[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani do maszkaronów.A mimo to właśnie tak jąnazwał.Przez resztę dnia napawała się tym wspomnieniem, uśmiechając sięnieustannie, a wieczorem znów nie zdołała nic przeczytać, ponieważ myślałatylko o tym.Potem zaś nie mogła zasnąć, gdyż po upalnym dniu nastała gorąca,- 106 -SRduszna noc.Do tego wybijało ją ze snu wspomnienie tego czarownego słowa.Kochanie.Wreszcie poddała się i wyszła do ogrodu, nie zawracając sobie głowyprzebieraniem się, gdyż o tej porze nie mogła nikogo spotkać.Szła boso,bezszelestnie.Kiedy znalazła się nieopodal fontanny, usłyszała dziwny dzwięk,który nie miał prawa się tu rozlegać - damskie głosy.Wyjrzała ostrożnie ponadżywopłotem z przystrzyżonego bukszpanu i zobaczyła je znowu.Wróciły.Nawet nie zachowywały się specjalnie cicho, tak były pewne siebie.A ona samapokazała im drogę!Popędziła do zamku.Główne wejście było oczywiście zamknięte, aletylne drzwi kuchni ustąpiły, gdy nacisnęła klamkę.Przeszła dalej, w salonie igabinecie było ciemno, lecz zauważyła odblask światła sączący się z oranżerii.Pobiegła w tamtym kierunku i pchnęła ciężkie szklane drzwi.- Patrick!Na jej widok odłożył jakieś papiery, podniósł się z rattanowej sofy, zniepokojem ściągnął brwi.- Co się stało?Miał na sobie dżinsy i białą koszulę z krótkim rękawem, Jo pierwszy razwidziała go ubranego tak swobodnie.Wydał jej się jeszcze bardziej atrakcyjnyniż kiedykolwiek.I ona zakochała się w kimś takim? Przecież nie miała żadnychszans!- Miałam ci to powiedzieć, kiedy przyszedłeś do garażu, ale wyleciało miz głowy.Zrobiłam coś strasznego.Były tu dziś jakieś twoje dwie wielbicielki,odwiozłam je do Lacombe.Wypytywały mnie o wszystko i tak jakośwygadałam się o tej furtce przy starej bramie.Po prostu nie pomyślałam, corobię.Wróciły, są już w ogrodzie niedaleko fontanny.Ogromnie cięprzepraszam.Czekała na wybuch, lecz nie nastąpił.- Usiądz, musimy się zastanowić, co z tym zrobić.- 107 -SRPrzysiadła na krześle, wokół którego zwieszały się zielone pędy, zaśPatrick przyjrzał jej się z uznaniem.- Wyglądasz, jakbyś wyszła prosto z dżungli, brakuje ci tylko maczety.Spojrzała na swoje stare szorty, w których sypiała i na odsłoniętepodrapane nogi.Zaczerwieniła się, lecz na szczęście nie zauważył tego, gdyżodwrócił się i sięgnął po telefon.- Simon? Nie jęcz, bo wiem, że i tak jeszcze nie spałeś.Przyjdz dooranżerii.Tak, teraz.Mam drobny kłopot.- Rozłączył się i spojrzał na Jo.- Hej,nie ma powodu tak się denerwować.- Jak to nie ma powodu? Zawiodłam cię.Przez moją własną głupotę.- Nie, przez zwykłą nieostrożność - rzekł łagodnie.- Wszystkim nam sięto zdarza od czasu do czasu.Jego wyrozumiałość spowodowała, że Jo poczuła jeszcze większewyrzuty sumienia.- Lepiej nie bądz dla mnie taki miły.- A dlaczego miałbym nie być dla ciebie miły? - spytał cicho, patrząc nanią intensywnie, zaś jego oczy w ciepłym świetle niewielkiej lampy wydawałysię zupełnie złote.Zapadło milczenie.Jo nie potrafiła nic z siebie wydusić, nie potrafiła teżodwrócić wzroku, a Patrick przyglądał jej się z hipnotyzującym uśmiechem.Trwało to do chwili, gdy do oranżerii wszedł elegancki, nieco łysiejącymężczyzna.- Traktujesz ludzi jak niewolników.Gdyby nie to, że zamierzam obłupićcię ze skóry za moje usługi, powiedziałbym ci, żebyś zadzwonił po innegoprawnika.Patrick uśmiechnął się do przyjaciela.- Ażesz.Zrobiłbyś wszystko za samą możliwość objadania się przeztydzień ciastami niani Morrison.Napijesz się czegoś? - Podszedł do małegobambusowego barku.- 108 -SR- No, już myślałem, że nie spytasz.Dla mnie whisky.- Jo, co dla ciebie?