosy związała na karku srebrną tasiemką odbijającą promienie wschodzącego słońca.- Za kilka chwil będziesz miała swoją szansę, moja droga - odparł Durgoth.- Nie rozumiem, po co tracić na to czas - wtrącił się Eltanel.- To oczywiste, że szlachciceprzyjdą mu na ratunek.Dlaczego nie zastawimy na nich pułapki i wszystkich nie pozabijamy?Durgoth milczał przez chwilę, przyglądając się uważnie obojgu członkom gildii.To, co poporażce w Rel Mord zaczęło się jako zwykła rywalizacja, teraz przekształciło się w jawną niechęć.Kapłana to cieszyło.Kiedy złodzieje tracili energię na zwalczanie się wzajemnie, mieli mniej czasu,by spiskować przeciwko niemu.- Zapominasz, mój przyjacielu - powiedział tonem nie pozostawiającym Eltanelowi żadnychwątpliwości, że uważa go za kogoś zupełnie przeciwnego - że potrzebuję tych głupców do przejściapułapek grobowca.Potem się ich pozbędziemy.Eltanel, najwyrazniej rozzłoszczony publicznym upokorzeniem, nie dał za wygraną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]