[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec biskupa zChlons był bednarzem: tak jak i mój.Jednego dnia podczas lekcji dogmatyki ksiądz Pirard kazał zawołać Juliana.Nieborak cie-szył się, że wyrwie się na chwilę z moralnej i fizycznej atmosfery otoczenia.Julian spotkał u rektora to samo przyjęcie, które go tak zmroziło w dzień przybycia. Wytłumacz mi tę kartkę rzekł patrząc nań strasznym wzrokiem.Julian przeczytał:Amanda Binet, w kawiarni Pod %7łyrafą , przed ósmą.Powiedzieć, że przybywasz z Genlisi jesteś kuzynem mojej matki.Julian zrozumiał cały ogrom niebezpieczeństwa: policja księdza Castande wykradła muten adres. W dniu, w którym przybyłem tutaj rzekł patrząc na czoło księdza Pirard, nie mógł bo-wiem znieść jego straszliwych oczu drżałem cały; ksiądz Chlan uprzedził mnie, że roi siętu od donosicielstwa i dokuczliwości, i że uczniów zachęca się do szpiegowania i denuncjacji.Niebo tak chce, aby ukazać młodym księżom życie takim, jak jest, i wszczepić im odrazę doświata i jego pokus. Ty mi będziesz tu plótł frazesy! krzyknął ksiądz Pirard wściekły. Ladaco! W Verrires ciągnął spokojnie Julian bracia bili mnie, kiedy im dawałem powód dozawiści. Do rzeczy! Do rzeczy! wykrzyknął ksiądz Pirard nieprzytomny z wściekłości.Nie zatrwożony bynajmniej Julian podjął opowiadanie: Skorom przybył do Besanon koło południa, byłem głodny, wszedłem do kawiarni.Ser-ce moje zdejmował wstręt do tak plugawego miejsca, ale sądziłem, że śniadanie wypadnie mi107tam taniej niż w gospodzie.Dama, wyglądająca na właścicielkę, wzruszyła się moim nie-śmiałym wejrzeniem. Besanon pełne jest hultajów, rzekła, boję się o pana.Gdyby się panuzdarzyło co złego, zwróć się pan do mnie, przyślij do mnie przed ósmą.Jeśli odzwierny niezechce spełnić pańskiego zlecenia, powiedz pan, że jesteś moim krewnym, rodem z Genlis. Każę sprawdzić tę gadaninę! wykrzyknął ksiądz Pirard, który nie mogąc wytrwać wmiejscu przechadzał się po pokoju. Ruszaj do celi!Ksiądz udał się za Julianem i zamknął go na klucz.Chłopiec wziął się natychmiast doprzetrząśnięcia walizy, na której dnie nieszczęsna kartka byłą starannie ukryta.Nic nie brakłow walizie, ale rzeczy były poprzewracane.A przecież miał zawsze klucz przy sobie! Co zaszczęście myślał Julian że w czasie mej ślepoty nie skorzystałem nigdy z pozwolenia wyj-ścia.Rozumiem teraz dobroć, z jaką ksiądz Castande ofiarował mi je tak często.Może sku-siłbym się zmienić ubranie i odwiedzić piękną Amandę, zgubiłbym się.Skoro ten plan za-wiódł wówczas, aby nie zmarnować poszlaki, użyto jej do denuncjacji.W dwie godziny pózniej rektor zawołał Juliana. Nie skłamałeś rzekł patrząc mniej surowo ale przechowywać taki adres to nierozwa-ga, z której nie możesz sobie nawet zdać sprawy.Nieszczęsne dziecko! Za dziesięć lat jeszczemoże ci to zaszkodzić.108XXVII.PIERWSZE DOZWIADCZENIEWspółczesność, wielki Boże! to Arkaświęta.Biada temu, kto jej dotknie.D i d e r o tCzytelnik daruje nam, że z tej epoki życia Juliana niewiele przytoczymy ścisłych i jasnychfaktów.Nie aby ich brakowało; przeciwnie; ale to, co ujrzał w seminarium, byłoby może zbytczarne w stosunku do kolorytu, jaki staraliśmy się zachować w tej książce.Współcześni, na-wet znosząc pewne rzeczy, doznają na ich przypomnienie wstrętu paraliżującego wszelkąprzyjemność, nawet tę, która płynie z czytania powieści.Studia nad hipokryzją gestów szły Julianowi dość opornie; chwilami ogarniał go wstręt,zniechęcenie.Nie mógł osiągnąć sukcesu, do tego w karierze, która mu była wstrętna.Naj-mniejsza pomoc z zewnątrz wystarczyłaby, aby mu dodać otuchy, trudności nie były zbytwielkie; ale czuł się sam, jak łódka wśród oceanu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]