- Ja dziękuję, jeden kac na razie mi wystarczy.- W takim razie dostaniesz sok grejpfrutowy, ale najpierw pozwólcie, żewas sobie przedstawię.Nastąpiła krótka prezentacja, potem Simon usiadł i spytał:- W czym problem?- Jo zauważyła wroga, który wtargnął na nasz teren.Masz się ich pozbyć.- Morderstw nie popełniam - oznajmił spokojnie Simon.- Zwłaszcza nawakacjach.A jeśli chcesz oskarżyć kogoś o wtargnięcie na teren prywatny,wezwij francuskiego prawnika.Ja nie znam tutejszych przepisów.- To coś wymyśl.Mam dość napastowania mnie przez wielbicielki.- A, czyli mamy na karku kolejne chętne na szybkie i łatwe zdobyciesławy dzięki jednej nocy? Cóż, już raz cię wybroniłem, więc bez obaw.- Tak, tylko wtedy straciłem pracę, przyjaciela, wielu znajomych ireputację.Ucieszyłbym się, gdyby tym razem koszty były mniejsze.- No to powiedz wrogom, że jest za pózno, bo twierdza została jużzdobyta.- Wskazał na Jo.- Oto zwyciężczyni, reszta nie ma tu czego szukać.Zobaczysz, zmyją się jak niepyszne.Patrick przeszył przyjaciela iście morderczym spojrzeniem, lecz naSimonie nie wywarło to większego wrażenia.- Nic lepszego nie potrafisz wymyślić? - wycedził Patrick.- Nic lepszego nie możesz zrobić.- Nie wiesz, o czym mówisz.Simon zerknął na Jo.- A może ty coś poradzisz? Co mogłoby cię zniechęcić, gdybyś to tyzdołała zakraść się do sypialni Patricka?- Nie mam bladego pojęcia - rzekła z całym przekonaniem i westchnęła.Z niewiadomych powodów Patrick spochmurniał jeszcze bardziej.- 109 -SR- Jo jest moim pracownikiem, nie mogę jej wciągać w moje prywatnesprawy, więc przestań udzielać bzdurnych rad.Teraz i Simon się zirytował.- W takim razie z fankami radz sobie sam.Ja mam zrealizować pomysł Jo,a nie bronić cię przed babami.- Mój pomysł? - zdumiała się.- Przecież to ty przekonałaś Patricka, by odstąpił od adopcji jednegochłopca, a zamiast tego pomógł całej grupie.Wycofał więc podanie o adopcję,za to złożył ofertę kupna kilku opuszczonych, zbombardowanych budynków.Teoretycznie obcokrajowcy nie mają prawa posiadać tam nieruchomości, aleznalezliśmy furtkę - otóż właścicielem może być wspólnota.Patrick wyasygnujepieniądze na pomoc dla tych ludzi i na odbudowę domów.To znakomiterozwiązanie.W tym momencie zadzwoniła komórka Simona.Przez jakiś czas tylkosłuchał, pospiesznie robiąc notatki w grubym, oprawionym w skórę notesie, zktórym wydawał się nie rozstawać.Kiedy się rozłączył, podniósł wzrok naPatricka.- Moje gratulacje.Stałeś się właścicielem całej ulicy, a to znaczy, że ciludzie nie zostaną rozdzieleni.Pavli zamieszka u rodziny Borec.Możesz wysłaćekipę budowlaną, kiedy tylko zechcesz.Czerwony Krzyż jest zadowolony, żezamierzasz tam też zainstalować jednego z ich pracowników.Tamtejsiwatażkowie zastanowią się dwa razy, zanim zaatakują miejsce chronione przezmiędzynarodową organizację.Patrick milczał, był bardzo blady.Simon, nie uzyskawszy żadnejodpowiedzi, dodał nieco urażonym głosem:- Nic lepszego nie zdołam załatwić.Uważam, że i tak ugraliśmywyjątkowo dużo.Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się równiedobrych rezultatów.Musieliśmy wypaść bardzo przekonująco podczasdzisiejszego spotkania na lotnisku.- 110 -SRPatricka nagle odblokowało.Wydał z siebie głośny okrzyk, chwycił Jo zaręce, poderwał z krzesła, okręcił dookoła siebie.- Jo, jesteś genialna! Simon, jesteś nieoceniony! Kiedy możemy podpisaćumowę kupna?Prawnik uśmiechnął się szeroko.- Choćby i zaraz.Masz przecież faks w gabinecie.Przyjaciele wyszli, rozmawiając z podekscytowaniem, zaś Jo zostałasama, napawając się tym, co usłyszała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]